Druga część islandzkiej serii kryminalnej (pierwsza to "Hildur") niby nie ustępuje pierwszej, ale gdzieś zniknął urok świeżości. Nie szkodzi, pojawił się za to element przywiązania, albowiem polubiłam bohaterów i z zajęciem śledzę ich losy. Hm, chyba nawet ich losy stały się dla mnie bardziej interesujące niż zagadki kryminalne, które rozwiązują.
Hildur, nawet mając na głowie śmierć lokalnego polityka-watażki, wciąż zastanawia się nad zniknięciem sióstr lata temu. Tyle że tym razem rozszerza swoje rozmyślania i obejmuje nimi matkę. Jednocześnie nie chce o tym myśleć, bojąc się nieznanego. Skomplikowanie, ale bardzo ją rozumiem, emocje szaleją.
Za to Jakob, jej partner z Finlandii, to chodzący rozsądek i pragmatyzm. Myśli racjonalnie, dzierga swoje sweterki, planuje zawalczyć o kontakty z synem i ogólnie widać, że Islandia mu służy. Inni bohaterowie cyklu też zyskują bardziej ludzkie twarze, na przykład komendantka z Ísafjörður - i bardzo mi się to podoba.
Zagadka Rósy i Björk rozwiązuje się w tym tomie, jaka szkoda, że tak szybko, jeszcze bym się podelektowała niepewnością.
Kilka cytatów:
"Oboje musieli wiedzieć, jak to jest, kiedy wokół nie ma praktycznie nikogo. Przez to łatwo obawiać się utraty nawet tej odrobiny, którą się ma" [s.] - to smutne, prawda?
"Była kobietą trzech kosmetyków: do codziennego poprawiania nastroju wystarczały jej dezodorant, pasta do zębów i krem do twarzy" [s. 128] - a to cała ja!
"Te aplikacje, które podpisano islandzkimi danymi, były z większym prawdopodobieństwem wybierane do rozmowy o pracę niż zgłoszenia osób, których nazwiska wskazywały na zagraniczne pochodzenie. Wykształcony Polak niemal zawsze przegrywał z niewykształconym Islandczykiem. To było nie w porządku" [s. 248] - autorka nie jest Islandką, ciekawe, czy czerpie z własnych doświadczeń?
Seria całkiem niezła! Jeszcze "Jakob" przede mną.
"Rósa i Björk" Satu Rämö, przełożyła Karolina Wojciechowska, Harper Collins, Warszawa 2025.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz