Myślałam, że to będzie rasowy skandynawski kryminał, z klimatem noir i ciekawą fabułą. Zamiast tego przeczytałam książkę przeciętną, z norweskich realiów pozostały nazwy własne, główny bohater, ale tak naprawdę to...
I tu chciałam wypisywać, co też takiego zgoła nieskandynawskiego w powieści ten bohater zrobił, potem chciałam się przejechać po błędach w fabule, odmianie nazwisk i tak dalej, słowem, miałam w planach recenzję pod tytułem "Styczeń, a ja już mam kandydatkę do wpisu Hity i kity roku". Zdałam sobie sprawę, że trochę przesadzam. To kryminał po prostu mocno przerysowany, któremu przydałaby się porządna korekta i porządna redakcja.
Sterany życiem policjant ma do rozwiązania zagadkę śmierci młodej dziewczyny. Zabiera się do tego z werwą i z partnerem, zaniedbując własną rodzinę, nadużywając alkoholu i szlajając się po barach z ukrytą prostytucją. Wypytuje kogo może, odkrywa przeróżne tajemnice wielu mieszkańców miasteczka, ale kto zabił - tego dalej nie wie. Trzeba było aż tego, by ten policjant trafił do więzienia i dostał oklep od więźniów, by zmądrzał. Żartuję, wcale nie zmądrzał, a oklep był udawany.
Podwójny twist na zakończenie powieści to redundancja (uwielbiam to słowo) żonglowania emocjami czytelnika.
"Miasteczko głodnych dusz" Thor Larsen (to pseudonim i to widać), Studio Wydawnicze Milion, 2020.
Jak tylko przeczytałem opis głównego bohatera przed oczami stanęło mi wymyślone przez Królową Matkę bingo dot. męskich protagonistów gatunku kryminalnego :D Widziałaś?
OdpowiedzUsuńO bosz. 19/25 trafnych. :D
UsuńOstro! :D
UsuńKurczę, bez linka tylko my wiemy o co kaman. Uzupełniam :D
Usuńhttps://polaherbaciane.blogspot.com/2024/05/straznik-jeziora-micha-zgajewski.html