czwartek, 6 września 2012

"Saga rodu Forsyte'ów. Posiadacz" John Galsworthy - początek znajomości z londyńską rodzinką


No i co tu napisać o klasyce?

John Galsworthy odmalował fragment dziejów bogatej mieszczańskiej rodziny z Londynu. Rodziny bardzo przywiązanej do tradycji, dystyngowanej, z manierami, skostniałej i sztywnej do szpiku kości. Nudnej? A gdzież tam! Wystarczy poskrobać troszeczkę paznokciem, a już się ujawniają skryte namiętności, miłość, przywiązanie do rodziny, tak jak i do tejże rodziny pogarda... Cała gama! Wszystkiego!

Taki Jocelyn, na przykład, nestor rodu, godny i poważny, a nade wszystko straszliwie samotny; zdawać by się mogło, że nic nie jest w stanie wyrwać go ze szponów konwenansu, a tu proszę - godzi się ze swoim synem, dawno temu wykluczonym z rodziny. Wzruszające, bo wcale staruszkowi to nie przyszło łatwo.
Albo Soames.  Poznał pewną kobietę i nie spoczął, póki jej nie zdobył, choć długo mu się opierała i ogólnie była mu niechętna. Potęga miłości? Namiętność? Czy też chęć posiadania czegoś (właściwie kogoś) wyjątkowego? Zapewne wszystko naraz.
Ta kobieta to Irena, piękna i nieszczęśliwa, jak słowik zamknięty w złotej klatce.
A młodziutka June - jakby nie z tej rodziny, drobna osóbka z burzą włosów i ognistym temperamentem, szaleńczo zakochana w przystojnym architekcie bez grosza przy duszy...

No i co? Prawda, jak bogata i różnorodna ta galeria postaci? A przedstawiłam zaledwie ułamek rodziny Forsyte'ów. Zaś ich losy na zmianę - nudne są i szalenie interesujące, leniwe i dynamiczne.

Jest jednak z nimi, z dynastią Forsyte'ów, jeden problem. Nie wiem, czy ich polubiłam. Raczej nie. Są na to zbyt zapatrzeni w siebie, zbyt dumni, trochę zakłamani.

Jeszcze Londyn, piękny, mglisty, słoneczny, gwarny Londyn. Miasto, które bardzo mi się podoba i mniemam, że autorowi również, bo czuć to między wierszami.

Niezła książka i dobrze mi się ją czytało, choć przyznam, że czasami prześlizgiwałam się tylko wzrokiem po szczególnie drobiazgowym i mało interesującym monologu wewnętrznym któregoś Forsyte'a. Poszukam reszty, bo przecież ledwo liznęłam całość.

"Saga rodu Forsyte'ów. Posiadacz" John Galsworthy, przełożyła Róża Centnerszwerowa, Książka i Wiedza, 1987.

9 komentarzy:

  1. Zazdraszczam, bo zbieram się do powtórki jak sójka za morze, czy jakoś tak:) Takie są cudne opisy jesieni na przykład...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tuż przed opublikowaniem notki sięgnęłam po egzemplarz z półki, żeby stopkę spisać i natknęłam się na zakładkę, wklejoną moją ręką, otwieram, a tam młodszy Jocelyn w parku szykuje się do malowania. Piękny widok, sadzawka, spadające liście, alejki, drzewa, śliczności.
      Chyba to później wpiszę, bo fragment urodziwy.

      Usuń
    2. Ciekawe, zupełnie nie wiem, czy tam była jakaś wiosna czy zima, a te jesienne i owszem:)

      Usuń
  2. Oglądaliśmy jakiś czas temu z Mężem serial kostiumowy, bardzo nam się podobał. Planowałam kiedyś przeczytać, ale pierwszeństwo mają książki, których fabuły nie znam (z drugiej strony, ile mogli upchnąć w serialu...).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, chętnie bym rzuciła okiem, ale najpierw to jednak zapoznam się z całością :)

      Usuń
  3. Uwielbiam ten cykl. Czytałam tak dawno, kusi mnie, żeby przypomnieć sobie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Resztę mogę Ci pożyczyć, szkoda, że nie zapytałaś wcześniej, to bym na Targi Ci przywiozła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam się uśmiechnąć, oczywiście, tylko na jakimś spotkaniu biblionetkowym :)

      Usuń