Powątpiewanie - oto co poczułam, gdy przyszła do mnie przesyłka z książką. Ogromna cegła (ponad 900 stron), którą z powątpiewaniem zważyłam w ręce, po czym z powątpiewaniem stwierdziłam, że nie wiem, kiedy to przeczytam. Jak się okazało, wystarczyło zacząć, po czym doprawdy, nie mogłam się oderwać.
McCammon z właściwą sobie maestrią kunsztownie buduje świat powieści, po czym natychmiast zagarnia czytelnika do środka. Czasem nawet wbrew jego woli - wbrew mojej woli, muszę to wyraźnie napisać. Broniłam się zażarcie, nie chciałam tam się znaleźć, w Ameryce roku 1699, pełnej brudu, niebezpieczeństw, błota i niesprawiedliwości. Nie chciałam czytać o świecie, gdzie można spłonąć na stosie za to, że się jest piękną kobietą czy zginąć dlatego, ponieważ jest się posiadaczem kamizelki przetykanej złotem, na którą padło łapczywe spojrzenie rzezimieszka. Ach, pamiętacie scenę z kamizelką z filmu "Atlas chmur"? Aż mnie zakłuło, gdy uświadomiłam sobie podobieństwo.
W tym to nieprzyjaznym świecie dwóch wędrowców mozolnie przedziera się przez lasy i bagna w kierunku Fount Royal (osadzie na skraju brytyjskich kolonii w Ameryce Północnej), gdzie mają przeprowadzić proces w sprawie czarownicy. Zanim tam dotrą, zostaną napadnięci, ograbieni i ledwo ujdą z życiem. W samym mieście, choć teoretycznie powinni być tam bezpieczni, czyhają na nich zagrożenia innego rodzaju.
Sędzia Isaac Woodward i jego sekretarz Matthew Corbett zostaną uwikłani w wielowątkową rozgrywkę. Starcie pomiędzy dobrem i złem, prawdą i kłamstwem, uczciwością i chciwością. Oskarżona Rachel Howarth jest w więzieniu, sędzia podejmuje przesłuchania świadków, mocno naciskany przez burmistrza, a sekretarz, niezwykle dociekliwy młody człowiek, tropi najlżejsze nawet niejasności. Nie da się bowiem ukryć, że Corbert nie wierzy w winę Rachel.
W osadzie aspirującej do miana pięknego, prężnie rozwijającego się miasta (a tak naprawdę to pustoszejące i błotniste miejsce) Matthew prowadzi fascynujące śledztwo. Niełatwo jest być detektywem z Fount Royal, zwłaszcza gdy ma się poglądy inne niż zdecydowana większość jego mieszkańców. Jak w każdym rasowym kryminale, autor plącze czytelnikowi ścieżki i tropy, by zasłużyć na pełne ulgi czytelnicze "uff", gdy rozwiązanie zagadki jest już na talerzu.
To świetna powieść, zrazu udająca nieco horror, ale szybko odkrywająca swoje prawdziwe oblicze. Kryminał historyczny z obłędnym tłem (społecznym, obyczajowym, geograficznym). Tło jest tak sugestywnie opowiedziane, że prawdopodobnie do książki już nie wrócę. Przeczytanie jednokrotne mi wystarczy, obrazy z tego 1699 roku na długo zostaną mi w pamięci. Dużo w tej powieści zła. Choć ostatecznie zło nie triumfuje, to i tak jest wciąż obecne, zerka zza węgła, brr. Teraz już wiem, dlaczego "Zew nocnego ptaka" jest tak obszerny, musi taki być. Inaczej nie pomieściłby tego wszystkiego, co ma w środku.
Robert McCammon kolejny raz okazuje się mistrzem w kreowaniu świata i snuciu intrygującej opowieści. Wow.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Vesper
"Zew nocnego ptaka" Robert McCammon, tłumaczenie Maciej Machała, ilustracje oraz okładka Maciej Kamuda, Vesper, Czerwonak, 2022.
McCammon zastąpił mi Kinga jeśli chodzi o wodolejów, których lubię czytać. Faktycznie wciągające są te jego kobyły i początkowy strach: "kiedy ja to przeczytam?" szybko zamienia się w: "to już tylko tyle do końca?" :)
OdpowiedzUsuńNigdy, ale to nigdy nie przekonałam się do Kinga. Może i dobrze? ;)
Usuń