Jakiś czas temu otrzymałam paczkę z wydawnictwa
Greg, dwie malowanki i książkę z bajkami. Nadszedł czas na to, by skreślić kilka słów na ich temat.
Malowanka "Niebezpieczne zabawy" zawiera obrazki ilustrujące sytuacje, których należy unikać - i to, uważam, jest ŚWIETNY pomysł, bo mamy sposobność, żeby pogadać z maluchem o tym, dlaczego nie gra się w piłkę na ulicy, dlaczego nie wolno się bawić lekarstwami, bawić nożem, czy tłuc inne maluchy. Niezależnie od tego, czy dziecię obrazek pokoloruje czy nie, coś z pogadanki mu w głowie zostanie.
Do książeczki dołączono mazak. O rety. Moje dziecię oszalało. Nie zna mazaków, nie kupuję mu, chcę, żeby malował kredkami i farbami, mazaki są trudno zmywalne. Toteż jak dorwał ten mazak, obmalował dokładnie rysunek (to po lewej to moja robota, chciałam pokazać), ten i cztery następne, oczarowany łatwością prowadzenia narzędzia i soczystością koloru. Po czym porzucił papier i pomalował sobie brzuch na brązowo. Był przeszczęśliwy. Ja mniej. Na szczęście, jak głosi napis na naklejce, pisak rzeczywiście łatwo zmyć.
Druga książeczka to nie tylko malowanka, tam trzeba wypełniać zadania, które rodzic czyta. Łatwiejsze, trudniejsze. Labirynty, rysowanie po kropeczkach, wskazywanie odpowiednich elementów - z jednymi Krzyś sobie radzi, z innymi jeszcze nie, muszą poczekać. Poziom jest na czterolatka, więc nie wpadam w panikę, syn tyle jeszcze nie ma. Oczywiście największym zainteresowaniem cieszą się zadania z pojazdami: pociągi, samochody. I tu właśnie dopatrzyliśmy się kiksa: na jednej stronie mamy narysowaną koparkę, a nawet dwie, co Krzyś wypatrzył bystrym oczkiem. Jedna uszkodzona, mama naprawiła (dorysowała brakującą część), Krzyś zatwierdził (pomalował ją). Na innej stronie jest kilka maszyn budowlanych, z podpisu na dole wynika, że znajduje się wśród również koparka. Ale jej nie ma. Jest za to spychacz. Trzeba na takie drobiazgi zwracać uwagę, bo to nie jest to samo, a dziecko nie da sobie wciskać ciemnoty.
Bajki
"Najpiękniejsze dobranocki" - i tu mam problem! Krzyś nie chce, żebym mu to czytała! Wiem doskonale, jaki jest powód - w środku nie ma obrazków, z wyjątkiem czarno-białych ilustracji rozpoczynających każdy rozdział. A nauczyliśmy się, że on patrzy na to, co czytam, ogląda sobie obrazki i słucha. Szkoda, bo bajki są fajne, napisane dobrym, poprawnym i przystępnym językiem (wiem, co mówię, kiedyś miałam w ręce książkę z bajkami napisaną tak topornie, że nóż się w kieszeni otwierał i tępił). Nie tracę nadziei, że się do nich przekona. Może jak zacznie sam czytać? Czcionka jest spora, a format bardzo poręczny, nie za duży, nie za mały, a książka nie jest ciężka. Jakie to ma znaczenie, wie każdy rodzic, który ma czytać bajkę na dobranoc, leżąc w łóżku i trzymając książkę w rękach w powietrzu.
Minus jeden, malutki, ode mnie, nie od dziecka - te ilustracje takie sobie, wielkookie księżniczki to wypisz wymaluj czarodziejki z księżyca. Brr, nie jestem miłośniczką japońskich bajek.
Bardzo dziękuję wydawnictwu
Greg - między innymi za uświadomienie, że czas najwyższy sprawić synkowi mazaki :)
Potwierdzam - z tą nomenklaturą trzeba uważać, bo już nawet 2-letni chłopiec wie, że kopara to kopara, a spychacz to spychacz. Albo jest się wydawnictwem edukacyjnym, albo partaczem.
OdpowiedzUsuńWidać do tej pory czytaliście z synkiem ładne rzeczy, to tylko się ciesz, że nie uznał tych dobranocek za najpiękniejsze. U mnie, mimo wysiłków, najukochańszy jest średnioładny Franklin...
Nie znamy Franklina, mówisz, że nie warto?
Usuń