Tak, uległam modzie na nowy islandzki kryminał i przeczytałam. Niczego nie żałuję.
Hildur Rúnarsdóttir to islandzka policjantka, pracująca w rejonie Fiordów Zachodnich (to raczej oddalona od stolicy część Islandii). Sprawa kilku tajemniczych zgonów dostaje się właśnie jej, a w śledztwie pomaga jej obcokrajowiec Jakob, Fin, który przyjechał do Ísafjörður na praktyki w policji.
Jeśli chodzi o intrygę kryminalną, to jest bardzo w stylu Wallandera, żmudna praca detektywistyczna, zbieranie śladów, dowodów i łączenie wątków. Motyw zbrodni jest taki, że ma rację bytu chyba tylko na Islandii, w tej bardzo odizolowanej społeczności. Jeśli chodzi o didaskalia kryminalne, to jest bardzo w stylu Erlendura, przez wątek zaginionego przed laty rodzeństwa Hildur.
Jeśli chodzi o tło, jest znakomicie opisane, drugoplanowe postacie są wyraziste i wiarygodne, a odległy zakątek Islandii staje się mniej odległy. Widzimy te Fiordy Zachodnie, góry, osady, drogi, czujemy, jak jest zimno i wietrznie, obserwujemy mieszkańców - pięknie!
Jest dobrze - a przede mną dwie kolejne części cyklu.
"Hildur" Satu Rämö, tłumaczyła Karolina Wojciechowska, HarperCollins Polska, 2024.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz