środa, 31 października 2012
"Chińczyk" Henning Mankell - kicha, oj, kicha
O mamusiu, jak srodze się rozczarowałam! Serię o Wallanderze bardzo lubię, a że prawie całą mam przeczytaną, to sięgnęłam po coś spoza serii. I kicha.
"Chińczyk" nie jest kryminałem, tylko książką traktującą o zmianach politycznych, ekonomicznych i społecznych w Chinach. Dla niepoznaki dorzucono wątek kryminalno-krwawy, a żeby już całkiem nikt się nie połapał, to krwawy do kwadratu, do sześcianu, taki, żeby czytelnikiem solidnie wstrząsnęło. Bo jak tu się nie wzdrygnąć, gdy trupów jest kilkanaście, zarąbanych, posiekanych na kawałki, poszatkowanych, brr! Zjawia się policja szwedzka, technicy, lekarze, prokuratorzy, cała ta ekipa potrzebna do rozpoczęcia dochodzenia, wszyscy reagują jednakowo - są oszołomieni i wstrząśnięci. Czytelnik też ma być.
I pewna pani sędzia, która się tam pojawia, czując nieokreślony rodzinny zew. Ale, o dziwo, ona jakoś nie jest, zamiast być oszołomiona wprawia w ruch szare komórki, kradnie stary pamiętnik, odwiedza chińską restaurację, pewien hotel, po czym dodaje dwa do dwóch, wychodzi jej cztery, ową czwórkę zaś podaje policji na tacy. Policja niechętnie i wzgardliwie odwraca się plecami do czwórki, bo ma na talerzu tłuściutką i smakowitą piątkę, co to sama się tam położyła, popieprzyła, posoliła i podsunęła policji pod nos. Pani sędzia trochę ma to gdzieś, a trochę jest zawiedziona i ni z tego, ni z owego wybywa do Chin, tam ma ciekawe i niepokojące przygody, które w pewien sposób łączą się z masakrą w szwedzkiej wiosce.
Czytelnik przy okazji zagłębiania się w intrygę kryminalną (marginalną, praktycznie całą streściłam powyżej), dostaje historię sprzed lat, kiedy to w Chinach panował głód, potem historię budowania kolei w Stanach Zjednoczonych, potem dużo, dużo, dużo o Chinach współczesnych, co jest koszmarnie nudne, rozwlekłe i beznadziejnie się czyta. Rozumiem intencje autora, co z tego jednak, gdy książka mnie do siebie nie przekonała? Z trudem skończyłam, ze smutkiem stawiam ocenę 2,5. To pół to za nazwisko chyba.
"Chińczyk" Henning Mankell , tłumaczyła Ewa Wojciechowska, W.A.B, 2009.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czyli w kwestii budowy przez Chińczyków amerykańskich kolei zdecydowanie lepiej poczytać Steinbecka:)
OdpowiedzUsuńMasz na myśli "Grona gniewu"?
UsuńNa wschód od Edenu, historia życia Li:) W Gronach chyba o budowie nic nie było.
UsuńA to szkoda, bo Grona mam, a innych nie...
UsuńAle Grona też bardzo zacne, chociaż bez Chińczyków (chyba) :)
UsuńSię przeczyta, się opowie, czy się podoba. Ha.
UsuńJak się nie spodoba, to nie wiem, świat się skończy:P
UsuńTo była pierwsza książka Mankella która wpadła mi w ręce.Na mnie wywarła duże wrażenie i daję jej 5.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO, to jest spora szansa, że inne książki tego autora też Ci się spodobają. Czego serdecznie życzę i pozdrawiam.
UsuńOstatnio mój apetyt na kryminały przeminął i jakoś mnie do nich nie ciągnie - a zwłaszcza do tego, który w Twoich oczach okazał się porażką.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
To może sięgnij po jakiś kryminał z humorem? Może Chmielewska? :)
UsuńJa tylko, niejako z konopi, nadmienię, że zaraz odpalam czwartą Flawię :P
UsuńBazylu, a niech Cię, paskudzie Ty (nie, małą powinienem pisać), jak możesz?? :P
UsuńNormalnie. Podchodzę do półki, biorę do rąk, otwieram ... :P
UsuńMnie tam nie rusza. Wcześniej czy później trafi też w moje ręce. :)
UsuńA wcześniej poczytam u Ciebie, co i jak.
Ja też prędzej czy później dorwę, ale co mi tu będzie Bazyl humor psuł, psuj jeden :PP
UsuńMnie by też psuł, ale w sytuacji, gdy na półce z pożyczonymi mam jakieś ~30 książek, a na półce z moimi świeżymi nabytkami jest drugie tyle, a jeszcze przyszła nagroda z ZZ i wygrany Ciszewski od notatnika kulturalnego - pożądanie jeszcze jednej, choćby i małej, Flawii, byłoby grubym nietaktem :D
UsuńNo nie nigdy aż tak dużo książek, żeby nie pożądać jeszcze jednej:P Na szczęście drugą i trzecią Flawię już mam.
UsuńA mnie sie podobała :) Ale ja w ogóle lubię o Chinach czytać i styl autora lubię. Dla mnie ciężko strawna była za to "Biała lwica".
OdpowiedzUsuńJak ktoś lubi o Chinach, to może się podobać, wcale nie przeczę, bo dużo tam tego jest. "Biała lwica" z kolei mnie się podobała przez nawiązanie do "Dnia Szakala", które bardzo lubię.
UsuńA ja od "Chińczyka" zaczęłam spotkanie z Mankellem i na "Chińczyku" zakończyłam. Bo mnie właśnie, proszę Recenzentki, podobnie jak Szanowną, znudził śmiertelnie. Mam mu za złe, bo początek książki nawet mnie wciągnął. A potem flaczki z olejkiem. I już Mankell wydaje mi się podejrzany. I nie wiem, czy jeszcze sięgnę. Wolę Nesbo.
OdpowiedzUsuńTo ja protestuję. Proszę natychmiast odpodejrzanić Mankella i sięgnąć po serię z Wallanderem, tom pierwszy i zobaczyć, a nuż się spodoba.
UsuńHmmm, ufam Ci... Może i sięgnę...
OdpowiedzUsuń