środa, 1 kwietnia 2009
Spotkanie w Babim Lecie
Spotkania książkowe zawsze obfitują w niesamowite ilości książek. Tym razem było inaczej, bo to spotkanie obfitowało w niespotykaną liczbę osób.
Z ukontentowaniem powitałam znane mi już osoby, przywitałam się z nieznanymi, podziwiałam panów w perukach (mąż Dot znakomicie wygląda w czarnym), poklepałam po brzuszku drugą ciężarówkę Chen (pierwsza to ja), uściskałam Królową Jolę, poznałam Szreq (w sensie, że już ją gdzieś widziałam, pewnie na zdjęciach na blogu Joli), poznałam Joy'a (w sensie, że już go gdzieś widziałam, pewnie na zdjęciach na blogu Bazyla), potem pomyliłam go z Pawłem pod względem konkursowym, zrobiono mi mnóstwo zdjęć.
I tak się jakoś stało, że książki były na drugim planie. Co nie jest złe, albowiem nimi można się delektować w domowym zaciszu; zaś osobami przybyłymi z wszelkich stron świata w domowym zaciszu delektować się nie można.
To potężny zastrzyk pozytywnej energii - i nie szkodzi, że nie dałam rady pogadać ze wszystkimi, nadrobię następnymi razami.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz