wtorek, 5 lipca 2011

"Vatran Auraio" Marek S. Huberath (WOW!)


Skończyłam czytać, odłożyłam książkę na półkę, po czym otworzyłam notes, wpisałam autora, tytuł i teraz powinnam postawić ocenę - zawahałam się, zatrzymałam, niepewna, co wpisać. Pewnie dlatego, że nie ogarnęłam do końca tej książki, nie pojęłam jej w pełni, nie zrozumiałam. Mam tak z wszystkimi książkami  Huberatha i wszystkie je uwielbiam. Ta jego wyobraźnia - zachwyca mnie i przeraża.

"Vatran Auraio" rzuca od razu na głęboką wodę. Oto znalazłam się w środku górskiej osady, zamieszkałej przez... ludzi? No tak, ludzi, wciąż ludzi. To osadnicy z Ziemi, od wielu pokoleń próbujący zaaklimatyzować się na planecie. Wciąż próbujący! Podkreślam to wyraźnie. Bo mimo iż ci ludzie poznali dobrze miejsce, gdzie żyją, wszelkie zagrożenia, faunę, florę, cykle życia - to wciąż coś jest nie tak, wciąż jest ich coraz mniej, to społeczeństwo się nie rozwija, chce tylko przetrwać. To nie wróży dobrze, już przecież Bułyczow o tym pisał w "Osadzie". Ta wola przetrwania okupiona jest wysoką ceną. Ludzie po przybyciu na obcą planetę ulegli mutacjom genetycznym, nauczyli się zapadać w sen zimowy, by przetrwać najgorszą porę roku, zmienił się też drastycznie ich cykl rozrodczy, sama planeta zaś wciąż jest źródłem mikroustrojów wywołujących u ludzi ciężkie infekcje. To wszystko spowodowało drastyczne skrócenie długości życia - ludzie szybko umierają i szybko ginie też wiedza. Gdyby nie vatran auraio, cofnęliby się do epoki średniowiecza.
 Vatran auraio to ludzie, którzy dobrowolnie wszczepiają sobie w skórę pióra - rodzaj pasożytów, a może symbiontów, pozwalających żywić się światłem słonecznym. Żyją dużo dłużej niż przeciętni osadnicy, pełnią rolę kronikarzy, opiekunów, nauczycieli.

Ja to tak opisuję, jakby to była nieco zniekształcona Ziemia. Źle opisuję. Bo Huberath opisał rzeczywistość na tej planecie tak, że wciąż czułam się jak ślepiec we mgle, wciąż macałam na boki i do przodu, żeby znaleźć jakiś klucz, wytrych, coś, co pomoże mi zrozumieć to wszystko - chyba sobie wymyśliłam w końcu taki klucz, zadowolona z siebie byłam niemożebnie. A tu Huberath zamknął jeden rozdział, otworzył drugi i już mój klucz  nie pasował. Nawet już nie wspominam o trzecim rozdziale, bo już poległam całkiem.

Kiedy zaczęłam czytać "Vatran Auraio", miałam początkowo skojarzenia z "Osadą" Bułyczowa. To nieuniknione, w "Osadzie" również mamy do czynienia z osadnikami (mimo woli, właściwsze byłoby miano rozbitków), ludźmi osiadłymi na obcej planecie, walczącymi o przetrwanie. Oni też przegrywają, nie są w stanie wygrać z planetą. Jednak o ile Bułyczow robi jeden krok poza Ziemię i naświetla problemy powstałe poprzez oderwanie od ojczystej planety w okresie życia jednego pokolenia, o tyle Huberath robi tych kroków wiele. Bardzo wiele. I wciąż idzie, wciąż dalej i dalej, Ziemia już prawie znikła z horyzontu i z pamięci, a on idzie w czas i w przestrzeń. Aż trudno za nim nadążyć, zrozumieć, pojąć - pisałam wszak o tym na początku. Ale gdy myślałam, że już się zgubiłam w czasie w przestrzeni, czy też już może poza czasem, autor daje mi do ręki nitkę, sznureczek, którego się można uczepić i nie zagubić ze szczętem.

Pewnie jeszcze wrócę do tej książki, tak, jak wracam od czasu do czasu o "Osady". Dobrze, że mam takie książki na półce.

P.S. Nic nie napisałam o języku używanym w powieści, to odkrycie zostawiam już dla innych czytelników - a jest to coś niecodziennego i (znów) niełatwego.

3 komentarze:

  1. trochę nie moje klimaty, ale może przeczytam, jak będę miała więcej czasu wolnego.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja kilka dni temu nabyłam "Miasto pod skałą" w pięknym, nowym wydaniu i od niego chcę zacząć przygodę z Huberathem. Od kilku lat mnie ten autor zaciekawia, a ciągle nie miałam okazji. O "Vatran Auraio" też myślałam, a Twoja recenzja utwierdza mnie w przekonaniu, że też trzeba było kupić. Choć z drugiej strony kolejka książek na kilka lat do przodu nie zachęca do jej powiększania. Może mnie moja cudowna biblioteka wyręczy i wtedy przeczytam także ten utwór w stosownym czasie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Urshana - ja też zaczęłam od "Miast" - bardzo dobry wybór.

    OdpowiedzUsuń