czwartek, 26 września 2013

Targi Książki w Katowicach - dla mnie wyjątkowo intensywne

"Dlatego właśnie wybywam zaraz na Targi Książki w Katowicach, gdzie obejrzę rozdanie eBuki, wezmę udział w panelach dyskusyjnych dla blogerów, oddam książkę dla dzieci w szpitalach, zapoluję na autograf jednego czy dwóch autorów, może coś kupię... a potem pójdę do knajpy z podobnymi sobie i będziemy gadać. Mam nadzieję, że nie tylko o książkach :)"

Tak pisałam przed wyruszeniem, udało się wszystko? Już piszę.

Rozdanie eBuki obejrzałam i mam mieszane uczucia. Raczek zły na Targi na brak logo i ogólne zwieszenie nosa na kwintę, Jarek Czechowicz zły na Raczka za wytykanie uchybień publicznie, a główny zwycięzca, Oisaj, zdaje się, że nie dostał nawet mikrofonu do ręki, żeby podziękować. Co nie zmienia faktu, że był to jeden z tych momentów na scenie, gdzie coś się DZIAŁO, były brawa, były krzyki (raz krzyknęłam, przyznaję się, po czym ucichłam, bo nikt mojego okrzyku nie podchwycił, może i faktycznie się wyrwałam), prowadzący opowiadał o tym, co robi i nie nudził. W przyszłym roku też biorę udział,  a co!

Powyżej grupa blogerów po rozdaniu eBuki

Panele dyskusyjne organizowane przez ŚBK były świetne, szkolenia dla blogerów nietrafione. O tych panelach zdałoby się więcej napisać, ale Silagui ma zamiar je podsumować, to dam linka.

Blogerzy na sali - trwa rozmowa z przedstawicielami wydawnictw


Zapomniałam wziąć książki dla dzieci w szpitalach, ech, moja głowa.

Zapolowałam na autograf Roberta M. Wegnera, co prawda jeden już miałam, ale w notesie, nie w książce, a w książce zawsze jakoś bardziej na miejscu. Niestety, nie mogłam być na spotkaniu autorskim, ale za to udało mi się go spotkać  w kawiarence i zajęłam mu chwilę, dopytując o różne dziwne rzeczy. Np czy ma jakiegoś betaczytacza (nie ma, żona nie chce nim być), czy podczas pisania bierze pod uwagę gust czytelników (nie bierze, ma swój) i czy Kenneth ma swój pierwowzór wśród znajomych pisarza (nie ma). Odniosłam niejasne wrażenie, że pan Robert jest nieco zaskoczony swoją popularnością i nie bardzo wie, co z nią zrobić, więc na razie ją bardzo ostrożnie oswaja.

Mój egzemplarz "Nieba ze stali"


Może coś kupię - napisałam. Może. MOŻE - tak napisałam. O ja głupia i naiwna. Kupiłam mnóstwo rzeczy. Przede wszystkim książki. Przede wszystkim dla dzieci. Ale też notes. Przecież notesy to moja mała namiętność. Kartki papieru czerpanego na stoisku firmy ART-PAPIER. Tam zabawiłam dłużej, bo dopytywałam się, czy na takim można pisać piórem i się nie rozleje. Otóż nic się nie rozleje, bo to jest porządny papier czerpany, taki, jak to drzewiej robili, a drzewiej wszak piórami pisali i niczym więcej. Dodatkowo dostałam receptę, jak wyprostować niechciane zagięcia na arkuszu. Zdjęcia nabytków w tej notce.

Sporo łaziłam i rozmawiałam z przedstawicielami wydawnictw - szukałam pozycji, które w jakiś sposób oswajają spojrzenie na ludzi niepełnosprawnych. Szczerze powiem, że jestem na początku poszukiwań, więc nie orientuję się dobrze - ale nie wypada to dobrze. Jedynym wydawnictwem, które miało coś na ten temat w swojej ofercie, to Dreams. Z tym że jedna książka (o niesłyszącej dziewczynie) adresowana była do nastoletniego czytelnika, a ja szukałam albo dla dorosłych, albo dla dzieci. Zakupiłam "Konia na receptę", sprawdzę, co to. Dla dzieci nie znalazłam nic,  pani Magdalena Rykiel  z tegoż wydawnictwa zgodziła się ze mną, że szkoda. Mam w planach korespondencję z nią. I z kilkoma innymi wydawnictwami również - Dwie Siostry, Bajki-grajki, NK, MG, Bona - chciałabym zainteresować tym tematem. Fundacja Vespa organizowała na targach szkolenie dla rodziców na ten temat - niestety nie zdążyłam. Ale dowiedziałam się, że pod ich patronatem wydano książeczkę dla dzieci. Poszukam, no jasne.

Nie zdążyłam pobuszować na stoiskach antykwarycznych. Ech. Ale i tak miałam wrażenie, że te stoiska to jakiś mizerna cząstka tego, co było rok temu.


Cieszy mnie, że pojawiła się biżuteria książkowa. Cudne zawieszki, broszki i kolczyki książkowe cieszyły się sporą popularnością. W tle notesy.

 Zdjęcie z exposilesia.pl - biżuterię i notesy robi Krystyna Zimnal



Wielkie podziękowania dla Sławomira Krempy za to, że zgodził się przechować na stoisku (Granice.pl) mój ciężki plecak z książkami (zwroty do biblionetkowiczów miałam). Za to samo dla Agnieszki Tatery i stoiska Czarnej Owcy. Oprócz tego podziękowania dla Moisesa - za komiks do recenzji (wyprosiłam, wiem, ja jestem bardzo łapczywa na komiksy, bo z dostępem do takowych słabo) i za dyskusję o różnicach pomiędzy dwoma częściami jednego komiksu. I jeszcze - Agnieszko, świetnie Ci w nowej fryzurze!

Teraz tak sobie myślę, że zapomniałam zupełnie o pani Annie Kańtoch, którą miałam molestować o szczegóły zakończenia "Przedksiężycowych". I tak by mi ich pewnie nie zdradziła, ale i tak mi szkoda.

Spotkałam się z Martą Kisiel! Nic się nie zmieniła, nic a nic. Wciąż wpisuje sążniste dedykacje do książek, a jak ktoś nie ma książki, to wpisuje na kartce. No, teraz nosi różowy szaliczek, wcześniej tego nie było (mam podejrzenia, że różowy szaliczek pożyczyła od dziecka. Małe dziewczynki kochają różowy kolor. Tfu, wróć, producenci ubrań dla małych dziewczynek kochają różowy kolor. Idioci. Jest tyle innych pięknych kolorów). Ale wracając do Marty - pożaliłam się, że mój egzemplarz "Dożywocia" od bodajże dwóch lat jest u kolegi i tam jest i jest i wciąż z dedykacji nici. A dziś (wtorek) cud - rzeczony kolega zadzwonił, że książkę rzeczywiście długawo przetrzymuje, więc natychmiast zaprosiłam go na kawę. Z książką. Już się cieszę z tej wizyty i wcale nie chodzi tylko  o książkę.

Marta Kisiel, ja oraz Jan z KochamKsiazki.pl

Udało mi się też spotkać z biblionetkową Imarbą, czyli Iwoną Banach, autorką kilku książek, w tym najnowszego "Szczęśliwego pecha". Żałowałam okropnie, że nie mam jej żadnej książki do podpisu, bo jak tu nie wykorzystać takiej okazji? Traf chciał, że po drugim panelu dla blogerów otrzymałam od pani z NK książkę do recenzji. Jaką? Iwony Banach! Najnowszą :) Och, ale Iwona już wyjechała... Nie szkodzi, przeczytam, a potem jej wyślę do podpisu.

Wspólne zdjęcie biblionetkowiczów - uwielbiam was wszystkich, wiecie?

Ponieważ uwielbiam spotkania biblionetkowe, wsiadłam w auto i pojechałam do Babuni, gdzie właśnie trwała impreza. Oddałam książki, uwolniłam Jolę od słusznego ciężaru trzech dorodnych tomów Pana Lodowego Ogrodu, po czym wdałam się w dysputę z misiakiem na temat najnowszego kryminału Saszy Hady. On był na nie, a ja na tak. Czas mnie jednak gonił, bo byłam umówiona na...

Afterparty dla blogerów ŚBK (i nie tylko!). Było tłocznie, było głośno, było gwarnie, było fajnie. Mogłam w końcu coś zjeść (godzina 18.00, a ja tylko śniadanie bladym świtem), wielki burger. Uff. Naprawdę wielki.
Olbrzymi burger. Pycha. Zjadłam prawie cały

 Zanim zjadłam, zawracałam głowę Oisajowi

Można było pogadać, można było posłuchać, można było pogratulować Oli udanego wystąpienia. Można było się odprężyć. :) Lubię to.

Na koniec przydługawej notki wrzucam kamyki do ogródka organizatorów: dlaczego nie była czynna szatnia? Dlaczego w sali nr 2 czy 3 (tej od paneli) było tak sakramencko zimno? Dlaczego blogerzy dostali setki ulotek i naklejek i co mają z nimi zrobić? I dlaczego mikrofon w sali nr 3 raz działał, a raz nie działał?

18 komentarzy:

  1. O podpisuję się pod pytaniami!

    Było super, bez dwóch zdań.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie piękne te zawieszki książkowe :-)
    Książka, którą całkiem niedawno przeczytałam Anny Łaciny Telefony do przyjaciela, to jest chyba to, czego szukasz (między innymi), traktuje o dwóch siostrach, jedna i druga piękna, ale ta starsza na wózku (rozszczep kręgosłupa i wodogłowie). Nie mogłam jej odłożyć, świetna. O nastolatkach, jedna ma 18, druga 23, jak dla mnie jak najbardziej dla dorosłych się nadaje, dla młodzieży oczywiscie bardziej. Zresztą nie wiem, ja takie książki nazywam familijnymi
    Boże, jacy wszyscy blogerzy młodzi, jakbym tam była, wyglądałabym na matkę połowy z nich, ech, wzdycham sobie
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne, masz rację. Nie kupiłam sobie, bo już taką mam, nie identyczną, ale podobną, dostałam kiedyś w prezencie.
      Książkę "Telefony do przyjaciela" zapisałam sobie w schowku, będę zbierać tytuły i sukcesywnie sprawdzać, dziękuję, jeśli coś jeszcze Ci przyjdzie do głowy, to pisz.
      I Kasiu, jakbyś tam była, wyglądałabyś na jedną z nas, ja też odmłodniałam, to ten gwar i ruch tak działa :)

      Usuń
  3. Również byłam na TK w Katowicach. Żałuję, że nie było to troszkę lepiej zorganizowane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację. Chciałabym móc porównać z Krakowem, zobaczymy,może się uda.

      Usuń
  4. Spotkania z blogerami - bezcenne! Ach, i fajnie, że było stoisko "Bajek-grajek"! To naprawdę fantastyczna oferta, warto dziecko zaopatrzyć w te nagranie, są niesamowite i frajda przez całe lata:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, ja tylko jedną na spróbowanie wzięłam, ale przecież jak się sprawdzi, zaopatrzę się w więcej :)

      Usuń
  5. Mimo Twojego entuzjastycznego wpisu, jestem jeszcze bardziej niż wcześniej pewna, że ja baaardzo nie lubię takich Targów. Ale to chyba defekt osobniczy:P
    Za to stwierdzam, iż jesteś posiadaczką cudownej (i niezwykle twarzowej:)) pomarańczowej chusty i takich też spodni! Ostatnio też mam fazę na kolor, ale tak intensywnie kolorowych spodni nie mam:)

    Książki o niepełnosprawności dla dzieci to chyba trudny temat - w tym sensie, że trudno jest napisać to dobrze i bez fałszywych nutek. Mój syn będzie miał jako lekturę za jakiś czas książkę "Mój młodszy brat" Moniki Krajewskiej, ale nie jestem pewna, czy będę mogła wypowiedzieć się o niej entuzjastycznie. W każdym razie jak już do niej dojdziemy, dam znać, czy się nada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że to zawsze kwestia indywidualnych upodobań.
      Spodnie sobie wymyśliłam w szaro bury jesienny dzień, gdy w czarnym swetrze i burych spodniach smętnie wlokłam się popychając wózek z Marianką i prowadząc Krzysia do przedszkola. Do-łu-ją-ce. Nagle mnie olśniło - potrzebuję rudych spodni! Jak wiewiórka!
      Jeszcze tego samego dnia udałam się do lumpeksu i one tam były. Mój rozmiar. Byłam w szoku i czym prędzej wysupłałam osiem złotych. :)

      O książce chętnie poczytam, jak wspominałam, jestem na etapie ostrożnego badania rynku.

      Usuń
  6. Mając w pamięci podobne imprezy w Krakowie czy Warszawie i pamiętając od czego Katowice trzy lata temu zaczynały, stwierdzam że targi zamiast się rozwinąć, zwyczajnie się cofnęły.
    Fakt, byłem zły na brak logo, ale nie dlatego, że ktoś mi to powiedział prosto w oczy, że nie da rady lub nie zasługuję, tylko dlatego, że zrobiono to po partyzancku. W gazecie wydaną przeze mnie na WTK dostali za darmo pół strony reklamy, potem mocno ich promowałem, a w zamian nie byli łaskawie nawet podziękować i powiedzieć, że nie trafię do grona patronów, bo coś. Po prostu przemilczeli temat myśląc, że jak się o czymś nie mówi, to tego nie ma. Nie jestem zły na nich, że wykręcili targowego knota (choć szkoda mi Czytelników i Wydawców, którzy się tam zjawili), tylko za sposób załatwiania spraw. Owszem, były plusy, ale Katowice na pewno zasługują na coś więcej, niż to, co w tym roku dostali. Ludzie spragnieni podobnych imprez będą wychwalać organizatorów pod niebiosy za cokolwiek, bo wreszcie sami dostali namiastkę wielkiego literackiego świata niedaleko od domu, ale powtórzę to raz jeszcze, Targi Książki w Katowicach zaczynały od dna, niestety zamiast się od niego odbić, zakopały się w mule!
    W przyszłym roku, jeśli nie zmieni się nic w podejściu organizatorów do imprezy, wydawców i Czytelników, przesunę eBukę gdzie indziej. Może do Krakowa lub Wrocławia. Ja może i jestem choleryk, ale szybko mi przechodzi i zabieram się do swojej roboty. W tym roku dostałem tylko pół godziny na finał konkursu, a to niestety strasznie mało. Zawsze można o czyś zapomnieć lub coś zwalić. Jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy. Za rok - pomny wszystkich usłyszanych od innych i zauważonych przez siebie uwag - chcę, by eBuka była jeszcze większa i lepsza. Ja wiem, że kto stoi w miejscu, ten się cofa, organizatorzy targów o tym zapomnieli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, Grzegorzu, ludzie się rozpędzają i lecą do przodu, jedne inicjatywy,jak eBuka, rozwijają się, inne, jak Złota Zakładka, upadają (szkoda), ale Targi jakoś rozwijać się nie chcą. I trudno. Jeżdżę tam, żeby pogadać - do tego akurat to miejsce idealnie się nadaje. I póki Targi będą, jeździć pewnie będę.
      Przenosić eBukę możesz, ale gdzie znajdziesz taką prężną grupę blogerów jak ŚBK? ;) Ok, wiem, wiem, wszędzie są blogerzy...
      Tak czy siak - powodzenia.

      Usuń
    2. A ja myślę, ze zeby się działania okołoczytelnicze nie rozjeżdżały jak guma do skakania, wystarczyłoby dwa razy w roku, maj Warszawa i listopad Kraków. Reszta lokalne inicjatywy, ale już nie takie parcie na 'ogólnopolskość'. Jeśli chodzi o targi oczywiscie. Jak jest za dużo imprez takich, to się zaczyna rozłazić bez sensu.

      Usuń
    3. Targi w Katowicach mogłyby być, ale w innym terminie! Ludziom zależy na imprezie, wydawnictwom na ludziach i sprzedaży - niestety kondycja wydawnictw i sytuacja na rynku nie pozwala pojawić się w Spodku tylko promocyjnie. Jaki jest sens organizacji imprezy w Katowicach na miesiąc przed Krakowem (pociągiem jakaś godzina jazdy). Do Krakowa przecież nie przyjeżdżają tłumy z Gdańska czy Szczecina, ale z najbliższej okolicy! Ludzie szykują się finansowo na Kraków, bo dwóch imprez nie są w stanie podźwignąć! W tym wypadku marzec jest logicznym wyjściem z sytuacji! Niby na przełomie lutego i marca jest Poznań, ale do Poznania (gdzie wystawiają się tylko wydawnictwa dla dzieci) jest przeszło 300 km, a nie 70 - jak do Krakowa.

      Usuń
    4. Grzegorzu, no tak, ale marzec to zaraz maj i Warszawa, a tam zdecydowanie lepiej jechać. Jeśli iść za Twoim tokiem rozumowania, że ludzie z Gdańska nie przyjadą do Krakowa, tym bardziej do Katowic, to można by wysnuć wniosek, że najlepiej by było coś zrobić na pólnocy, w Trójmieście właśnie.
      Wydawnictwa coraz częściej decydują się tylko na dwie takie imprezy w roku i uważam, że lepiej dwie dobre niż dużo ledwo, ledwo ciągnących.
      Trzeba pamiętać, że Polska to duży kraj i jak mi jedna pisarka pisze, że pojechała do Katowic, spędziła 10 godz w podróży i to była strata czasu to coś w tym jest

      Usuń
    5. Nie zrozumiałaś. Właśnie o to chodzi, że imprezy w Katowicach i Krakowie są zbyt blisko siebie. Gdyby w podobnym odstępie czasowym odbywało się coś w Krakowie i Gdańsku, daję głowę, że obie zakończyłyby się sukcesem. Wydawnictwa decydują się na wyjazdy na takie imprezy, gdzie mogą zarobić, a przynajmniej zwrócić poniesione koszty. W Krakowie i Gdańsku trafiają do innych ludzi, bo 90% zwiedzających to tubylcy. Katowice i Kraków opierają się w dużej mierze na tym samym odbiorcy, a tego nie stać na obkupienie się w przeciągu miesiąca na dwóch imprezach. Dlatego jeśli nie można oddalić tych dwóch miast (bo niby jak), trzeba pomyśleć na oddaleniu czasowym tych imprez! Marzec jest dobrym czasem, bo choć w maju WTK, to do stolicy z tego terenu nie przyjadą aż tak dzikie tłumy. Wielu starczyłaby właśnie taka wiosenna, lokalna impreza!
      Dlaczego na zachodzie wydawnictwa jeżdżą z takim upodobaniem na wielkie imprezy targowe? Bo organizowane są w odległych od siebie miastach. Firmy oferują tę samą ofertę, ale dla różnego odbiorcy, bo w większości wywodzącego się z lokalnej społeczności! Na cholerę Ślązak będzie jechał do Warszawki, skoro to samo miesiąc czy dwa wcześniej dostanie u siebie?
      Oczywiście lepszym rozwiązaniem byłoby zorganizowanie czegoś na wybrzeżu, ale chyba chodzi, żeby nie zmarnowano katowickiej imprezy.
      Inna inkszość to grupa organizująca. Nawet najlepsze terminy i lokalizacje mogą zostać zaprzepaszczone przez dupowatych organizatorów. A tak niestety po części jest.

      Usuń
  7. Warto było przyjechać na Targi właśnie dla blogerów. Bo ani oferta wydawnictw nie zachwycała, ani ilość pisarzy. A szkoda, bo miejsce ma potencjał :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wciąż mam dreszcze, jak tylko pomyślę o spotkaniu z blogerami! Jak wiele pozytywnej energii od nich odebrałam. Było pięknie:) Nawet nie wspominam o drobnych wpadkach organizatorskich... Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń