wtorek, 28 sierpnia 2012

Osiecka, Sobczak i KUMIKO.PL


Sprezentowałam mamie "Listy na wyczerpanym papierze" Osieckiej i Przybory, prześliczne to wydanie, mam nadzieję kiedyś pożyczyć i przeczytać. Do książki była dołączona płyta, mama myślała, że może jakieś piosenki Osieckiej, a to okazało się, audiobook. No i teraz się pytam, czemu sobie tego od mamy nie pożyczyłam? Szata graficzna nęci, to prawda, ale z treścią można było zapoznać się alternatywnie, a potem dooglądać listy i pocztówki. Ech, głupia ja.


Słuchałam sobie Kacpra Nyxa w wykonaniu Tomasza Sobczaka. Po czym napisałam sobie notatkę "Tomasz Sobczak czyta tak, że nie nadaje się do samochodu. Ma przyjemny tembr głosu, troszkę podobny do Łukasza Nowickiego, ale niektóre kwestie czyta ciszej. Takie kwestie, które zwykło się określać mianem "na marginesie". Ciszej i bezdźwięcznie. Końcówki zdań też. Może to i zgodne z zasadami sztuki lektorskiej (jest taka sztuka, prawda?), ale w samochodzie, w szumie, staje się kompletnie niezrozumiałe. Zwiększam głośność, odtwarzacz ryczy, ptaki padają w locie, ja przyciszam, ech". Ale twardo słuchałam. Po czym przewiozłam siostrę w samochodzie, ona posłuchała i zdziwiona rzekła "a co to za nudziarstwo, mało nie usnęłam, czego ty słuchasz?". Nie, to nie jest nudne, ale to się nie nadaje do słuchania, staropolski język,  to trzeba czytać i tyle. Lektor tu trochę się nie popisał, ale zły nie jest, słucham teraz "Skrzydlatej trumny" w jego wykonaniu i dalej łyka te końcówki zdań, ale to już mowa współczesna i można sobie dopowiedzieć, czego się nie dosłyszało. A już chciałam Sobczaka skreślać, niesłusznie.


Kupiłam dwa tomy "Księdza Rafała", nie sobie, komuś. Trafiłam na promocję w jednej z księgarni internetowych, po 9,90 sztuka, świetnie, zamówiłam, kurier na drugi dzień przyniósł, otworzyłam i zaniemówiłam. Do faktury dołączone malusie cukiereczki (takie wiecie, co to w sklepach w miseczkach stoją, można się częstować), sprytnie dolepione do papieru, a nie, że wrzucone do koperty. Potem książki, zapakowane w szary papier, równiuteńko, na to nalepione malutkie kolorowe motylki, i jeszcze bilecik ze skreślonymi odręcznie życzeniami miłej lektury od właścicielki księgarni. O mamuniu, urzekło mnie. A jest opcja pakowania na prezent, to jestem ciekawa, jak to by wyglądało! Pani Małgosiu z KUMIKO.PL - dziękuję!

niedziela, 26 sierpnia 2012

"Zła matka" Ayelet Waldman - cytaty


Pisałam już o niej tutaj.

Fragment rozdziału 2 "Życie, jakiego dla mnie chciała"
"Zorganizowałam swoje życie w ten sposób, że w dużym stopniu dzieci są dla mnie ważniejsze niż praca, ale zdarza mi się spakować i wyjechać na dwa tygodnie w trasę promocyjną albo opuścić szkolny pokaz talentów, bo zbliża się termin oddania tekstu. Wciąż uważam, że matka powinna przygotować mnie na to, jak niemożliwe jest owo żonglowanie obowiązkami, ale cieszę się, że zainspirowała mnie do szukania, aż znajdę mężczyznę takiego jak mój mąż". [1] 

Rozdział 6 "Jak ryba bez roweru"
"Jestem damą w potrzebie z zatkanym odpływem, a on jest moim rycerzem ze lśniącym przepychaczem. Nie jest mi łatwo przyznać, że jeśli chodzi o ten aspekt naszego życia, chcę czuć się chroniona i być pod opieką. Jest coś uwodzicielskiego w wyzbyciu się władzy w tej dziedzinie. Zamiast powodować niepokój, cieknący kran przypomina, że jest w moim życiu ktoś, kto umie go naprawić". [2]

Z rozdziału 3 " »Free to Be You and I« , czyli wolność w byciu sobą"
"Lecz nawet gdy zniknęły czysto fizyczne utrudnienia, przez pewien czas wciąż nie miałam ochoty na seks. [...] Czułam się zagubiona i wobec tego brzydka. A co najmniej nieatrakcyjna. W tym okresie moje stroje niepokojąco przypominały ubranka dzieci: ogrodniczki i podkoszulki, elastyczne spodnie i wielkie bluzki. Zupełnie jakbym swoim ubiorem ogłaszała seksualną niedostępność". [3]

[1] "Zła matka" Ayelet Waldman, tłumaczyła Katarzyna Janusik, Znak, 2011, s.49
[2] Tamże, s. 95
[3] Tamże, s. 60


piątek, 24 sierpnia 2012

"Królewska krew. Wieża elfów" Michael J. Sullivan - cóż za rozczarowanie


Zacznijmy od fabuły, czy też od szkicu. Oto Riyira (swoją drogą, jak to się do licha wymawia?), czyli duet złodziejski wyjątkowo biegły w swoim fachu, zostaje wplątana w sprawę zabójstwa króla, potem w sprawę uwolnienia złego czarodzieja z więzienia, potem w sprawę zabicia potwornej bestii, następnie zaś w sprawę dotarcia do prastarej wieży elfów. Panowie radzą sobie całkiem nieźle, ale to wszystko, co pozytywnego mogę o tym powiedzieć.

Albowiem cała reszta jest do bani. Świat nakreślony w powieści jest płaski i bez głębszego tła. No dobrze, może to przez oszczędność miejsca, żeby bardziej skoncentrować się na akcji. Ale akcja też jakaś taka bez polotu.
Elementy fantasy są, a jakże. Tysiącletni mag, wieża elfów i bestia, która wygląda jak smok i zachowuje się jak smok, ale nie jest smokiem.
Bohaterowie -  no dobra, ci ujdą. Głównych darzę sympatią, odważna i zdeterminowana wiejska dziewczyna budzi podziw, reszta, hm, no są.

Największą wadą tej powieści jest język. Płaski, płytki, bez polotu, czasem wręcz drewniany. Jakby ktoś pisał wypracowanie na konkurs, gdzie główną nagrodą jest udział w warsztatach wyplatania koszyków w Pcimiu Dolnym. Męczyłam się okrutnie, zgrzytałam zębami, wzdychałam i odkładałam książkę na bok, po czym znów wzdychałam ciężko i brałam ją z powrotem. Skończyłam * to opasłe tomisko, ale srodze się zawiodłam.
Do tego jakieś dziwne błędy rzeczowe: świerszcze (ciepłolubne stworzenia) w temperaturze poniżej zera przenikliwie cykają, jeden z bohaterów dziękuje drugiemu za pewną informację, której nie było, gdzieś tam powtórzone zdanie...

Muszę jednak ostrzec tych, którzy mają chrapkę na tę powieść, a po przeczytaniu powyższego krzywią się i z niechęcią wzruszają ramionami, żeby się broń Boże nie sugerowali moim zdaniem - książkę wziął do ręki mój mąż, a ona rozwarła paszczę, mlasnęła, ciamknęła i wessała go całkiem. Przepadł. Noc zarwał, bo czytał, dopóki nie skończył.. Na moje pełne wątpliwości spojrzenie odrzekł "No co, dużo się dzieje, lubię takie zwroty akcji." W dalszej dyskusji wyszło nam, ,że toporny język może być winą tłumacza, ale nie znam oryginału i nie mnie o tym wyrokować.

Dobrze, że nie czytałam wcześniej zamieszczonej na okładce opinii Grzędowicza, ten bowiem, zapewne nieświadomie, nawiązał do Niecnych Dżentelmenów i pewnie miałabym jeszcze większe oczekiwania i jeszcze większy zawód.

A na stronie 578 czytamy:
"- Chyba mi się to nie spodoba, co? - spytał Hadrian nieszczęsnym głosem.
- Bez dwóch zdań - odparł Royce".

Wytłuszczenie moje.  :)

* Uprzedzając pytania, które lubią się pojawiać "po co tak się męczyłaś?", odpowiem, że po pierwsze, miałam wciąż nadzieję, że będzie lepiej, po drugie, byłam na wakacjach na wsi i zabrałam tylko Martina i Sullivana, nic innego nie miałam do czytania.

"Królewska krew. Wieża elfów" Michael J. Sullivan, przełożył Edward Marek Szmigiel, Prószyński i S-ka, Warszawa 2011.

środa, 22 sierpnia 2012

"Nawałnica mieczy. Stal i śnieg. Krew i złoto" G.R.R. Martin


Ha, moje kochane martinowskie myszki!
Myszki wędrują tam i tu, niektóre wędrujące łapią inne wędrujące, niektóre są stacjonarne i nigdzie nie wędrują, a jeszcze inne nie ustają w walce o straszliwie niewygodne siedzenie, złożone z kłujących i powykręcanych kawałków metalu. Jakby nie było wygodnych foteli.

[UWAGA, TU NIE MA RECENZJI, TYLKO STRESZCZAM SOBIE FABUŁĘ, ŻEBYM NIE ZAPOMNIAŁA, ZANIM DORWĘ POZOSTAŁE TOMY]

Losy Starków i ich krewnych i znajomych nie ulegają jakimś większym zmianom. Przeważnie, bo na przykład taki Robb zmienia swój los bardzo zdecydowanie i mało przyjemnie. To przez to, że zakochał się w jakimś pięknookim podlotku i zerwał przyrzeczenie narzeczeństwa z Freyami. No i go perfidnie i podstępnie dziabnęli. Ale jakoś nie było mi go bardzo żal, nie umiałam go polubić. Był taki... obcy, zawsze oddalony.
Lady Catelyn też dziabnęli i również się nie zmartwiłam. Może kiedyś ona była sympatyczna, ale potem zgorzkniała i sposępniała (ok, nie ma co się dziwić).
Bran Stark podąża w kierunku... yyy... chyba na północ, na plecach chłopca stajennego i w towarzystwie rodzeństwa kojarzącego się z żabami (gollum, gollum, sskarbie). Wilkor też tam jest, Bran pożycza go sobie czasem i włazi w jego skórę, z tym większą ochotą, że wilkor ma cztery nogi i wszystkie sprawne.
Zupełnie nie pamiętam, co stało się z najmłodszym synem Starków, Rickiem. Był z Branem, a potem? Mam dziury w pamięci, ech.
Dziewczyny Starków są miotane to tu, to tam. Arya próbuje dostać się do domu, potem dostaje się w różnorakie ręce, prawie spotyka się z bratem i matką, a na koniec wędruje po kraju z Ogarem, mało dobrowolnie, ale nie mając lepszych perspektyw.
Ogar jest niezły, twardy, bezwzględny i wcale nie szlachetny, żeby to nikomu nie przyszło do głowy! Poza tym ma obsesję na punkcie ognia (ech, ten jego braciszek).
Sansa, jedyny człowiek w całym królestwie, który nie posiada brzucha, tylko brzuszek. Co trochę bolący. Biedulka. Podstępem i przemocą wydana za Tyriona, ale przyznać trzeba, że to wcale nie jest zły mąż. Nie pije, nie bije...
No tak, bo ma inne zmartwienia na głowie niż młodziutka i głupiutka żonka. Chory, okaleczony, znienawidzony przez lud jako dusigrosz, a następnie oskarżony o zamordowanie młodego króla (tak, tego nadętego i sadystycznego gnomka), wtrącony do lochu i prawie stracony - prawie, bo ratuje go brat.
Właśnie, Jaime. Uwolniony przez Catelyn ma być wymieniony na jej córki, ale wszystko się komplikuje, grubokoścista rycerz-dziewica nie jest w stanie uchronić go przed utratą prawej dłoni (cóż za cios dla szermierza), ale tak czy siak Jaime dociera do domu. Tym złym się przeważnie udaje, takie jest prawo dżungli.

Tak bym mogła jeszcze pleść, o Sansie i jej adoratorze, o Lysie, o Jonie i walkach na Murze, o Królowej Smoków i jej terakotowej armii, ale to wszystko naplótł już Martin, za co cześć mu i chwała. Mnie to króciutkie streszczenie wystarczy.

Ja zaś będę polować na kolejne części.

George R.R. Martin "Nawałnica mieczy. Stal i śnieg. Krew i złoto", tłum. Michał Jakuszewski, Zysk i S-ka, Poznań 2007

Pieśń Lodu i Ognia.: Nawałnica mieczy [George R.R. Martin]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

wtorek, 21 sierpnia 2012

Lato na wsi nie sprzyja pisaniu

Tak, znów byłam z dziećmi, znów nie miałam czasu na pisanie, ale miałam czas na czytanie, niebawem pojawi się to i owo o książce takiej i śmakiej. Na przykład o Annie Kareninej czy o lampach naftowych. Aktualnie zaś czytam "Kysia", a słucham Tomasza Sobaczka jak czyta "Skrzydlatą trumnę" i pewnie będę go trochę przepraszać, jak już skończę czytać.
A już niebawem praca, przedszkole, żłobek...

Życie.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

"Złowroga pętla" Aleksandra Marinina


Audiobook "Za wszystko trzeba płacić" pozwolił mi zapoznać się z Anastazją Kamieńską. Całkiem fajna babka. Toteż gdy w kiosku zobaczyłam inną książkę z tej serii, pod tytułem "Złowroga pętla", i to za jedyne 15 złotych, nie wahałam się długo i nabyłam. Nabywszy, przeczytałam. Przeczytawszy uznałam, że to naprawdę fajna babka, ta Kamieńska i że warto byłoby zacząć czytać o niej jakoś tak porządnie, od początku serii. Kiedyś spróbuję. Ciekawa jestem, czy w każdym tomie autorka ma takie wybajerzone pomysły.

Bo oddziaływanie falami elektromagnetycznymi na mieszkańców Moskwy tak, że stają się kłótliwi, agresywni i żądni krwi, to zahacza o fantastykę. Niezłe i przerażające. Kamieńska oczywiście daje sobie z tym radę, to znaczy na początku to wcale nie jest takie oczywiste (żeby nie było, że ona jakiś supermen i batman w jednym), bo naczalstwo rzuca jej kłody pod nogi i przestępcy też nie zasypiają gruszek w popiele. Ale to łebska facetka, da sobie radę.

Przy okazji dowiedziałam się, że Kamieńska jest zatrudniona jako analityk, a nie na jakimś bardziej tradycyjnym stanowisku (wcześniej mi to umknęło). To jej szef wpadł na pomysł, by taką osobę zatrudnić, wynalazł Kamieńską i ja ściągnął do siebie - i bardzo mu się to opłaciło. Tak wywnioskowałam ze strzępków informacji w książce. Jednak naprawdę zdałoby się zacząć serię od początku - myślę.

No i ten Czestiakow. W tym tomie oświadcza się Anastazji i zostaje przyjęty! Oświadczał się ponoć długie lata bez rezultatu. To bardzo ciekawy wątek, ten długoletni podryw.

Byłoby wspaniale, gdyby całą serię wydano w wersji audio. I gdyby czytał Roch Siemianowski. Słuchałabym z równą pasją jak serię o Wallanderze. Pomarzyć można.
Złowroga pętla [Aleksandra Marinina]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE
"Złowroga pętla" Aleksandra Marinina, przeł. Aleksandra Stronka, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2012.

sobota, 4 sierpnia 2012

"Zen Steve'a Jobsa" Caleb Melby, Jess3 - komiks, niezły.


Któż nie zna Steve'a Jobsa, twórcy Apple'a, iPoda i takich tam, niedawno zmarłego na raka? Ok, znajdą się tacy - oni niech nie czytają/oglądają tego komiksu, tylko najpierw zapoznają się, choćby pobieżnie, z jego życiorysem. Bo ja zrobiłam odwrotnie, najpierw rzuciłam się na komiks, a podczas czytania kilkukrotnie myślałam "hej, ale o co chodzi?", "co ten koleś robi?" i tym podobne. Nie jestem wyznawcą* Apple'a i nie kumam do końca, czemu to taki fenomen. Natomiast autor komiksu próbuje objaśnić, co łączy zen i Jobsa.

Co ja z tego zrozumiałam? Że Jobs był wiecznym poszukiwaczem wszystkiego. Prawdy, sposobu na życie, sposobu na pracę, idealnego produktu, szczęścia. Był przy tym błyskotliwy i niecierpliwy. Zamiast studiować zen i stać się rozważnym medytowacielem, wydłubał sobie z tej dziedziny to, co było mu potrzebne do pracy, odrzucając resztę jak skórkę od banana. W tym swojego nauczyciela.

Czy był dzięki temu szczęśliwy? A diabli wiedzą. Praca była dla niego priorytetem. Zważywszy na to, ile w tej dziedzinie osiągnął, można się pokusić o stwierdzenie, że tak, był. Zen mu w tym pomógł.

Podoba mi się kreska w tym komiksie. Prosta i oszczędna. Obrazek poniżej pochodzi ze strony imagazine.pl.
A sam komiks wygrałam na stronie Misja: K.S.I.Ą.Ż.K.A. :)
 


* - proszę zwrócić uwagę na to słowo, kojarzące się z religią.

"Zen Steve'a Jobsa" Caleb Melby, Jess3, Wydawnictwo One Press, 2012.

piątek, 3 sierpnia 2012

Ktoś się wybiera na Targi Książki Historycznej w Krakowie we wrześniu?






Napisała do mnie pani komisarz tych targów z prośbą o zamieszczenie informacji o nich na blogu. Z początku zamierzałam to zignorować (proszę o wybaczenie, ale szczera jestem), po czym przypomniałam sobie sytuację, gdy jedna z blogerek opisywała swój pobyt na Targach Komiksu (Julko, dobrze pamiętam?), a w komentarzach odezwały się głosy żalu, że nie było wystarczającego nagłośnienia tej imprezy i niektórym przeszła ona koło nosa. Toteż odgrzebałam maila i pozwolę sobie skopiować, co w nim stało, a nuż widelec komuś się przyda.

"Targi Książki Historycznej odbędą się w Krakowie w dniach 13-15 września 2012 r. Pomysł zorganizowania Targów Książki Historycznej pojawił się jako uzupełnienie II Kongresu Zagranicznych Badaczy Dziejów Polski, organizowanego przez Oddział Krakowski Polskiego Towarzystwa Historycznego. Kongres jest okazją do przeprowadzenia szeregu debat i dyskusji oraz wymiany doświadczeń badaczy z różnych krajów, Targi zaś są niewątpliwie dodatkowym elementem służącym popularyzacji czytelnictwa książek historycznych.


Serdecznie zachęcam do dodania profilu Targów Książki Historycznej na facebooku (http://www.facebook.com/targi.ksiazki.historycznej) do grona ulubionych.
Więcej informacji o wystawcach, programie Targów, nowościach wydawniczych, które prezentowane będą podczas Targów znajdzie Pani na stronie www.historia.targi.krakow.pl.

Jesteśmy organizatorem Targów Książki w Krakowie, w tym roku odbędzie się już 16. edycja Targów."

Jeśli ktoś się tam wybierze, niech zda relację, koniecznie! I pozdrawiam panią Paulinę Pietrzykowską-Rak :)

środa, 1 sierpnia 2012

"Zła matka" Ayelet Waldman - to jest to.


Po prostu super. Jestem zachwycona książką  i oceniam na 5,5. Wysoko!
Miałam podczas lektury odczucie, że ktoś mnie rozumie oraz że ja rozumiem kogoś. Rzadko kiedy nawiązuję takie relacje z autorką, której przecież nie znam, a tylko przeczytałam, co napisała.
Ujęła mnie szczerością. Napisała o swoim życiu, o małżeństwie, dzieciach i macierzyństwie tak, że kiwałam głową podczas czytania: tak, to prawda, że mąż nas nie rozumie. Tak, to prawda, że ciąża była cudowna, tak samo jak prawdą jest, że spuchnięte stopy i niemożność spania na brzuchu mogą doprowadzić do szału. To prawda, że niemowlę jest słodkie i ślicznie pachnie, tak, że ma się ochotę zacałować je na śmierć. I to prawda, że gdy wyje piątą noc z rzędu, ma się ochotę wyrzucić je przez okno.
Osobista, wielowymiarowa książka - wcale nie tylko dla matek, o nie.

Wynotowałam sobie mnóstwo fragmentów. Na razie jeden, z pierwszego rozdziału, pt "Zła Matka".

"Właśnie to zastanawianie się, to poczucie niespełnienia są dla nas najgorsze i budzą największy niepokój. Poczucie rozczarowania, nudy i nieszczęścia jest niemiłe, ale co najbardziej nas przeraża, to sam f a k t, że jesteśmy rozczarowane, znudzone i nieszczęśliwe. Bo matka, której nie wystarczy bycie matką, matka, która chce więcej, niż tylko spędzać całe dnie ze swoimi dziećmi, matka, która wyobraża sobie więcej - jest egoistką. I tak jak Dobrą Matkę cechuje samowyrzeczenie, tak główną cechą Złej Matki jest egoizm."*

Będzie więcej cytatów.

---
* "Zła matka" Ayelet Waldman, tłumaczyła Katarzyna Janusik, Znak, 2011, s. 21.