Może i zatrute, ale wyjątkowo smakowite ciacho - myślę sobie i cieszę się niezmiernie, że kupiłam książki o Flawii.
Po pierwsze - wydanie. Ja wiem, wiem, że niby liczyć się powinna treść, nie forma. Jakby tak było, to by się kobiety nie malowały. Toteż śliczna okładka z Flawią na fotelu, kremowy papier i wyraźna, leciutko stylizowana czcionka przyciągają oko.
Umysł też jest przyciągany, na różne sposoby.
Po pierwsze - historią dziewczynki o niebanalnych zainteresowaniach i ścisłym umyśle, półsieroty, najmłodszej z trójki sióstr, wiecznie przez siostry dręczonej.
Po drugie - wydarzeniami rozgrywającymi się na oczach czytelnika: bach! martwy ptak na progu, bach! morderstwo w ogórkach, bach! odnalezienie znaczka unikalnego na światową skalę.
Po trzecie - wydarzeniami z przeszłości, do których powolutku dokopuje się Flawia, rozwiązując zagadkę morderstwa.
Do tego wszystkiego dochodzi zaś warstwa niejako podskórna, czyli liczne wtręty, adnotacje i uwagi czynione na marginesie, dotyczące historii Anglii, sztuki, nauki czy też literatury. Wtrącane mimochodem, bez nacisku, wzbogacają czytanie. Oczywiście nie moje, bo jestem jak pies gończy i jak mam nić (sznur, powróz, linę okrętową) akcji, to pędzę za nią z wywieszonym językiem, niebywale ciekawa rozwiązania zagadki. Toteż te wszystkie smaczki zostały mi na drugie czytanie.
Na koniec zaś dodam, że naprawdę polubiłam bohaterkę, jest inteligentną, bystrą i sympatyczną dziewczynką.
Ocena: 5,5/6.
Strony
▼
piątek, 29 października 2010
środa, 27 października 2010
"Kły" Mike Resnick
Mike Resnick lubi Afrykę, poświęcił jej kilka książek, a to jest jedna z nich. Tematem jej są kły afrykańskiego supersłonia, pochodzące z XIX wieku. Kilka tysięcy lat później do Duncana Rojasa zgłasza się pewna tajemnicza osoba i składa zlecenie na odszukanie kłów. Rojas jest kimś w rodzaju archeologa specjalizującego się w zwierzętach. Tak naprawdę jest detektywem, bo śledzi dzieje tego niezwykłego artefaktu na przestrzeni tysięcy lat ze zręcznością i intuicją Sherlocka Holmesa.
Opis poszukiwań błyskotliwie splata się z retrospekcjami momentów kluczowych dla historii kłów. Do tego jeszcze możemy sobie poczytać, co supersłoń sobie myślał idąc na górę Kilimandżaro, by tam umrzeć.
Resnicka fascynuje możliwość powiązania tradycji (na przykładzie kultury afrykańskiej) z nowoczesnością i techniką. Uznaje, że na przykład masajski zwyczaj żywienia się mlekiem i krwią może przetrwać tysiące lat. Oczywista bzdura. Ludzie potrafią zmienić obyczaje w lat kilkadziesiąt, co tam mówić o tysiącach.
Ale szanuję autora za jego idee fixe.
Ocena: 4/6.
----
Zbiegła mi się notka tematycznie z życiem, bośmy dziś byli z Krzysiem u dentysty, albowiem ukruszył mu się kawałek zęba, dacie wiarę, 14 m-cy i dziura w jedynce :( Założono mu wypełnienie, ale cośmy przy tym użyli, o matkozcórką.
Opis poszukiwań błyskotliwie splata się z retrospekcjami momentów kluczowych dla historii kłów. Do tego jeszcze możemy sobie poczytać, co supersłoń sobie myślał idąc na górę Kilimandżaro, by tam umrzeć.
Resnicka fascynuje możliwość powiązania tradycji (na przykładzie kultury afrykańskiej) z nowoczesnością i techniką. Uznaje, że na przykład masajski zwyczaj żywienia się mlekiem i krwią może przetrwać tysiące lat. Oczywista bzdura. Ludzie potrafią zmienić obyczaje w lat kilkadziesiąt, co tam mówić o tysiącach.
Ale szanuję autora za jego idee fixe.
Ocena: 4/6.
----
Zbiegła mi się notka tematycznie z życiem, bośmy dziś byli z Krzysiem u dentysty, albowiem ukruszył mu się kawałek zęba, dacie wiarę, 14 m-cy i dziura w jedynce :( Założono mu wypełnienie, ale cośmy przy tym użyli, o matkozcórką.
poniedziałek, 25 października 2010
"Poncjusz Piłat" Roger Caillois
Interesuję się Judaszem, jaki przedstawiany jest w literaturze, takie hobby. Ciekawi mnie, jak kolejni autorzy tłumaczą jego postępowanie, przedstawiają motywy i pobudki. Ta książka nie jest o Judaszu, jest o Poncjuszu Piłacie, ale że Judasz tam się przewija, zainteresowała mnie.
Gdyby nie to, że język i styl powieści, czy też raczej mikropowieści, jest płaski i nudny, byłaby to bardzo dobra pozycja. Rozterki Piłata, okoliczności mające wpływ na jego decyzję, podszepty rozsądku i inne czynniki - dużo tu tego. Dla wielbiciela tematu to gratka. Szkoda, ach, szkoda, że warsztat pisarski nie zrównał się poziomem z pomysłem na książkę.
Książkowy Poncjusz Piłat wcale nie chce ukrzyżować Jezusa. Buntuje się przeciwko wydaniu wyroku na człowieka niewinnego, bowiem jest (hm?) sprawiedliwy. Do tego chce koniecznie utrzeć nosa starszyźnie żydowskiej, nie cierpi bowiem ich pychy, a że ze względów politycznych zmuszony był im ustępować, cierpi na tym jego duma Rzymianina. Ale stop, stop, nie malujmy Piłata samymi jasnymi barwami, że niby taki szlachetny. A gdzie tam. Wobec żony i jej wątpliwości odnośnie Jezusa odnosi się bardzo sceptycznie, żeby nie powiedzieć lekceważąco. Choć jest prokuratorem, nie ufa w siłę Rzymu, słaby jest i nieco chwiejny w poglądach.
Człowiek pełen sprzeczności.
"Ponieważ jednak Prokula była bardzo wzburzona, a Piłat równie słaby w życiu małżeńskim, jak w publicznym, zgodził się wysłuchać opowieści żony, starając się okazać zainteresowanie. Jednal przez miłość własną i aby podkreślić swoją dobroć, udawał, że czyni to z pewnym zniecierpliwieniem".[1]
"Jednym ze źródeł słabości Piłata był jego szacunek do człowieka". [2]
Interesująca (dla mnie) jest rozmowa Piłata z Judaszem. Konfrontacja człowieka statecznego, poważnego, zachowawczego z kimś, kto uważa, że właśnie dał światu Królestwo Niebieskie. Argumenty Judasza są typowe: jeśli nie on i jego zdrada, to Mesjasz nie miałby szansy odkupić ludzkości i zmartwychwstać. "Zbawienie świata zależy od tego, czy Chrystus zostanie ukrzyżowany. Jeżeli nadal będzie żył albo umrze spokojnie własną śmiercią, od ukąszenia rogatki, od zarazy albo gangreny, wszystko jedno od czego, ale zwyczajnie, jak wszyscy, możemy pożegnać się z odkupieniem. Ale nie dojdzie do tego dzięki Judaszowi Iskariocie i dzięki tobie, Prokuratorze. [...] Podobnie jak ty, Prokuratorze, jestem kapłanem boskiej ofiary. Nieważne, że tego nie rozumiesz". [3] "Od tej chwili imiona nasze złączone są na wieczność: Tchórz i Zdrajca. A w rzeczywistości Nieustraszony i Najwierniejszy, ten, którego słabość była niezbędna, i ten, którego poświęcenie było wielkie, że z miłości zgodził się na zawsze nosić piętno zdrady". [4]
Najciekawszy rozdział książki. No dobrze, tuż obok rozdziału końcowego. I jeszcze oprócz rodziału, gdzie przyjaciel Piłata snuje wizje świata chrześcijańskiego.
Hm, właściwie ktoś mógłby przepisać tę książkę na nowo. Zostawić treść, zmienić formę. Upłynnić styl, wyrzucić zbędne i nudne zdania. Spruć i wydziergać od nowa, lepiej. Ale byłby czad.
Ocena: 3,5/6.
---
[1] "Poncjusz Piłat" Roger Caillois, tłum. Donata Eska, PIW Warszawa 1977, s. 16
[2] Tamże, s. 27
[3] Tamże, s.28-29
[4] Tamże, s.30
Gdyby nie to, że język i styl powieści, czy też raczej mikropowieści, jest płaski i nudny, byłaby to bardzo dobra pozycja. Rozterki Piłata, okoliczności mające wpływ na jego decyzję, podszepty rozsądku i inne czynniki - dużo tu tego. Dla wielbiciela tematu to gratka. Szkoda, ach, szkoda, że warsztat pisarski nie zrównał się poziomem z pomysłem na książkę.
Książkowy Poncjusz Piłat wcale nie chce ukrzyżować Jezusa. Buntuje się przeciwko wydaniu wyroku na człowieka niewinnego, bowiem jest (hm?) sprawiedliwy. Do tego chce koniecznie utrzeć nosa starszyźnie żydowskiej, nie cierpi bowiem ich pychy, a że ze względów politycznych zmuszony był im ustępować, cierpi na tym jego duma Rzymianina. Ale stop, stop, nie malujmy Piłata samymi jasnymi barwami, że niby taki szlachetny. A gdzie tam. Wobec żony i jej wątpliwości odnośnie Jezusa odnosi się bardzo sceptycznie, żeby nie powiedzieć lekceważąco. Choć jest prokuratorem, nie ufa w siłę Rzymu, słaby jest i nieco chwiejny w poglądach.
Człowiek pełen sprzeczności.
"Ponieważ jednak Prokula była bardzo wzburzona, a Piłat równie słaby w życiu małżeńskim, jak w publicznym, zgodził się wysłuchać opowieści żony, starając się okazać zainteresowanie. Jednal przez miłość własną i aby podkreślić swoją dobroć, udawał, że czyni to z pewnym zniecierpliwieniem".[1]
"Jednym ze źródeł słabości Piłata był jego szacunek do człowieka". [2]
Interesująca (dla mnie) jest rozmowa Piłata z Judaszem. Konfrontacja człowieka statecznego, poważnego, zachowawczego z kimś, kto uważa, że właśnie dał światu Królestwo Niebieskie. Argumenty Judasza są typowe: jeśli nie on i jego zdrada, to Mesjasz nie miałby szansy odkupić ludzkości i zmartwychwstać. "Zbawienie świata zależy od tego, czy Chrystus zostanie ukrzyżowany. Jeżeli nadal będzie żył albo umrze spokojnie własną śmiercią, od ukąszenia rogatki, od zarazy albo gangreny, wszystko jedno od czego, ale zwyczajnie, jak wszyscy, możemy pożegnać się z odkupieniem. Ale nie dojdzie do tego dzięki Judaszowi Iskariocie i dzięki tobie, Prokuratorze. [...] Podobnie jak ty, Prokuratorze, jestem kapłanem boskiej ofiary. Nieważne, że tego nie rozumiesz". [3] "Od tej chwili imiona nasze złączone są na wieczność: Tchórz i Zdrajca. A w rzeczywistości Nieustraszony i Najwierniejszy, ten, którego słabość była niezbędna, i ten, którego poświęcenie było wielkie, że z miłości zgodził się na zawsze nosić piętno zdrady". [4]
Najciekawszy rozdział książki. No dobrze, tuż obok rozdziału końcowego. I jeszcze oprócz rodziału, gdzie przyjaciel Piłata snuje wizje świata chrześcijańskiego.
Hm, właściwie ktoś mógłby przepisać tę książkę na nowo. Zostawić treść, zmienić formę. Upłynnić styl, wyrzucić zbędne i nudne zdania. Spruć i wydziergać od nowa, lepiej. Ale byłby czad.
Ocena: 3,5/6.
---
[1] "Poncjusz Piłat" Roger Caillois, tłum. Donata Eska, PIW Warszawa 1977, s. 16
[2] Tamże, s. 27
[3] Tamże, s.28-29
[4] Tamże, s.30
niedziela, 24 października 2010
"Kongres futurologiczny" Stanisław Lem
Lem potęgą jest i basta, tak twierdzę. Ale nie przy każdej jego książce twierdzę to równie mocno. "Kongres" jest właśnie taką książką - wynika więc z tego, że nie zachwycił mnie absolutnie i bezkrytycznie, jak na przykład Pirx. Dlaczego?
Chyba troszkę przez język, który co prawda jest wizytówką autora, ale mnie już męczy jego archaiczność, te wszystkie snadź, atoli, jąłem, zrazu, imać, podług czy dlaboga. Mocno to kontrastuje z tematem książki. Bo kongre futurologiczny, w którym uczestniczy Ijon Tichy, jest przecież tematem wybitnie przyszłościowym i postępowym. Nie szkodzi, że właściwie się nie odbywa, zakłócony przez atak terrorystyczny. Tichy swoją porcję wizji przyszłości i tak dostaje. Począwszy od halucynogenów, którymi posługują się władze, poprzez operacje, przeszczepy aż do zamrożenia w oczekiwaniu na postęp w metodach leczenia. Po odmrożeniu Tichy znajduje się w Arkadii - kraju mlekiem i miodem płynącym, gdzie każdego stać na wszystko, za darmo są mieszkania, samochody, dzieła sztuki i wszelkie luksusy - nic, tylko brać, ile się udźwignie! Tyle że to tylko ułuda, mgła na mózgu spowodowana chemicznymi substancjami - maskonami (od maskowania rzeczywistości). Tichy oczywiście zrywa tę zasłonkę (a bo to jedną zresztą) i dobiera się do upiornego sedna.
Czytajcie Lema!
Ocena: 4,5/6.
P.S.Adam Ferency czyta świetnie, znakomicie, cudownie!
Chyba troszkę przez język, który co prawda jest wizytówką autora, ale mnie już męczy jego archaiczność, te wszystkie snadź, atoli, jąłem, zrazu, imać, podług czy dlaboga. Mocno to kontrastuje z tematem książki. Bo kongre futurologiczny, w którym uczestniczy Ijon Tichy, jest przecież tematem wybitnie przyszłościowym i postępowym. Nie szkodzi, że właściwie się nie odbywa, zakłócony przez atak terrorystyczny. Tichy swoją porcję wizji przyszłości i tak dostaje. Począwszy od halucynogenów, którymi posługują się władze, poprzez operacje, przeszczepy aż do zamrożenia w oczekiwaniu na postęp w metodach leczenia. Po odmrożeniu Tichy znajduje się w Arkadii - kraju mlekiem i miodem płynącym, gdzie każdego stać na wszystko, za darmo są mieszkania, samochody, dzieła sztuki i wszelkie luksusy - nic, tylko brać, ile się udźwignie! Tyle że to tylko ułuda, mgła na mózgu spowodowana chemicznymi substancjami - maskonami (od maskowania rzeczywistości). Tichy oczywiście zrywa tę zasłonkę (a bo to jedną zresztą) i dobiera się do upiornego sedna.
Czytajcie Lema!
Ocena: 4,5/6.
P.S.Adam Ferency czyta świetnie, znakomicie, cudownie!
sobota, 23 października 2010
Zeszyty mnie przyciągają
Pisałam już o zeszytach, które oglądałam w empiku, one mają jakąś magnetyczną siłę przyciągania. W czwartek byliśmy zakupić butki zimowe Krzysiowi i kiedy przechodziliśmy koło empiku, mąż mnie zatrzymał, mówiąc, że przecież chciałam zeszyt. Chciałam, owszem, ale one są potwornie drogie - mówię. Na co mąż wjechał wózkiem krzysiowym do środka i odrzekł, że na pewno nie wszystkie. Jak się okazało, miał świętą rację. Co prawda spędziłam tam masę czasu, ale wygrzebałam sobie brulionik w twardej oprawie, okładka projektowana przez Aleksandrę Woldańską, okładek jest cała seria, którą można zobaczyć tutaj, tworząca historyjkę - ja wybrałam obrazek drugi z kolei: druty, pojazd kosmiczny i czerwona parasolka.
Czy ta postać (postacie) nie przypomina Bromby? Bo mnie trochę tak... Nie był drogi, osiem złotych nie majątek.
Drugi zeszyt wypatrzył mąż na półeczce z przecenami :) To ten z papieru pakowego, hehe.
Opis ze strony www głosi: Zeszyt B5, 96 kartek z obwolutą. Środek - brązowy papier prążkowany 80g bez zadruku; okładka - czarny karton barwiony w masie 300 g; obwoluta - brązowy papier prążkowany 100g, zadruk 5+0. Oprawa klejona.
Zakupiłam, bo jest inny niż wszystkie. No i ta para na okładce... klimatyczna.
Drugi zeszyt wypatrzył mąż na półeczce z przecenami :) To ten z papieru pakowego, hehe.
Zakupiłam, bo jest inny niż wszystkie. No i ta para na okładce... klimatyczna.
piątek, 22 października 2010
"90 najważniejszych książek dla ludzi, którzy nie mają czasu czytać" Henrik Lange
Po pierwsze, moim cichym konikiem w literaturze są książki o książkach. Po drugie, lubię komiksy. Kiedy więc dowiedziałam się o istnieniu pozycji łączącej obydwa te punkty, postanowiłam z miejsca, że muszę ją zdobyć i przeczytać.
Nie zawiodłam się. Co prawda nota wydawcy w miejscu "będziesz śmiać się do łez" odrobinę przesadza, bo to nie jest komiks do gromkiego śmiechu, ale przeczytałam z rozbawieniem i nieukrywaną przyjemnością, a co niektóre obrazki pokazywałam z uciechą mężowi. Tak było na przykład z obrazkiem o "Rambo" (przy okazji, dowiedziałam się właśnie, że istnieje książkowy pierwowzór kultowego cyklu filmowego!)
Te krótkie komiksy w naprawdę oszczędnej formie przestawiają nawet nie fabułę danego dzieła, a jej zarys, szkic zaledwie (przy czym mając za nic pojęcie spoilera), co zresztą absolutnie nie przeszkadza w oglądaniu.
Wiele z książek wymienionych w spisie treści czytałam, o wielu słyszałam, ale sięgać nie zamierzam. Trafiłam jednak też na takie tytuły, które mnie zainteresowały i kiedyś je sobie znajdę i przeczytam. O to chodzi właśnie w książkach, jedna pociąga za sobą drugą i tak dalej.
Ocena: 4,5/6.
Nie zawiodłam się. Co prawda nota wydawcy w miejscu "będziesz śmiać się do łez" odrobinę przesadza, bo to nie jest komiks do gromkiego śmiechu, ale przeczytałam z rozbawieniem i nieukrywaną przyjemnością, a co niektóre obrazki pokazywałam z uciechą mężowi. Tak było na przykład z obrazkiem o "Rambo" (przy okazji, dowiedziałam się właśnie, że istnieje książkowy pierwowzór kultowego cyklu filmowego!)
Te krótkie komiksy w naprawdę oszczędnej formie przestawiają nawet nie fabułę danego dzieła, a jej zarys, szkic zaledwie (przy czym mając za nic pojęcie spoilera), co zresztą absolutnie nie przeszkadza w oglądaniu.
Wiele z książek wymienionych w spisie treści czytałam, o wielu słyszałam, ale sięgać nie zamierzam. Trafiłam jednak też na takie tytuły, które mnie zainteresowały i kiedyś je sobie znajdę i przeczytam. O to chodzi właśnie w książkach, jedna pociąga za sobą drugą i tak dalej.
Ocena: 4,5/6.
czwartek, 21 października 2010
"Mamuśka", "Urwisy", "Babunia" Brendan O'Carroll
Przeczytałam wszystkie trzy za jednym zamachem przez półtora dnia. Gdyż nie da się ukryć, że te książki wciągają. Są absolutnie zabawne, autentyczne, ciepłe i rodzinne. Do tego z odpowiednią ilością dramatów i nieoczekiwanych zwrotów akcji. No dobra, zaczęłam od pochwał, a nawet nie wiecie, o czym to jest.
To historia rodzinna. Głową tej rodziny jest Agnes Browne, Irlandka z Dublina, matka siedmiorga dzieci. Poznajemy ją w momencie, gdy stara się o wdowią rentę, jej męża bowiem potrącił samochód, ze skutkiem śmiertelnym. Śmiem twierdzić, że owdowienie nie było najgorszą rzeczą, jaka przydarzyła się Agnes, mąż pił, bił ją i przepuszczał większość pieniędzy na wyścigach. W spadku zostawił żonie gromadkę przychówku - hm, w sumie jej największy skarb.
Najstarszy - Mark - to złoty chłopiec, obrotny, pracowity i inteligentny. Chce jak najszybciej stanąć na nogi, by pomóc matce utrzymać rodzinę. Nie da się ukryć, że udaje mu się to znakomicie, w głównej mierze dzięki napotkaniu na swej drodze odpowiedniego człowieka, właściciela fabryki mebli.
Pozostali synowie Agnes nie są tak... hm, odpowiedzialni. Frankie jest czarną owcą w rodzinie, wagaruje, kradnie i zadaje się z neofaszystami. Simon idzie w ślady Marka i szybko porzuca szkołę i szuka pracy. Dermot to złoty chłopiec, ale zbyt noszanlancko podchodzi do życia...
Trzy tomy sagi rodzinnej dają nam pełny obraz irlandzkiej rodziny, jaka by ona nie była. Śledzimy dzieci, jak rosną, żenią się, pobierają, rodzą im się dzieci. Patrzymy, jak im się wiedzie, wszystkim. Razem z Agnes wzruszamy się i uśmiechamy.
Świetne, optymistyczne książki.
Ocena: 5/6.
To historia rodzinna. Głową tej rodziny jest Agnes Browne, Irlandka z Dublina, matka siedmiorga dzieci. Poznajemy ją w momencie, gdy stara się o wdowią rentę, jej męża bowiem potrącił samochód, ze skutkiem śmiertelnym. Śmiem twierdzić, że owdowienie nie było najgorszą rzeczą, jaka przydarzyła się Agnes, mąż pił, bił ją i przepuszczał większość pieniędzy na wyścigach. W spadku zostawił żonie gromadkę przychówku - hm, w sumie jej największy skarb.
Najstarszy - Mark - to złoty chłopiec, obrotny, pracowity i inteligentny. Chce jak najszybciej stanąć na nogi, by pomóc matce utrzymać rodzinę. Nie da się ukryć, że udaje mu się to znakomicie, w głównej mierze dzięki napotkaniu na swej drodze odpowiedniego człowieka, właściciela fabryki mebli.
Pozostali synowie Agnes nie są tak... hm, odpowiedzialni. Frankie jest czarną owcą w rodzinie, wagaruje, kradnie i zadaje się z neofaszystami. Simon idzie w ślady Marka i szybko porzuca szkołę i szuka pracy. Dermot to złoty chłopiec, ale zbyt noszanlancko podchodzi do życia...
Trzy tomy sagi rodzinnej dają nam pełny obraz irlandzkiej rodziny, jaka by ona nie była. Śledzimy dzieci, jak rosną, żenią się, pobierają, rodzą im się dzieci. Patrzymy, jak im się wiedzie, wszystkim. Razem z Agnes wzruszamy się i uśmiechamy.
Świetne, optymistyczne książki.
Ocena: 5/6.
środa, 20 października 2010
Wyniki losowania "Cappuccino"!
Skorzystałam ze strony random.org, stworzyłam listę, pracowicie przepisując wszystkie nicki chętnych, strona wykonała resztę, pomieszała i ustawiła bsmietankę na pierwszym miejscu.
Gratuluję bardzo i poproszę o adres do wysyłki na agnes.aqnes@gmail.com :)
Rany julek, kiedyś to mi się chciało pisać na karteczkach, wycinać, składać, mieszać, wyciągać i jeszcze to fotografować. Tak, jestem leniwa, ale wybaczycie, zwłaszcza że wynik ten sam.
Tym wszystkim, którym się nie poszczęściło, albo nie zdążyli się wpisać, a mieli ochotę - zapraszam kolejnym razem, na pewno coś zorganizuję.
Popijając kawę, pozdrawiam!
Gratuluję bardzo i poproszę o adres do wysyłki na agnes.aqnes@gmail.com :)
Rany julek, kiedyś to mi się chciało pisać na karteczkach, wycinać, składać, mieszać, wyciągać i jeszcze to fotografować. Tak, jestem leniwa, ale wybaczycie, zwłaszcza że wynik ten sam.
Tym wszystkim, którym się nie poszczęściło, albo nie zdążyli się wpisać, a mieli ochotę - zapraszam kolejnym razem, na pewno coś zorganizuję.
Popijając kawę, pozdrawiam!
wtorek, 19 października 2010
Lubicie kawę? To weźcie książkę ode mnie...
To takie utarte i schematyczne: jesień, za oknem ciepły mrok i opadłe liście, a my zawinięci w kraciasty, milusi kocyk, w ręku książka, a na stoliczku kubek z gorącą herbatą. Otóż nie. Ja preferuję kawę. Z odrobiną cukru i mleka. Książka jak najbardziej. Kocyka może nie być.
Kto też lubi kawę? Na przykład cappuccino?
To zapraszam! Książka "Cappuccino" Marielli Righini do wzięcia. Książka dla pań, książka dla kawoszy, książka o Paryżu, książka o wakacjach, książka smakująca latem, miłością, trochę smutkiem.
Chętni proszeni są o zostawienie komentarza pod notką do jutra do 22, losowanie też jutro -chyba że się nie wyrobię, to pojutrze. Życzę szczęścia!
Kto też lubi kawę? Na przykład cappuccino?
To zapraszam! Książka "Cappuccino" Marielli Righini do wzięcia. Książka dla pań, książka dla kawoszy, książka o Paryżu, książka o wakacjach, książka smakująca latem, miłością, trochę smutkiem.
Chętni proszeni są o zostawienie komentarza pod notką do jutra do 22, losowanie też jutro -chyba że się nie wyrobię, to pojutrze. Życzę szczęścia!
poniedziałek, 18 października 2010
A to ci dopiero - niespodziewana przesyłka
A to ci dopiero niespodziewanka!
Ze skrzynki mąż mi przyniósł paczuszkę, obmacuję, oglądam, obwąchuję i tak sobie myślę, co ja znowu zamówiłam za komiks (bo mi się pomyliło wydawnictwo Initium z księgarnią Incal), rozpakowywuję i proszę! Tosca Lee "Diabeł. Autobiografia". :)
Dziękuję wydawnictwu, z pewnością przeczytam!
Do tego przyszedł też "Brzechwa dzieciom" z podaja, używany, ale znakomity stan, będę czytać Krzysiowi :)
No i chyba będę musiała książki wypchnąć z domu, bo się nie mieszczę. Może jakiś konkursik?...
Ze skrzynki mąż mi przyniósł paczuszkę, obmacuję, oglądam, obwąchuję i tak sobie myślę, co ja znowu zamówiłam za komiks (bo mi się pomyliło wydawnictwo Initium z księgarnią Incal), rozpakowywuję i proszę! Tosca Lee "Diabeł. Autobiografia". :)
Dziękuję wydawnictwu, z pewnością przeczytam!
Do tego przyszedł też "Brzechwa dzieciom" z podaja, używany, ale znakomity stan, będę czytać Krzysiowi :)
No i chyba będę musiała książki wypchnąć z domu, bo się nie mieszczę. Może jakiś konkursik?...
piątek, 15 października 2010
"Życie przed sobą" Emile Ajar - przepiękna książka!
Niezwykła, przejmująca, wyjątkowa książka. Tak mi się ciśnie do głowy po wysłuchaniu audiobooka. A o czym, zapytacie?
Ano, w Paryżu jest sobie stara, schorowana Żydówka. Była więźniarka obozu koncentracyjnego, była prostytutka, dorabia sobie teraz opieką nad dziećmi innych prostytutek. Popyt na jej usługi istnieje, bo dziwki boją się opieki społecznej, która to nader chętnie dzieci odbiera osobom z marginesu. Toteż pani Rosa ma u siebie kilkoro dzieciaków różnych narodowości, wyznań i koloru skóry. Wszystkie wcześniej czy później znajdują własną drogę, czy to odebrane przez rodziców po pewnym czasie, czy też w rodzinach zastępczych jako dzieci adoptowane. Tylko Momo ciągle jest. Momo, czyli Mohamed, muzułmański chłopiec, który nie pamięta rodziców, a jedynym dowodem istnienia jakiejkolwiek jego rodziny jest przychodzący co miesiąc przekaz na jego utrzymanie. Kiedy przekazy przestają przychodzić, Momo i pani Rosa wiedzą, że zostaną ze sobą. Bo się kochają. Momo, jako dziecko, potrzebuje miłości jak nie wiem co. Pani Rosa też jej potrzebuje jak nie wiem co.
Dobrze, że siebie mają.
To niezwykła powieść. Obserwacje dotyczące życia w Paryżu, w dzielnicy dla biedoty i imigrantów są przenikliwe i świeże. Najlepszą metodą na przekonanie się, czy ukochany pies będzie miał nowego pana, który jest dla niego gotowy dużo poświęcić, jest sprzedanie go za duże pieniądze. Towarzyszem zabaw i wędrówek po ulicach może być parasol w ubraniu, ale bez twarzy. Najlepszym przyjacielem jest transwestyta, były bokser z Senegalu. A przysługą, jaką trzeba oddać pani Rosie, jest pozwolenie, by zmarła, bez sztucznego podtrzymywania życia w szpitalu.
Na spotkaniu biblionetkowym miałam okazję porozmawiać chwilę z koleżanką na temat tej książki. Kiedy wyraziłam swój zachwyt, ona oznajmiła, że owszem, powieść niezła, ale nie kupiła jej bezkrytycznie. Stróżowanie tygodniami przy ciele zmarłej - wydało jej się to nieprawdopodobne. Albo ta sprzedaż psa. "No pomyśl, Agnes - klarowała mi - dziecko prawie że z ulicy, często głodne, nie stroniące od kradzieży, sprzedaje psa za niebotyczną sumę kilkuset franków, by następnie pieniądze te wepchnąć do kratki ściekowej, wierzysz w to?". Otóż wierzę. Może naiwnie, ale wierzę w to, że te pieniądze miały tylko służyć przekonaniu się, że nowy właściciel psa ceni, i to bardzo, i nie wyrzuci go na ulicę.Wierzę w to, że system wartości dzieci nie opiera się zawsze na pieniądzach, że są sytuacje, gdzie serce, emocje biorą górę, Im starsi jesteśmy, tym rzadziej, niestety... Wierzę, bo sama taka byłam, przytaczania przykładów już wam oszczędzę.
Ocena: 6/6. Bezapelacyjnie.
Ano, w Paryżu jest sobie stara, schorowana Żydówka. Była więźniarka obozu koncentracyjnego, była prostytutka, dorabia sobie teraz opieką nad dziećmi innych prostytutek. Popyt na jej usługi istnieje, bo dziwki boją się opieki społecznej, która to nader chętnie dzieci odbiera osobom z marginesu. Toteż pani Rosa ma u siebie kilkoro dzieciaków różnych narodowości, wyznań i koloru skóry. Wszystkie wcześniej czy później znajdują własną drogę, czy to odebrane przez rodziców po pewnym czasie, czy też w rodzinach zastępczych jako dzieci adoptowane. Tylko Momo ciągle jest. Momo, czyli Mohamed, muzułmański chłopiec, który nie pamięta rodziców, a jedynym dowodem istnienia jakiejkolwiek jego rodziny jest przychodzący co miesiąc przekaz na jego utrzymanie. Kiedy przekazy przestają przychodzić, Momo i pani Rosa wiedzą, że zostaną ze sobą. Bo się kochają. Momo, jako dziecko, potrzebuje miłości jak nie wiem co. Pani Rosa też jej potrzebuje jak nie wiem co.
Dobrze, że siebie mają.
To niezwykła powieść. Obserwacje dotyczące życia w Paryżu, w dzielnicy dla biedoty i imigrantów są przenikliwe i świeże. Najlepszą metodą na przekonanie się, czy ukochany pies będzie miał nowego pana, który jest dla niego gotowy dużo poświęcić, jest sprzedanie go za duże pieniądze. Towarzyszem zabaw i wędrówek po ulicach może być parasol w ubraniu, ale bez twarzy. Najlepszym przyjacielem jest transwestyta, były bokser z Senegalu. A przysługą, jaką trzeba oddać pani Rosie, jest pozwolenie, by zmarła, bez sztucznego podtrzymywania życia w szpitalu.
[Uwaga,spoilery!]
Na spotkaniu biblionetkowym miałam okazję porozmawiać chwilę z koleżanką na temat tej książki. Kiedy wyraziłam swój zachwyt, ona oznajmiła, że owszem, powieść niezła, ale nie kupiła jej bezkrytycznie. Stróżowanie tygodniami przy ciele zmarłej - wydało jej się to nieprawdopodobne. Albo ta sprzedaż psa. "No pomyśl, Agnes - klarowała mi - dziecko prawie że z ulicy, często głodne, nie stroniące od kradzieży, sprzedaje psa za niebotyczną sumę kilkuset franków, by następnie pieniądze te wepchnąć do kratki ściekowej, wierzysz w to?". Otóż wierzę. Może naiwnie, ale wierzę w to, że te pieniądze miały tylko służyć przekonaniu się, że nowy właściciel psa ceni, i to bardzo, i nie wyrzuci go na ulicę.Wierzę w to, że system wartości dzieci nie opiera się zawsze na pieniądzach, że są sytuacje, gdzie serce, emocje biorą górę, Im starsi jesteśmy, tym rzadziej, niestety... Wierzę, bo sama taka byłam, przytaczania przykładów już wam oszczędzę.
Ocena: 6/6. Bezapelacyjnie.
czwartek, 14 października 2010
Flawia jest moja, moja, moja!
Pamiętacie, jak irytowałam się sama na siebie, bo nie umiałam znaleźć książek Bradleya? Pisałam o tym... Tym razem byłam nieco mądrzejsza, bo podeszłam do działu informacji w empiku i spytałam, a w ogóle wcześniej wydrukowałam sobie stronę ze schowka i miałam to na papierze i jestem dumna z siebie nieziemsko. Chłopak z punktu info okazał się być bardzo pomocnym, sprawdził ciasteczko i badyla, po czym powiódł mnie do działu młodzieżowego, gdzie z regałów krzyczało do mnie "Szeptem", a na półce upchnięty był Bradley. Wyciągnął oba tomy, wręczył mi do obejrzenia, po czym oddalił się, na odchodne rzucając, że w razie pytań jest w punkcie informacyjnym. Brawo. Takie rzeczy to ja rozumiem. Flawia wygląda bardzo sympatycznie, a książki bardzo ładnie wydane, brązowy kolor czcionki, ciepły kolor stron, numeracja nietypowa, bo nie na dole, a do tego wszystkiego prześliczne zakładki z Flawią właśnie. Cudeńka. Muszę przypilnować, żeby mi ich syn nie zjadł. Jedną pratchettową to mi zeżarł, no nie całą, połowę, ale już się do użytku nie nadaje.
Obejrzałam sobie ponadto zeszyty w empiku, pod kątem zakupu eks-klu-zyw-ne-go zeszyciku na cytaty i recenzje książkowe tudzież pośpieszne notatki, co i komu pożyczyłam. Obłędne. Wiecie, że są tam zeszyty z papieru pakowego, takiego brązowego? Bardzo porządnie zrobione eko-zeszyty. Ale nie przekonały mnie. Widziałam też zeszytki idealne na pamiętnik czy dziennik, w grubej oprawie, zamykane na magnesik. I z gładkimi stronami i tą kartką w kratkę, co się podkłada pod stronę, żeby pisać równo, zapomniałam, jak to się nazywa, a przecież w czasach moich szkolnych to było w codziennym użyciu, ratunku, niech mi ktoś pomoże, jak to się nazywa?
Ogólnie zadowolona jestem, wracałam z zakupów, z głośników samochodowych sączył się "Przenicowany świat" Strugackich, słońce prześwitywało na rudo przez warstwę chmur nadając nierzeczywisty posmak jesiennemu krajobrazowi i czułam się jak nie z tego świata.
wtorek, 12 października 2010
"Księga smoków" - antologia
Dwunastu autorów i autorek, dwanaście opowiadań, jeden smok - to znaczy jeden motyw przewodni, a nie jeden smoczy egzemplarz. Bo w całej książce roi się od smoków. Przeróżnych.
1. Takich, co to jak na smoka przystało, mieszkają w jaskini na stosie złota i klejnotów.
2. Takich, co to żyją po kilkaset lat, są wyjątkowo inteligentne, złośliwe i skłonne do podstępów.
3. Takich, co to wstępują na służbę do smokersów.
4. Takich, co to kryją się w człowieku i próbują wyrwać się na wolność.
5. Takich, co to służą jako broń w walce między ludźmi, (kra)snalami i elfami.
6. Takich, które uciekają w popłochu przed hordą chciwych rycerzy, bo są wielkości niewydarzonego psa.
7. Takich, które nie wiadomo jakim cudem i prawem zmieniają ludzi w kamienie, a freski w ludzi.
8. Takich, których władcy mogą być ludźmi.
9. Takich, co to są symbolem absolutnego i bezapelacyjnego szczęścia.
10. Takich, co to w skamieniałej postacu wciąż niosą grozę i rozpacz, choć już ani nie żyją, ani żyją.
11. Takich także, które są symbolami, ale potrafią stać się materialnymi symbolami w razie potrzeby.
12. Takich też, które bronią swojej wyspy jako swojego terytorium przed bandą pijanych marynarzy rodem z "Czarnej Perły".
Fantastyczna różnorodność.
Ocena: 4,5/6.
---
1. Tomasz Kołodziejczak: Smoczy biznes
2. Krzysztof Piskorski: Dar dla cesarza
3. Ewa Białołęcka: Szczeniak
4. Michał Studniarek: Mój własny smok
5. Maciej Guzek: Zmiana
6. Anna Brzezińska: Po prostu jeszcze jedno polowanie na smoka
7. Wit Szostak: Raport z nawiedzonego miasta
8. Jacek Piekara: Śmietnikowy dziadek i Władca Wszystkich Smoków
9. Maja Lidia Kossakowska: Smok tańczy dla Chung Fonga
10. Iwona Surmik: Łzy smoka
11. Izabela Szolc: I to minie
12. Marcin Mortka: Smok, dziewica i salwy burtowe
1. Takich, co to jak na smoka przystało, mieszkają w jaskini na stosie złota i klejnotów.
2. Takich, co to żyją po kilkaset lat, są wyjątkowo inteligentne, złośliwe i skłonne do podstępów.
3. Takich, co to wstępują na służbę do smokersów.
4. Takich, co to kryją się w człowieku i próbują wyrwać się na wolność.
5. Takich, co to służą jako broń w walce między ludźmi, (kra)snalami i elfami.
6. Takich, które uciekają w popłochu przed hordą chciwych rycerzy, bo są wielkości niewydarzonego psa.
7. Takich, które nie wiadomo jakim cudem i prawem zmieniają ludzi w kamienie, a freski w ludzi.
8. Takich, których władcy mogą być ludźmi.
9. Takich, co to są symbolem absolutnego i bezapelacyjnego szczęścia.
10. Takich, co to w skamieniałej postacu wciąż niosą grozę i rozpacz, choć już ani nie żyją, ani żyją.
11. Takich także, które są symbolami, ale potrafią stać się materialnymi symbolami w razie potrzeby.
12. Takich też, które bronią swojej wyspy jako swojego terytorium przed bandą pijanych marynarzy rodem z "Czarnej Perły".
Fantastyczna różnorodność.
Ocena: 4,5/6.
---
1. Tomasz Kołodziejczak: Smoczy biznes
2. Krzysztof Piskorski: Dar dla cesarza
3. Ewa Białołęcka: Szczeniak
4. Michał Studniarek: Mój własny smok
5. Maciej Guzek: Zmiana
6. Anna Brzezińska: Po prostu jeszcze jedno polowanie na smoka
7. Wit Szostak: Raport z nawiedzonego miasta
8. Jacek Piekara: Śmietnikowy dziadek i Władca Wszystkich Smoków
9. Maja Lidia Kossakowska: Smok tańczy dla Chung Fonga
10. Iwona Surmik: Łzy smoka
11. Izabela Szolc: I to minie
12. Marcin Mortka: Smok, dziewica i salwy burtowe
niedziela, 10 października 2010
"Gambit turecki" Borys Akunin
Wojny i podboje Rosji w dziewiętnastym wieku niezbyt mnie interesują. Na szczęście są tylko tłem do rozgrywającej się intrygi drugiego tomu o przygodach Fandorina. No dobrze, przesadziłam, nie tłem, a kanwą. Zaś to, że na wojnie trafiają się szpiedzy, zdrajcy i nieoczekiwane zwroty akcji - jest srebrną nitką tworzącą skomplikowany i zawikłany wzór.
Wzór ten oczywiście tylko Fandorin może rozsupłać, a nie jest łatwo, bo błędne tropy mnożą się jak szalone.
Smaczku całości dodaje Warwara, nowoczesna rosyjska kobieta, wyzwolona, zamaszysta i z głową nabitą przeróżnymi dyrdymałami. Pociąga ją Fandorin, a właściwie nie on, a ta mgiełka tajemnicy i tragedii, która go otacza, no i te szpakowate skronie... na kobiety to działa. Na mnie też!
Podoba mi się Fandorin.
Ocena: 4/6.
Wzór ten oczywiście tylko Fandorin może rozsupłać, a nie jest łatwo, bo błędne tropy mnożą się jak szalone.
Smaczku całości dodaje Warwara, nowoczesna rosyjska kobieta, wyzwolona, zamaszysta i z głową nabitą przeróżnymi dyrdymałami. Pociąga ją Fandorin, a właściwie nie on, a ta mgiełka tajemnicy i tragedii, która go otacza, no i te szpakowate skronie... na kobiety to działa. Na mnie też!
Podoba mi się Fandorin.
Ocena: 4/6.
piątek, 8 października 2010
"Azazel" Borys Akunin
To pierwsza część cyklu o Fandorinie, detektywie - policjancie w carskiej Rosji. Miałam okazję poznać już Fandorina z innych części cyklu, ale to było dawno temu i zdążyłam już zapomnieć.
W tej części Fandorin jest młodziutkim urzędnikiem najniższej kategorii, czymś w rodzaju kancelisty, zdatnego jedynie do przepisywania raportów.
Jakim właściwie cudem udaje mu się z takiej nudnej pracy wybić tak wysoko? Wysoko w sensie hierarchii. No cóż. Jest młody, pełen zapału, inteligentny i wykształcony. Do tego pochodzi z dobrej rodziny, jest nienagannie wychowany, przystojny, pracowity... i tak dalej, wzór cnót.
Tenże to ideał rozwiązuje sprawę tajemniczego samobójstwa bogatego młodzieńca, odkrywając, że stoi za tym piękna kobieta. Piękność ta znika, gdy tylko detektyw zaczyna deptać jej po piętach. Fandorin rozpoczyna jej poszukiwania za granicą, uzyskawszy wcześniej awans i odpowiednie pełnomocnictwa od władz. Okazuje się bowiem, że afera jest spora, międzynarodowa i bardzo groźna. Niestety, nasz bohater nie wychodzi z niej bez szwanku. Pod koniec książki Erast, choć ledwie dwudziestoletni, ma już posiwiałe skronie.
Ocena: 4/6.
W tej części Fandorin jest młodziutkim urzędnikiem najniższej kategorii, czymś w rodzaju kancelisty, zdatnego jedynie do przepisywania raportów.
Jakim właściwie cudem udaje mu się z takiej nudnej pracy wybić tak wysoko? Wysoko w sensie hierarchii. No cóż. Jest młody, pełen zapału, inteligentny i wykształcony. Do tego pochodzi z dobrej rodziny, jest nienagannie wychowany, przystojny, pracowity... i tak dalej, wzór cnót.
Tenże to ideał rozwiązuje sprawę tajemniczego samobójstwa bogatego młodzieńca, odkrywając, że stoi za tym piękna kobieta. Piękność ta znika, gdy tylko detektyw zaczyna deptać jej po piętach. Fandorin rozpoczyna jej poszukiwania za granicą, uzyskawszy wcześniej awans i odpowiednie pełnomocnictwa od władz. Okazuje się bowiem, że afera jest spora, międzynarodowa i bardzo groźna. Niestety, nasz bohater nie wychodzi z niej bez szwanku. Pod koniec książki Erast, choć ledwie dwudziestoletni, ma już posiwiałe skronie.
Ocena: 4/6.
czwartek, 7 października 2010
Stosik z kotem
Mimo tego, że pożyczone mnożą się na półkach (jak króliki, normalnie no), nie rezygnuję z zakupów. Byle nie hurtowo, tu jedna, tam jedna, czy dwie...
Od dołu:
1. Chuck Palahniuk "Niewidzialne potwory" - polecają, polecają, to wzięłam z empiku, jak byłam, "Zatrutego ciastka" znów nie znalazłam.
2. Marcel Pagnol "Żona piekarza" - też polecane na blogach.
3. Klara Jarunkova "Jedynaczka" - staroć ładnie opisana przez kogoś, lubię takie starocie, okaże się, czy słusznie pobrałam z podaja.
4. Henrik Lange "90 najważniejszych książek dla ludzi, którzy nie mają czasu czytać" - to komiks, od dawna chciałam go mieć, bo lubię książki o książkach. No i komiksy też.
Czarna plama z prawej z pazurami to kot w pozie niedbałej. Czarny kot na okładce "90 książek" to kotek Behemotek.
środa, 6 października 2010
"Życie - instrukcja obsługi" Georges Perec
Chaos mam w myślach, gdy widzę ten tytuł, toteż będzie w punktach celem uporządkowania chaosu.
1. "Życie - instrukcja obsługi" Pereca uchodzi za książkę kultową. Do tego to nie tylko literatura, lecz i liberatura, albowiem nie samą treścią człowiek żyje, ale i formą też. Amen.
2. Autor bierze na tapetę paryską kamienicę i leci równo po mieszkaniach ruchem konika szachowego (chyba, nie sprawdzałam) po kolei je opisując. Drobiazgowo, bardzo dokładnie, nie pomijając niczego. Podobnie czyni z lokatorami, od deski do deski.
3. Podobno ważna jest długość rodziałów, ilość stron, zaszyte w książce proporcje czy też wzory matematyczne, cuda niewidy, nie wiem, ratunku, książka jest do czytania, a nie do mierzenia.
4. Przeczytałam dwieście stron z blisko siedmiuset i stwierdzam, że to jest nudne, po prostu nudne. Nie mam zamiaru czytać dalej i książkę oddałam. Jazda z mikroskopem po mieszkaniach nie zastąpi akcji.
5. Ocena: no właśnie nie wiem. Skoro książka nie potrafiła mnie zachęcić do przeczytania jej w całości, to jest po prostu beznadziejna. Czyli: 1/6.
1. "Życie - instrukcja obsługi" Pereca uchodzi za książkę kultową. Do tego to nie tylko literatura, lecz i liberatura, albowiem nie samą treścią człowiek żyje, ale i formą też. Amen.
2. Autor bierze na tapetę paryską kamienicę i leci równo po mieszkaniach ruchem konika szachowego (chyba, nie sprawdzałam) po kolei je opisując. Drobiazgowo, bardzo dokładnie, nie pomijając niczego. Podobnie czyni z lokatorami, od deski do deski.
3. Podobno ważna jest długość rodziałów, ilość stron, zaszyte w książce proporcje czy też wzory matematyczne, cuda niewidy, nie wiem, ratunku, książka jest do czytania, a nie do mierzenia.
4. Przeczytałam dwieście stron z blisko siedmiuset i stwierdzam, że to jest nudne, po prostu nudne. Nie mam zamiaru czytać dalej i książkę oddałam. Jazda z mikroskopem po mieszkaniach nie zastąpi akcji.
5. Ocena: no właśnie nie wiem. Skoro książka nie potrafiła mnie zachęcić do przeczytania jej w całości, to jest po prostu beznadziejna. Czyli: 1/6.
wtorek, 5 października 2010
"Oko jelenia: Triumf Lisa Reinicke" Andrzej Pilipiuk
Uwaga, spoilery!
Pierwsze cztery tomy pochłonęłam w mgnieniu oka. Potem była przerwa, a teraz udało się przeczytać tom piąty i chyba nie ostatni.
W powieści towarzyszymy przybyszom z przyszłości, Markowi, Staszkowi i Heli, którzy - jakby dla odmiany - nie pędzą już na oślep z jednego miejsca do drugiego, ale zakotwiczają się w Gdańsku (niektórzy dosłownie). Również i akcja nieco się uspokaja, chociaż, czy ja wiem...?
Marek, przepraszam, mistrz Markus, zostaje aresztowany i osadzony w lochach. Hela ze Staszkiem znajdują schronienie u przyjaciół Maksyma, Kozaków.
Całą powieść panowie są rozdzieleni, dzięki czemu Staszek ma szansę się usamodzielnić i dojrzeć. Jego uczucia do Heleny krystalizują się i krzepną. Tym bardziej, że dziewczyna narażona jest na śmiertelne niebezpieczeństwo: tajemniczy zamachowiec dybie na nią uparcie i prawie udaje mu się ją uśmiercić. Staszek jako jej obrońca sprawdza się znakomicie, co przychodzi mu tym łatwiej, że za pazuchą wciąż nosi naładowany rewolwer, a do pasa ma przytroczoną szablę, prezent od Kozaków. Chłopak i Markowi jest w stanie pomóc, sprytnie wykorzystując znaleziony list żelazny Hanzy. Bowiem mistrz Markus jest w ciężkich opałach i naprawdę potrzebuje pomocy. Jest uwięziony za konszachty z demonem łasicą, przykuty do ściany w zatęchłym lochu, torturowany ogniem i cęgami, trawi go gorączka, żrą wszy i robactwo i źle z nim.
Tu jeszcze następowało parę zdań o tym, co się stało z mistrzem Markusem, Staszkiem i co ma Helena na palcu, ale wykasowałam, po co komuś psuć ewentualną lekturę. Tak, wiem, ostrzegłam o spoilerach, ale zawsze.
Ocena: 4/6.
Pierwsze cztery tomy pochłonęłam w mgnieniu oka. Potem była przerwa, a teraz udało się przeczytać tom piąty i chyba nie ostatni.
W powieści towarzyszymy przybyszom z przyszłości, Markowi, Staszkowi i Heli, którzy - jakby dla odmiany - nie pędzą już na oślep z jednego miejsca do drugiego, ale zakotwiczają się w Gdańsku (niektórzy dosłownie). Również i akcja nieco się uspokaja, chociaż, czy ja wiem...?
Marek, przepraszam, mistrz Markus, zostaje aresztowany i osadzony w lochach. Hela ze Staszkiem znajdują schronienie u przyjaciół Maksyma, Kozaków.
Całą powieść panowie są rozdzieleni, dzięki czemu Staszek ma szansę się usamodzielnić i dojrzeć. Jego uczucia do Heleny krystalizują się i krzepną. Tym bardziej, że dziewczyna narażona jest na śmiertelne niebezpieczeństwo: tajemniczy zamachowiec dybie na nią uparcie i prawie udaje mu się ją uśmiercić. Staszek jako jej obrońca sprawdza się znakomicie, co przychodzi mu tym łatwiej, że za pazuchą wciąż nosi naładowany rewolwer, a do pasa ma przytroczoną szablę, prezent od Kozaków. Chłopak i Markowi jest w stanie pomóc, sprytnie wykorzystując znaleziony list żelazny Hanzy. Bowiem mistrz Markus jest w ciężkich opałach i naprawdę potrzebuje pomocy. Jest uwięziony za konszachty z demonem łasicą, przykuty do ściany w zatęchłym lochu, torturowany ogniem i cęgami, trawi go gorączka, żrą wszy i robactwo i źle z nim.
Tu jeszcze następowało parę zdań o tym, co się stało z mistrzem Markusem, Staszkiem i co ma Helena na palcu, ale wykasowałam, po co komuś psuć ewentualną lekturę. Tak, wiem, ostrzegłam o spoilerach, ale zawsze.
Ocena: 4/6.
poniedziałek, 4 października 2010
"Córka Robrojka" Małgorzata Musierowicz
Bella to znaczy "piękna". Tak mówią na Arabellę Rojek, córkę Roberta. Ona i jej ojciec pojawiają się znienacka w Poznaniu, po tym, gdy Robrojek plajtuje, wykiwany przez nieuczciwego wspólnika.
Poznań jest dla niego miejscem, gdzie się wraca, choćby i z podwiniętym ogonem, miastem, gdzie Robert zostawił serce, znajomych, ulubione miejsca i zakątki.
W Poznaniu Bella poznaje Cezarego Majchrzaka, nazywanego Przeszczepem, osobnika o aparycji mało efektownej, ale o interesujących, nieco melancholijnych poglądach.
Tutaj Idusia wozi na spacery synka Józinka, nieustannie do niego mówiąc w nadziei, że poprawi to jego zdolności werbalne i zagadując go niemal na śmierć.
Tutaj wiotka Natalia miota się w uczuciach o Filipa, kapryśnego i nerwowego artysty.
Tutaj poczciwy Robert spotyka swoją dawną miłość, czarnooką, giętką Anielę i ze zdumieniem obserwuje swoje odczucia na jej widok.
Tutaj losy wszystkich wymienionych (plus jeszcze trochę) osób splatają się, jak włóczka we wzorzystym swetrze.
A kończy się - jak zwykle szczęśliwie? To też, ale bardziej podoba mi się, że autorka nie stawia kropki nad "i".
Ocena: 4,5/6.
Poznań jest dla niego miejscem, gdzie się wraca, choćby i z podwiniętym ogonem, miastem, gdzie Robert zostawił serce, znajomych, ulubione miejsca i zakątki.
W Poznaniu Bella poznaje Cezarego Majchrzaka, nazywanego Przeszczepem, osobnika o aparycji mało efektownej, ale o interesujących, nieco melancholijnych poglądach.
Tutaj Idusia wozi na spacery synka Józinka, nieustannie do niego mówiąc w nadziei, że poprawi to jego zdolności werbalne i zagadując go niemal na śmierć.
Tutaj wiotka Natalia miota się w uczuciach o Filipa, kapryśnego i nerwowego artysty.
Tutaj poczciwy Robert spotyka swoją dawną miłość, czarnooką, giętką Anielę i ze zdumieniem obserwuje swoje odczucia na jej widok.
Tutaj losy wszystkich wymienionych (plus jeszcze trochę) osób splatają się, jak włóczka we wzorzystym swetrze.
A kończy się - jak zwykle szczęśliwie? To też, ale bardziej podoba mi się, że autorka nie stawia kropki nad "i".
Ocena: 4,5/6.
niedziela, 3 października 2010
"Rzeczy ulotne" Neil Gaiman
Gaiman to całkiem niezłe nazwisko, z przyjemnością więc pożyczyłam do przeczytania tom opowiadań "Rzeczy ulotne: Cuda i zmyślenia".
W dość obszernym wstępie autor pisze o każdym opowiadaniu z osobna, skąd się wziął pomysł na nie, jakie były okoliczności powstania i tym podobne. Czasem jest to kilka zdań, czasem dwie strony, różnie. Przyznaję się, nie doczytałam wstępu do końca, pomyślawszy sobie, że sensowniej będzie czytać opis konkretnego opowiadania tuż przed jego lekturą. Potem pomyślałam, że najsensowniej byłoby umieścić te opisy przed opowiadanami (spotkałam się z takim zabiegiem w jakiejś antologii). Potem potrząsnełam głową i zabrałam się za czytanie.
Doczytałam do dwusetnej strony (z ponad 340), ponownie potrząsnęłam głową i zdecydowanie zamknęłam i odłożyłam książkę. Nie dam rady więcej. Żadne, ale to kompletnie żadne opowiadanie nie zapisało się w mojej pamięci, nie przykuło mojej uwagi, nie zainteresowało mnie niczym. Nuda. Nawet nie mam o czym pisać notki, no.
Ocena: 1/6.
W dość obszernym wstępie autor pisze o każdym opowiadaniu z osobna, skąd się wziął pomysł na nie, jakie były okoliczności powstania i tym podobne. Czasem jest to kilka zdań, czasem dwie strony, różnie. Przyznaję się, nie doczytałam wstępu do końca, pomyślawszy sobie, że sensowniej będzie czytać opis konkretnego opowiadania tuż przed jego lekturą. Potem pomyślałam, że najsensowniej byłoby umieścić te opisy przed opowiadanami (spotkałam się z takim zabiegiem w jakiejś antologii). Potem potrząsnełam głową i zabrałam się za czytanie.
Doczytałam do dwusetnej strony (z ponad 340), ponownie potrząsnęłam głową i zdecydowanie zamknęłam i odłożyłam książkę. Nie dam rady więcej. Żadne, ale to kompletnie żadne opowiadanie nie zapisało się w mojej pamięci, nie przykuło mojej uwagi, nie zainteresowało mnie niczym. Nuda. Nawet nie mam o czym pisać notki, no.
Ocena: 1/6.
sobota, 2 października 2010
Udało się wyrwać na spotkanie biblionetkowe!
I nie dość, że znów nastąpiła niezła roszada w księgozbiorach, to jeszcze dostałam plakietkę - pamiątkę z Ogólnopolskiego Zjazdu BiblioNETkowiczów w Toruniu. :) Widać ją na stosie. W książkach zaś zmiany są takie, jak poniżej.
Wydłubałam z półek i wywiozłam na pożyczki:
- Simon Tofield "Kot Simona: Sam o sobie" - do Dot
Oddałam właścicielom:
- Georges Perec "Życie - instrukcja obsługi" - madame seneka
- Grzegorz Kasdepke "Horror! czyli skąd się biorą dzieci" - Olimpia
- Bill Bryson "Krótka historia prawie wszystkiego" - do capmari
- Elif Safak "Pchli pałac" - campari
- Elizabeth Gilbert "Jedz, módl się, kochaj" - Mariola
- Trudi Canavan "Trylogia Czarnego Maga" - Dot
- Tom Sharpe "Wilt" - campari
- Eric Gurney "Jak żyć z wyrachowanym kotem" - Jola
- Abigail Thomas "Życie na trzy psy" - Marylek
- Richard Glover "Gotowi na wszystko" - paren (do campari poszło)
- Halina Snopkiewicz "Tabliczka marzenia" - Dot
- Bartosz Michalak "Na zakręcie: Agnieszka Osiecka we wspomnieniach" - Dot
Oddano mi i natychmiast poszło dalej:
- Walter Moers "13 i 1/2 życia kapitana Niebieskiego Misia" - od Dot do Olimpii
- Doris Lessing "O kotach" - od Joli do koko
- Walter Moers "Kot alchemika" - od Dot do Joli
- Łarisa Isarowa "Z dziennika licealistki" - od Dot do madame seneki
- Mary Ann Shaffer "Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek" - od madame seneki do Marioli
- Cormac McCarthy "Droga" - od Dot do Marioli
- Walter Moers "Rumo i cuda w ciemnościach" - od Olimpii do Joli
- Stieg Larsson "Millenium" - od minutki do Neski z wyjątkiem jednego tomu, który porwała villena, ale odda Nesce
Dostałam do przeczytania:
- Bartłomiej Paszylk "Książki zakazane" - od Dot
- Andrzej Pilipiuk "Oko jelenia: Triumf lisa Reinicke" - od Dot
- Vicki Myron "Dewey: Wielki kot w małym mieście" - od Dot
- Dieter Noll "Przygody Wernera Holta" - od chen
- Barbara Łopieńska "Męka twórcza" - od chen
- antologia "Księga smoków" - od chen (potem Olimpia)
- Zenon Skierski "Sztuka umierania" - od chen
- Bohdan Korewicki "Przez ocean czasu" t.1 - od chen
- Hanna Kowalewska "Tego lata, w Zawrociu" - od chen
- Selma Lonning Aaro "Lewą ręką przez prawie ramię" - od Marioli
- Roger Caillois "Poncjusz Piłat" - od Marylka
- Brendan O'Carroll "Mamuśka", "Urwisy" i "Babunia" - od Olimpii
Dostałam na własność:
- Lucy Maud Montgomery "Wymarzony dom Ani", wydanie NK z zielonkawą płócienną okładką, jak ja lubię, te płócienne okładki u Ani!
Piszę w tytule, że udało się, bo już myślałam, że się nie uda, albowiem Krzyś wczoraj dostał potężnej gorączki i paskudnego kataru. Byliśmy u lekarza, przepisał leki, no ale z wspólnego wyjazdu nici. Mąż zaoferował się zostać z synkiem, a mnie udało się wyrwać na godzinkę. :)
Wydłubałam z półek i wywiozłam na pożyczki:
- Simon Tofield "Kot Simona: Sam o sobie" - do Dot
Oddałam właścicielom:
- Georges Perec "Życie - instrukcja obsługi" - madame seneka
- Grzegorz Kasdepke "Horror! czyli skąd się biorą dzieci" - Olimpia
- Bill Bryson "Krótka historia prawie wszystkiego" - do capmari
- Elif Safak "Pchli pałac" - campari
- Elizabeth Gilbert "Jedz, módl się, kochaj" - Mariola
- Trudi Canavan "Trylogia Czarnego Maga" - Dot
- Tom Sharpe "Wilt" - campari
- Eric Gurney "Jak żyć z wyrachowanym kotem" - Jola
- Abigail Thomas "Życie na trzy psy" - Marylek
- Richard Glover "Gotowi na wszystko" - paren (do campari poszło)
- Halina Snopkiewicz "Tabliczka marzenia" - Dot
- Bartosz Michalak "Na zakręcie: Agnieszka Osiecka we wspomnieniach" - Dot
Oddano mi i natychmiast poszło dalej:
- Walter Moers "13 i 1/2 życia kapitana Niebieskiego Misia" - od Dot do Olimpii
- Doris Lessing "O kotach" - od Joli do koko
- Walter Moers "Kot alchemika" - od Dot do Joli
- Łarisa Isarowa "Z dziennika licealistki" - od Dot do madame seneki
- Mary Ann Shaffer "Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek" - od madame seneki do Marioli
- Cormac McCarthy "Droga" - od Dot do Marioli
- Walter Moers "Rumo i cuda w ciemnościach" - od Olimpii do Joli
- Stieg Larsson "Millenium" - od minutki do Neski z wyjątkiem jednego tomu, który porwała villena, ale odda Nesce
Dostałam do przeczytania:
- Bartłomiej Paszylk "Książki zakazane" - od Dot
- Andrzej Pilipiuk "Oko jelenia: Triumf lisa Reinicke" - od Dot
- Vicki Myron "Dewey: Wielki kot w małym mieście" - od Dot
- Dieter Noll "Przygody Wernera Holta" - od chen
- Barbara Łopieńska "Męka twórcza" - od chen
- antologia "Księga smoków" - od chen (potem Olimpia)
- Zenon Skierski "Sztuka umierania" - od chen
- Bohdan Korewicki "Przez ocean czasu" t.1 - od chen
- Hanna Kowalewska "Tego lata, w Zawrociu" - od chen
- Selma Lonning Aaro "Lewą ręką przez prawie ramię" - od Marioli
- Roger Caillois "Poncjusz Piłat" - od Marylka
- Brendan O'Carroll "Mamuśka", "Urwisy" i "Babunia" - od Olimpii
Dostałam na własność:
- Lucy Maud Montgomery "Wymarzony dom Ani", wydanie NK z zielonkawą płócienną okładką, jak ja lubię, te płócienne okładki u Ani!
Piszę w tytule, że udało się, bo już myślałam, że się nie uda, albowiem Krzyś wczoraj dostał potężnej gorączki i paskudnego kataru. Byliśmy u lekarza, przepisał leki, no ale z wspólnego wyjazdu nici. Mąż zaoferował się zostać z synkiem, a mnie udało się wyrwać na godzinkę. :)
piątek, 1 października 2010
"Dziecko piątku" Małgorzata Musierowicz
Zarzekałam się, że po "Pulpecji" odpocznę sobie od książek pani Musierowicz. No i po co było się zarzekać? "Dziecko piątku" okazało się doskonałą odtrutką na mdławą słodycz "Pulpecji". Przez Aurelię, pamiętną Gieniusię z "Opium w rosole", Genowefę Trombke, Pompke czy też Sztompke, która wpraszała się z uśmiechem do obcych ludzi na obiadek. Teraz Aurelia wyrosła na nastolatkę, pochmurną, o zaciętych ustach i niechętnym spojrzeniu. Rok temu zmarła jej mama, a Aurelia, mimo iż z mamą (kiedy żyła) nie umiała znaleźć wspólnego języka, to szczerze i mocno ją kochała. Po pogrzebie dziewczynką zajął się ojciec (który wcześniej opuścił żonę z córką i zamieszkał z inną kobietą), zresztą, zaraz tam zajął. Po prostu zamieszkała w jego domu, we własnym pokoju, obok nowej partnerki ojca i jej syna. I tak sobie mieszkała, cała ścierpnięta w środku, zła na siebie, jakoś skulona i do tego bezbronna.
Wyraźnie brakuje jej ciepła, czułości, miłości i troskliwości. Na szczęście ma babcię. Na szczęście wyprowadza się do niej na czas wakacji. A babcia (ach, te cudowne babcie o spracowanych kochanych rękach), jak Gerda z baśni Andersena, topi w sercu Aurelii lodowe szkiełko, co tam wpadło rok temu i do teraz nie mogło wypaść.
Oczywiście nie samą Aurelią "Dziecko piątku" żyje i z prawdziwym zainteresowaniem czytałam o starych znajomych: Gabrysi i Grzesiu, Pyzie i Tygrysku. Ważny jest Konrad Bitner, brat Bebe B. Istotna jest Kreska, jej mąż Maciek i profesor Dmuchawiec. Pojawił się też wcześniej nie eksponowany woźny, pan Jankowiak, starszy pan, niby groźny i srogi, a i tak koniec końców rozbrojony atmosferą domu Borejków. Jak każdy czytelnik, który zabrnął aż tutaj.
Ocena: 5/6.
Wyraźnie brakuje jej ciepła, czułości, miłości i troskliwości. Na szczęście ma babcię. Na szczęście wyprowadza się do niej na czas wakacji. A babcia (ach, te cudowne babcie o spracowanych kochanych rękach), jak Gerda z baśni Andersena, topi w sercu Aurelii lodowe szkiełko, co tam wpadło rok temu i do teraz nie mogło wypaść.
Oczywiście nie samą Aurelią "Dziecko piątku" żyje i z prawdziwym zainteresowaniem czytałam o starych znajomych: Gabrysi i Grzesiu, Pyzie i Tygrysku. Ważny jest Konrad Bitner, brat Bebe B. Istotna jest Kreska, jej mąż Maciek i profesor Dmuchawiec. Pojawił się też wcześniej nie eksponowany woźny, pan Jankowiak, starszy pan, niby groźny i srogi, a i tak koniec końców rozbrojony atmosferą domu Borejków. Jak każdy czytelnik, który zabrnął aż tutaj.
Ocena: 5/6.