sobota, 10 grudnia 2011

"Serce dla sprawy" Josephine Tey


Serce dla sprawy niewątpliwie ma Alan Grant, inspektor Scotland Yardu, przed którym postawiono niezwykle trudną zagadkę zniknięcia młodego człowieka. Ów człowiek wziął się nie wiadomo skąd, a co najmniej z bardzo daleka (taka jest Ameryka dla Anglików), i z niezwykłym wdziękiem i urokiem wkradł się w łaski znakomitej brytyjskiej rodziny. Kiedy zaś pod maską uprzejmości, uśmiechów i ukłonów zaczęły wrzeć namiętności, nie zawsze pozytywne - zniknął. Czy wpadł po prostu do rzeki, czy też ktoś mu w tym pomógł? Nie wiadomo, a policja długo nie może dojść do prawdy, bo tropy mylą i się plączą. Rozwiązanie zagadki było dla mnie sporym zaskoczeniem.

Jeśli chodzi o Alana Granta, którego uwielbiam, fizjonomisty o ciut arystokratycznych manierach, chorującego na klaustrofobię z przepracowania - to go, niestety, nie znalazłam. Znalazłam tylko inspektora, którego postawa przywodzi na myśl wojskowego czy armię, i który ma nadzwyczaj rozwiniętą intuicję, przydatną bardzo w pracy.  Mało trochę.
Ale o ile sobie dobrze przypominam, inspektor musi jeszcze trochę popracować w policji, żeby ewoluować w tego Granta, którego, jak już pisałam, uwielbiam.
Za to jego współpracownik i podwładny jest taki jak zapamiętałam. Sierżant Williams, zawsze rumiany, czyściutki i niewzruszenie pewny siebie. Po prostu wzór angielskiego policjanta.

Do tego pani Tey tu i ówdzie wtrąca fragmenty szczególnie mnie urzekające. Na przykład ten o słuchaniu pewnej audycji radiowej:
"Cóż, no wiesz, można by to nazwać czymś w rodzaju obrzydliwej fascynacji. Myślisz sobie: to przechodzi wszelkie wyobrażenia, chyba już nie może być nic bardziej paskudnego. I w następnym tygodniu znowu słuchasz, by się upewnić, czy nic gorszego nie jest jednak możliwe. To działa jak pułapka. Jest takie okropne, że nawet nie potrafisz się zdecydować na wyłączenie radia. Jak zaczarowany czekasz na następne paskudztwo, i tak dalej i tak dalej. I słuchasz, dopóki nie skończy gadać".[1]
To święta prawda, sama wielokrotnie złapałam się na tym, jak z jakąś niezdrową fascynacją wpatruję się w w coś wyjątkowo paskudnego i nie umiem wzroku oderwać. Też tak macie?

Swego czasu rozpływałam się nad przemyśleniami autorki dotyczącymi próżności, tu znów natknęłam się na rozważania o prymitywizmie:
"W dzieciństwie, gdy chodził do szkoły, koledzy używali słowa »prymityw« do określenia każdego, kto nosił nieodpowiedni krawat. Problem oczywiście nie na tym polegał. Na prymitywizm człowieka składała się pewna jego duchowa cecha. Swego rodzaju prostactwo. Brak wrażliwości. Coś absolutnie nieuleczalnego: duchowy astygmatyzm".[2]
Ciekawe.

No a ten fragment sam w sobie nie jest aż tak wnikliwy...
"Mówił na temat: »Co dobrego czynią dla Anglii dżdżownice«. Zwrot »dla Anglii« należał do sztandarowych powiedzonek Whitemore'a. Inni mogli sobie grzmieć o miejscu Dżdżownicy w Naturze, i nikogo nie obchodziła ani natura, ani dżdżownice. Natomiast Walter nabił swego robaka na szekspirowski hak i delikatnie zarzucał wędkę, sprawiając, że słuchaczom przed oczami zakłębiły się całe legiony, bez reszty oddane dziełu przemiany szarych skał zachodniego morza w zielony raj, którym była Anglia. Nazajutrz do studia pierwszą poranną pocztą nadejdzie pięćdziesiąt siedem listów z północnego pogranicza, by podkreślić, że Szkocja także posiada swoje dżdżownice".[3]
...ale ten szekspirowski hak mnie rozłożył.

I czy ktoś wie, czy edwardiański to to samo co wiktoriański?
"Liz pomyślała, jak bardzo w stylu ciotki było posłużenie się starodawnym edwardiańskim terminem »zauroczenie«".[4]

Jeszcze jedno.
"Zna pan pomnik Shelleya w Oksfordzie, inspektorze?
Grant znał ową rzeźbę - kojarzyła mu się ze zbyt długo gotowanym kurczęciem, ale powstrzymał się od podobnej uwagi". [5]

Czy rzeczywiście? Zdjęcie pochodzi z oxfordstudent.com.

P.S. Za informację o nowo wydanych książkach pani Tey dziękuję Zuzance :)

---
[1] "Serce dla sprawy" Josephine Tey, tłum. Ewa Rudolf, Wydawnictwo "C&T", Toruń 2011, s. 12
[2] Tamże, s. 35
[3] Tamże, s. 48
[4] Tamże, s. 56
[5] Tamże, s. 110

11 komentarzy:

  1. Sama nie wiem.. Coś mnie do niej nie ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pochlebiałem sobie, że znam wszystkie wydane u nas książki Tey, ale się myliłem:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli idzie o panią Tej, to znam tylko "Córkę czasu", ale coraz bardziej mam wrażenie, że chcę się z nią bliżej zapoznać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Miravelle - to kryminały pisane dość dawno temu, więc raczej dla wielbicieli gatunku.

    ZWL - bo to całkiem nowa nowość, serio! Sama się dowiedziałam całkiem niedawno i od razu kupiłam.

    grendello - a polecam, mnie bardzo ona przypasowała.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe, czy to jednorazowy wyskok, czy zamierzają wydać więcej. Chociaż ja akurat za Grantem nie przepadam. Córka czasu była niezła, ale śpiewające piaski to kryminalnie porażka. Dobrze, że Tey obyczajowo wysoko stoi. Ale i tak Bartłomiej Farrar rządzi:) Czytałaś może Pannę Pym? To też znakomite.

    OdpowiedzUsuń
  6. ZWL - ale więcej w jakim sensie? Bo już nic niewydanego nie zostało, chyba żeby pójść we wznowienia...
    I nie narażaj mi się, bo Piaski są najcudowniejsze w świecie! :) Farrar depcze im po piętach.
    Pannę Pym czytałam, ale jakoś mnie nie poruszyło bardziej, w ogóle przeczytałam już wszystko, co zostało wydane po polsku. :) Taka fanka ze mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No faktycznie, osiem kryminałów, musiałem ją pomylić z którąś z płodniejszych dam kryminału:)Ale mimo to nie mogę się doliczyć dwóch tytułów: A Shilling for Candles i To Love and Be Wise - jeden z nich to pewnie Serce, a drugi? Natomiast co do wznowień, to jestem jak najbardziej za, chociaż piszę to zupełnie bezinteresownie:)

    OdpowiedzUsuń
  8. "Serce dla sprawy" to "To Love and Be Wise", a "A Shilling for Candles" - "Młody i niewinny", recenzję wrzucę lada moment, bo oczywiście obie kupiłam i przeczytałam prawie jednym ciągiem :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzięki. A ja niestety już wysłałem list do Mikołaja:(

    OdpowiedzUsuń
  10. I przy tej recenzji usmialam sie z cytatow - i w zwiazku z tym doszlam do wniosku, ze te dwa kryminaly Tey mialy jednak wiecej zalet, niz przyjelam do moich recenzji ;-))).
    (ale i tak oceny bym im nie podwyzszyla, owszem, sa dobre, ale gdzie im do "starych" kryminalow Tey)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, miałam większe oczekiwania, jednak ktoś kiedyś, dawno temu, zrobił dobrą robotę wybierając pozycje do przełożenia na język polski.

      Usuń