czwartek, 26 lutego 2015

"Wołanie kukułki" Robert Galbraith


Kryminał jak się patrzy!

Nie wiem, po co to skrywanie się pod pseudonimem pani Rowling. Żeby nie skojarzono jej z Potterem wiecznie żywym? Przecież to żadna ujma, HP to świetny cykl - a kryminał z Cormoranem Strikiem to świetny kryminał i zapowiada się, że to będzie bardzo udany cykl (kolejne książki już są).

Samobójstwo czy morderstwo?

Akcja książki kręci się wokół śmierci Luli Landry, pięknej modelki. Wypadła z balkonu swojego mieszkania czy została wypchnięta? Policja i reszta społeczeństwa opowiada się za samobójstwem, ale w taką wersję wydarzeń nie wierzy brat Luli. Wynajmuje więc prywatnego detektywa, Strika, żeby ten porządnie przyjrzał się sprawie. Strike to czyni (och, za godziwą zapłatę, która ratuje go od śmierci głodowej) - a rezultaty śledztwa są zaiste zaskakujące. Sama bym na rozwiązanie zagadki nie wpadła.

"Wołanie kukułki" jest, zdaje się, klasycznym angielskim kryminałem, opartym na znanych schematach: rzekome samobójstwo, zatroskany krewny szukający sprawiedliwości, ponury i zgorzkniały prywatny detektyw, niezbyt widoczna angielska policja. Do tego wyjątkowo klasyczny monolog detektywa na koniec książki. Nic nowego! Co więc jest w nim takiego, że tak dobrze się to czyta?

Bohaterowie, akcja, tło, język.

Może to kwestia napisania głównych postaci? Detektyw Cormoran Strike i jego sekretarka, Robin Ellacott - wiem o nich bardzo dużo, znam charakter, rozumiem pobudki. Inne osoby, które poznawałam w trakcie czytania są tak wyraziste, że zapadają w pamięć (projektant! matka Luli! druga matka Luli!)
A może sedno tkwi w mocnym zagęszczeniu akcji? Ofiara nie żyła w próżni, toteż i w fabule próżni nie ma. Detektyw szuka, dopytuje, zdobywa taki ogrom informacji, że czasem trudno to wszystko ze sobą połączyć. Tak jak w życiu - codzienność, bliskie i dalekie osoby, wydarzenia, to wszystko nas ciasno otacza.
Kolejna zaleta to Londyn. Przewspaniałe tło dla akcji. Autorka gęsto powplatała opisy wielu miejsc w Londynie, ale tak zgrabnie i nienachalnie, że miasto nie ma aspiracji do bycia jeszcze jednym głównym bohaterem.
Ostatnia rzecz to język, płynny i dopracowany. Ta książka czyta się sama, wystarczy tylko wziąć do ręki i otworzyć na pierwszej stronie.

Pochylę się jeszcze nad bohaterami. Robin jest u Strika tymczasowo, ale ten krótki czas wystarcza, by zdała sobie sprawę, że bardzo odpowiada jej posada u detektywa, lubi zdobywać informacje, wyciągać wnioski  i ocierać się o tajemnice niedostępne zwykłym ludziom. Asystentka - ideał. Ciekawa jestem, czy stanie się jeszcze bardziej podobna do Delli Street niż jest w tej chwili.

Cormoran przypomina mi całą masę detektywów: Perry'ego Masona (bo wierzy w sprawiedliwość), Wallandera (bo też zgorzkniały i ze złamanym życiem osobistym), Philipa Marlowe'a i Lwa Archera (bo ci detektywi noir też mają twardą skórę i miękkie serca, a do tego nie boją się zapuszczać nocą w ciemne zaułki), Alana Granta (który na równi z tożsamością mordercy chce poznać tożsamość ofiary). Zdaje mi się, że jedyną wyróżniającą go cechą na tle całej tej plejady jest brak nogi.
Ok, przypomina wielu, ale tak naprawdę jest tym jednym, jedynym, niepowtarzalnym Cormoranem.

Wady?

W powieści znalazłam parę zgrzytów: jakieś (rzadkie) literówki oraz irytujące mnie spolszczenia "lancz", "skłot", "autsajderka". Wiem, że to poprawne, ale zgrzytało mi to. To jednak uwaga do tłumaczki, a nie do samej książki.

Kolejny cykl, który się dobrze zaczyna i trzeba będzie szukać kolejnych części.

Czytało mi się ją świetnie, mimo przeszkód (łobuziaki te moje dzieciaki) i bardzo mi się spodobała. Cieszę się, że ją przeczytałam, dzięki wyzwaniu "Wyzywam Cię na pojedynek".  Ale nie ma róży bez kolców. Teraz muszę zdobyć "Jedwabnika". Ech.


"Wołanie kukułki" Robert Galbraith tłuamczyła Anna Gralak, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław, 2013.
Wołanie kukułki [Robert Galbraith, pseud. J. K. Rowling]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

17 komentarzy:

  1. Faktycznie beznadziejne spolszczenia, kto wymyślił słowo: ,,lancz"":O Książkę mam w planach od dawna i chętnie ją przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby nie było - to nie jest błąd, sprawdzałam w słowniku. Tylko dziwnie brzmi, prawda?

      Usuń
  2. Mam na półce i zachęciłaś mnie na tyle, żeby sięgnąć po nią wcześniej niż później. Dlaczego? Ponieważ dowiedziałam się, że autorką jest tak naprawdę ta od HP. Nie wiem, może trafiło mi się złe tłumaczenie, ale w połowie książki (kamień filozoficzny czy jakoś tak) ją porzuciłam. Nie wciągnęła mnie. Postanowiłam obejrzeć film. Wypożyczyłam część pierwszą i gdyby nie fantastyczne szachy, to nie znalazłabym niczego, co przykułoby moją uwagę. Później byłam w kinie na jakimś tam filmie i pokazywali reklamę kolejnej części HP (chyba 7). Byłam zachwycona zwiastunem! Jako, że oprócz cz. pierwszej nie widziałam żadnej innej, poczekałam na wydanie DVD. W końcu jak się nie połapię, to wydam 8 zł, a nie 20. Wkurw był maksymalny. Połapałam się, było średnio (jak dla mnie) i na dodatek nie było scen ze zwiastuna! Ale DVD było fajnie wydane, więc obejrzałam materiały dodatkowe. Okazało się, że część zwiastuna, znalazła się w scenach usuniętych filmu :D Także, jak widzisz, moje spotkanie z HP nie zaliczam do udanych. Więc książkę "wołanie kukułki" kupiłam, chwilę później dowiedziałam się o prawdziwym nazwisku autora i tak książka sobie leży na półce :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale Ci się nie dziwię, że leży. Jak ktoś na samym początku zrazi się do autora, to trudno przełamać to pierwsze wrażenie. Żeby daleko nie szukać, miałam tak samo z Nesbo.
      Ale na "Wołanie kukułki" zerknij, Sasza Hady Ci się spodobała, dobrze pamiętam? To podobne klimaty, no, może bardziej miejskie.

      Usuń
    2. Bardzo dobrze pamiętasz :D

      Usuń
    3. Czasami mam dobrą pamięć :)

      Usuń
  3. Oba kryminały Rowling stoją na mojej półce od dawna, a ja czekam na kolejny. Kawał dobrej roboty z jej strony. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli drugi także wart przeczytania? Dobrze słyszeć :)

      Usuń
  4. Super Agnieszko! Gratulacje :) Ja też już przeczytałam - wczoraj wieczorem skończyłam.
    Również mi się podobało i też zgrzytały mi w zębach lancze :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A zwróciłaś uwagę na "oczy marmozety"? Sprawdziłam, co to jest marmozeta i okazało się, że to małpa. Na litość boską, co to za pomysł, by kobietę obdarzać oczami małpy?! ;)

      Usuń
    2. Poszła na skróty :D Mogła napisać, okrągłe, ciemne, blisko osaczone, lekko wyłupiaste i takie "mądrze" patrzące :D

      Usuń
    3. Na skróty rozumiem, ale małpy nie rozumiem.

      Usuń
    4. No bo ta małpka ma takie iczy. Więc użyła jej nazwy... poszła na skróty :D

      Usuń
  5. Czytałam i też bardzo polecam. Wydaje mi się, że być może posługiwanie się pseudonimem to podkreślenie tego, że to inne historie, inny sposób pisania. I nie ma w tym nic złego. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, też rozważałam ten punkt widzenia. Czyli, jeśli autorka zechce za jakiś czas poświęcić się na przykład powieściom z gatunku płaszcza i szpady, wymyśli sobie jeszcze jeden pseudonim? :)
      Wolałabym jednak wiedzieć, że to wciąż jedna i ta sama osoba.

      Usuń
  6. Gratuluję!
    Jak wiesz też mam książkę i od dawna stoi na półce... ale w tym roku na bank przeczytam, zwłaszcza że potwierdzasz, że jest dobra :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potwierdzam, potwierdzam. Sięgaj, jak już się trochę wyrobisz z innymi pozycjami i wyzwaniami ;)

      Usuń