czwartek, 28 kwietnia 2011

O blogu "Habent sua fata libelli" i nie tylko - luźne rozważania


Bazyl w komentarzu poruszył temat pewnego projektu pod pięknym tytułem Habent sua fata libelli, czyli "Mają swoje losy książki". Na blogu tym możemy przeczytać:  "Wśród rozmaitych dziejowych zawirowań oraz nawału czytelniczej pulpy giną pozycje naprawdę warte uwagi i w tym zakątku internetu chcemy je przed takim losem uchronić."

Blog podziałał rok, od września 2008 do września 2009. Potem został porzucony, autor zniechęcił się nieco. Napisał mianowicie:

"Straciłem serce, szczerze mówiąc. Książki w tym kraju czyta może 5% ludzi. Ruch na blogu rzędu dziesięciu osób dziennie. Z współautorów (ha, ha) dwóch napisało po jednej recenzji, pozostali nie napisali nic. A jak ja mam przysiadać fałdów i pisać, to wolę za pieniądze, do czasopism, albo do własnego zbiorku opowiadań, który niestety idzie jak po grudzie. Ale stwierdziłem, że szkoda mi się rozdrabniać, i na razie blog jest martwy.
Natomiast na pocieszenie powiem, że planuję za jakiś kawałek czasu otworzyć stronę autorską, pod imieniem i nazwiskiem. Wtedy tam będę wrzucał recenzje książek, informacje gdzie akurat mnie można przeczytać w druku i ranty o polityce z lewicowego punktu widzenia."


Rozumiem taką decyzję i jednocześnie nie rozumiem. To kwestia rozbieżności celów. Barts założył bloga, żeby w jakiś sposób propagować literaturę zapomnianą, jego celem było dotarcie do jak największej ilości czytelników i zachęcanie ich do czytania (a najpierw do zdobycia, a zaręczam, że to wcale nie takie łatwe, bo próbowałam) książek, które są naprawdę ciekawe i wyjątkowe. To samo czyni na przykład Padma, ze swoich poniedziałkowych gości wyciągając takie tytuły pod szyldem "Mało znana książka, która zasługuje na szerszą uwagę". Ja taguję "Odkurzone tytuły".
Rozumiem Barta, że zniechęcony znikomym zainteresowaniem porzucił projekt. Tylko że żeby mieć sporą oglądalność, trzeba sobie na to zapracować, sposoby są różne, sami wiecie.

A dlaczego go nie rozumiem? Bo sama mam zupełnie inne poglądy na blogowanie, ale to moje własne, prywatne poglądy i wcale nie trzeba ich podzielać. Mój blog teraz przede wszystkim pełni funkcję notatnika, gromadzę tu wrażenia z przeczytanych lektur. Bo mam dziurawą głowę i za rok już nie będę pamiętać, o czym jest ta czy tamta książka, albo czy warto po tego czy owego autora sięgnąć jeszcze raz czy też niekoniecznie. Ruch na blogu cieszy, bo dyskusje są cenne i pouczające, ale nie to jest priorytetem. Ba, w statystyki prawie nie zaglądam. Dlatego nie porzucę bloga z powodu małego ruchu czy kryzysu czytelnictwa w Polsce, mój własny poziom czytelnictwa trzyma się całkiem dobrze.

Tak czy siak, zapomniane książki warte są (czasami, nie zawsze) odkurzenia, wyciągnięcia na światło dzienne.

Może powstanie podobny blog? Strona? O literaturze dziecięcej znalazłam to "Kiedy byłam mała. Podróż po świecie książek z dzieciństwa".

9 komentarzy:

  1. A może jakieś wyzwanie - "Książki zapomniane" albo coś w tym guście? Pomysł Bartsa fajny. Miałem nawet propozycję współpracy, ale z racji tego, że ledwo mogę wygospodarować czas na Śmieciuszka, odmówiłem. Zamiast tego od czasu do czasu u mnie też gości staroć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bazyl- w zeszłym tygodniu przyszło mi coś takiego do głowy, na marginesie dyskusji, że świetne rzeczy wydawano w serii KIK.
    Tymczasem część autorów, zwłaszcza z naszej części Europy, jest kompletnie zapomniana, do etgo stopnia, że nawet czasem ocen w biblionetce niektóre książki nie mają.
    Wyzwania jako idea chyba powoli zaczynają się wypalać, ale może chociaż zbiorczy blog? Albo co najmniej wrzucanie "zakurzonych" recenzji do biblionetki?

    OdpowiedzUsuń
  3. Iza Widzisz, akcji jest sporo (np. taka), ale odzew jakby niewielki. Gros blogów, a co za tym idzie blogerów poszło w nowe. Ja (raz na jakiś czas) "odkurzam" na własną rękę i takiej formy będę się trzymał.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bazyl, to była Twoja propozycja;).
    Zajrzałam na dinozaury- szału nie ma:(.
    Może dobrze by było te 'zapomnaności" zebrać, ale skoro blogi poświęcone wyłacznie im cieszą się oglądalnością rzędu 10 osób na dzień, to faktycznie szkoda czasu:(.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja sama dość często "odkurzam" i patrzę co odkurzają inni, więc może taki blog bezterminowy jak KLasyka Literatury gdzie każdy wrzuca linki do swych recenzji na własnych blogach

    OdpowiedzUsuń
  6. swego czasu Ksiąznica wydawała tez niezłe książki. Z takich mocno zakurzonych mogę polecić sagę piastowską Karola Bunscha (ostatnio wznowiło ją wydawnictwo edition 2000) no i jego "trylogię" o Aleksandrze Wielkim. Oczywiście dla tych, którzy lubią się grzebać w historii ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. A dziś na biblionetce wątek, o proszę, jakby odpowiedź na mój wpis:
    tutaj

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadzam się z Tobą w 100% ;) Blog powinno prowadzić się dla własnej przyjemności, a nie ze względu na statystyki i tym podobne rzeczy. Oczywiście są one ważne. Autor czerpie satysfakcję z tego, że ktoś docenia wysiłek jego pracy ale czy to jest najważniejsze? Tak to niestety w przypadku tego Pana wyglada :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja tam odkurzam regularnie starocie, ale najczęsciej są to książki o ksiązkach.
    A jesli chodzi o to dlaczego piszemy boga to musicie przyznać, że ogromną satysfakcją jest przeczytać w komentarzu, że kogoś zacęciliśmy do przeczyania danej książki. Bezcenne jest też to, że dzięki blogom bibliofile nie czują się osamotnieni. Ale najwżniejsze moim zdaniem jest to, że blogi pozwalają porządkować i wartościować swoje lektury!

    OdpowiedzUsuń