środa, 29 stycznia 2014
"Ronin" Stan Sakai - królik z przytupem
Polecił mi to wystawca na stoisku wydawnictwa Egmont (no dobra, jakieś kilka miesięcy po imprezie zorientowałam się, że to Tomasz Kołodziejczak, teraz sobie gratuluję gapiostwa, przecież znam jego pióro!), mówiąc, że to dobry sposób na zapoznanie się z japońskim komiksem. Toteż zapoznałam się. I co?
Fajne, ale to jakoś nie moja bajka. Fajne, bo i ja kiedyś pasjami, jak wszyscy zresztą, oglądałam filmy ze sztukami walki, karate, kung fu itp (Bruce Lee rządzi, wiem, że to NIE Japończyk) i sama ciosałam z zapałem, wrzeszcząc "Iiii haaaa!" czy coś równie niezrozumiałego. Jednakowoż wyrosłam. Z "Usagi Yojimbo" też wyrosłam, jeszcze przed przeczytaniem, co nie zmienia faktu, że przeczytałam z zainteresowaniem.
Podobał mi się pomysł, żeby głównym bohaterem, czyli samurajem uczynić królika. Samuraj na swojej drodze spotyka świnie, nosorożce, koty - zabieg znany mi z "Blacksada", tam też mi się to podobało. Czaderskie są malusie dinozaurki, pałętające się bohaterom komiksu pod nogami i czasem kiepsko na tym wychodzące. Podobały mi się te wszystkie świsty strzał, ziutnięcia mieczy i tamparampanie końskich kopyt.
Historie opowiedziane przyjęłam obojętnie, ot, wędruje ronin i wdaje się w różne potyczki. Tu chlaśnie mieczem, tam wyratuje biedaka z opresji, gdzie indziej znów złoi złodziejowi skórę. Prawie zawsze prawy i szlachetny, czasem wydłubuje z siebie sztubackie poczucie humoru (rzadko,bo przez większość akcji jest poważny i sztywny jak kołek akacjowy). Trochę taki nasz wiedźmin Geralt. Spłyciłam sobie odbiór, bo tak naprawdę dużo się można dowiedzieć o feudalnej Japonii, o relacjach samuraj i jego pan, o poczuciu honoru i obowiązkowości. Ba, nawet o uczuciach, które, jak w życiu, są obecne i nie da się ich wymazać. Tylko że, jak już pisałam, to nie jest to, co lubię najbardziej.
Nie podobały mi się ciasne, nawet mocno ciasne kadry i kompletny brak koloru. Wiem, takie było założenie i głupio jest robić z tego zarzut, ale np w takim "Persepolis" czarno-białe kadry bardzo mi odpowiadały, a tu wcale.
Fajne, ale na raz. Kolejnych części raczej nie kupię. Chyba że kiedyś, kiedyś, może....
Przykładowa plansza - z alejakomiksu.com:
Tom pierwszy serii "Usagi Yojimbo", tłumaczenie z angielskiego Jarosław "Orkanaugorze" Rybski, Egmont Polska 2012, Klub Świata Komiksu, album 739 (i katarakta dla tego, kto wymyślił stronę redakcyjną i tytułową ze spisem treści w rzucik, czyniąc tekst wyjątkowo mało czytelnym).
Inne recencje:
komiks.bestiariusz.pl
alejakomiksu.com
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jak byłam trochę młodsza, korciło mnie, by kolorować takie komiksy - ale egzemplarzy z biblioteki nie wypadało tak urozmaicać...
OdpowiedzUsuńA ja pokolorowałam, ale własny egzemplarz "Pafnucego" Chmielewskiej. Te rysunki aż się prosiły o kolory! :)
Usuńto komiks dla młodzieży, chłopców w wieku 14-16 lat...
OdpowiedzUsuńale znam wielu mężczyzn, którzy "nie wyrośli" z niego ;-)
Czyli co, zupełnie, ale to zupełnie nie jestem targetem? W takim razie to trochę tłumaczy, dlaczego nie urzekło.
UsuńJa nie wyrosłem!!! A zanim całkowicie odrzucisz, spróbuj sięgnąć po tomy "Ojcowie i synowie", "Wędrówki z Jotaro" i "Opowieść Tomoe".
OdpowiedzUsuńZajrzę do biblioteki i zobaczę, czy tam to mają. Dziękuję za podsunięcie tytułów!
UsuńMój syn miał ok. 5 lat, gdy zaczęliśmy go razem czytać. Dzięki Usagiemu zainteresował się Japonią, kulturą, historią i kendo. Czyta do dziś. Ja też.
OdpowiedzUsuńMój ma 4,5. Podsuwać mu już? :) Ale czytać nie umie...
UsuńKung-fu też nie jest japońskie, więc nie ma się czym przejmować ;)
OdpowiedzUsuńA dziecku koniecznie trzeba pokazać komiksy Baranowskiego - piękna kreska. A dla rodzica ubaw po pachy. Pyszne smaczki czają się na każdym kroku.
Dziękuję, Baranowski wiecznie żywy :) Krzyś bardzo lubi smoka Diplodoka,całą resztę mamy na półce i zaglądamy.
UsuńJa nawet nie tyle nie wyrosłam, co z upodobaniem zaczęłam czytać już w wieku dorosłym. Może trafiłaś na mniej ujmujący tom? Większość mnie zachwyca i bardzo lubię Usagiego oraz to, jak Sakai pokazuje Japonię, np w jednym odcinku pokazuje w fascynujący sposób, jak powstają tradycyjne latawce. Zdarzają mu się też żarciki typu wtyknięcie Calvina i Hobbsa (tych z komiksu Watersonna) w tłum wieśniaków. Dlatego każdy tom oglądam uważnie po raz drugi. A tak na marginesie: Stan Sakai jest Amerykaninem.
OdpowiedzUsuńNie wybierałam tomu, tylko zaczęłam od początku, od pierwszego tomu, wychodząc z założenia, że dobrze jest zaczynać od początku :)
UsuńOch, gdzie można szukać Calvina?! Uwielbiam go!
Sugerujesz, żeby przejrzeć "Ronina" jeszcze raz? Zrobię to, dziękuję za sugestię.
A że Sakai jest Amerykaninem, to wiem, otagowałam ten komiks jako literaturę amerykańską.