niedziela, 1 listopada 2015

"Obelisk kładzie się cieniem" Alan Bradley

W taki dzień jak dziś nic tylko pisać o zmarłych. I właśnie to robię, piszę o Harriet de Luce. 

 
W poprzednim tomie całą rodzinę de Luce'ów zelektryzowała wiadomość, iż odnaleziono Harriet. Teraz okazuje się, że po odnalezieniu postanowiono także sprowadzić do domu. Rozwieję złudzenia: to nie "Panna z mokrą głową", gdzie dawno zaginiony rodzic wraca do domu cały, choć niezupełnie zdrowy na umyśle. Tu z pompą, niebotycznym namaszczeniem i wielką estymą Harriet zostaje sprowadzona do domu w trumnie. Od razu mówię, że ta pompa to nie pomysł rodziny, tylko państwa.

Wyjątkowo przejmująca i bolesna scena, ta i kolejne, kiedy to cała rodzina pogrąża się w rozpaczy. Wcześniej nikt nie opłakał Harriet, zaginięcie to nie śmierć. Teraz już nie ma wątpliwości.
"Po czym zapadła jedna z de luceańskich cisz, podczas których słychać, jak wiekowe mury Buckshaw strząsają kurz".[1]
Na szczęście Flawia nie przestaje być Flawią i wpada na iście szatańskie alchemiczne pomysły. Makiawelizm miesza się ze słodyczą, a Flawia wypływa na szerokie wody. Odkrywa naprawdę wstrząsające tajemnice... hm, dotyczące prawie każdego z rodziny: ojca, ciotki, matki czy Doggera.

"Prezentowanie filmów o charakterze instruktażowm bandom niezainteresowanych mężczyzn stanowiło niegdyś niebagatelną część moich obowiązków".[2]
Obłędnie było poznawać je razem z Flawią, ale zrobiło mi się smutno. Nic już nie będzie takie samo jak wcześniej, Flawia straciła niewinność dzieciństwa i niewiedzy. Czasem lepiej jest nie wiedzieć...

Wielbię Alana Bradleya, wiecie?

 

Wycisnął mi łzy z oczu, kiedy zabrał dziewczynkę na przejażdżkę (zaraz, samolotem to powinna być przelotka, nie przejażdżka, prawda?) z ciotką Felicity i odkrył historię Harriet i jej męża Hawilanda. To było okropne i piękne zarazem.

Dziwi mnie nieco to odkrycie sporej części kart przez autora. Do tej pory motał i mataczył, nic nie mówił jasno, tajemnice odkrywał w mikroskopijnych kawałeczkach. Teraz dowiedziałam się, co się stało z Harriet, wiem o Doggerze, wiem, dlaczego siostry nie lubią Flawii (choć akurat to jest nieco mętne).
" - Tak - odpowiedziała Fela. - Mogłabyś. Postaraj się dziś nas nie ośmieszyć. 
Jak do włóczęgi.
To "nas" chyba najbardziej zabolało. Ot, jedno z tych małych słówek o długim cieniu: trzy literki, za sprawą których z siostry stałam się kimś spoza nawiasu".[3]
 Martwię się teraz, czego się będę dowiadywać w kolejnym, już ostatnim tomie - bo przecież tu głównie o odkrywanie zagadek chodzi  w tej serii. Chociaż sama już nie wiem. Bo wiecie, w tym tomie pada trup, ale rzekłabym, że jest to trup mocno marginalny i jakoś nikt specjalnie nie szuka mordercy. Właściwie można by rzec, że morderca się sam znajduje i sam sobie na dokładkę wymierza sprawiedliwość. Tak, tragedia rodziny przesłania wszystko...

Na szczęście, jak już pisałam, Flawia jest Flawią i można na nią liczyć zarówno w dziedzinie szeroko pojętej nauki:
"Szyba, teoretycznie rzecz biorąc, to płyn. Płynie powoli, lecz niezależnie od tego jest płynem. Przyciągany siłą grawitacji, potrzebuje setek - a nawet tysięcy! - lat, aby przebyć  te same ćwierć cala, które woda pokonuje w jedną tysięczną sekundy".[4]
Jak i spędzania wolnego czasu:
"- Och! Dogger - westchnęłam. - Tak sobie siedzę i rozmyślam.
- Wyborne zajęcie, panno Flawio - odrzekł. - Sam często praktykuję".[5]


Jeszcze słówko o okładce. Często mówię, że nie zwracam uwagi na okładkę, ale jak mam kolejny tom Flawii w rękach, to zwracam. Nie czepiam się wydawcy, bo doczytałam w stopce, kto jest autorem okładki: HildenDesign, Monachium (www.hildendesign.de). I jakkolwiek ilustracja na okładce (autorstwa  Iacopa Bruna) jest przecudna, to kot na okładce jest wepchnięty kompletnie bez sensu. KOTA W POWIEŚCI NIE MA. Gdyby ktoś z projektantów pokusił się o przeczytanie czy choćby porozmawiał z kimś, kto książkę przeczytał, dowiedziałby się o tym bez trudu. O ileż bardziej pasowałaby tam kura! Flawia ma bowiem oswojoną kurę imieniem Esmeralda. I jakie byłoby śliczne nawiązanie do wierszyka "W aeroplanie" Tuwima. Ot, takie moje dywagacje.

EDIT! UWAGA UWAGA, SPROSTOWANIE DOTYCZĄCE KOTA NA OKŁADCE:

Otóż, przy okazji wyciągania kilku tomów Flawii celem pożyczenia odkryłam, że ten czarny kociak to jest element graficzny przewijający się nieregularnie, ale uparcie na okładkach. Element towarzyszący Flawii, jak szklana kula towarzyszy czarownicy. No to już się nie czepiam.

Bardzo dziękuję wydawnictwu Vesper za egzemplarz książki!

---
[1] "Obelisk kładzie się cieniem"  Alan Bradley, przełożyła Magdalena Moltzan-Małkowska, Wydawnictwo Vesper, Czerwonak, 2015, s. 66
[2] Tamże, s. 60
[3] Tamże, s. 205
[4] Tamże, s. 91
[5] Tamże, s. 254

7 komentarzy:

  1. Faktycznie, zagadka kryminalna w tym tomie jest raczej słaba, rozwiązanie dostajemy szybko i jakoś tak mimochodem... Ale w sumie nigdy nie czytałam Flawii dla zagadek, bardziej dla języka, klimatu, humoru, błyskotliwych dialogów i dla samej Flawii oczywiście ;) Zresztą było kilka świetnych, świetnych scen, jak próby wskrzeszania matki czy właśnie "przelotka" z ciotką Felicity ;) Ja też Bradleya wielbię. Rzeczywiście, tym razem odkrył zaskakująco dużo kart, zobaczymy, co nas teraz czeka. Trochę mnie martwi wyjazd Flawii do Kanady... Jak to tak? Nie będzie Buckshaw, Doggera?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja podobnie - dla języka, klimatu, humoru, błyskotliwych dialogów i dla samej Flawii oczywiście. Swoją drogą, świetne są tłumaczenia książek Bradleya :D

      Usuń
    2. No właśnie, nie będzie Buckshaw? Właśnie już zaczynam łkać, bo jak to tak? Dobra, realnie rzecz biorąc, dzieci wylatują z gniazd, jak podrosną, dlaczego Flawia miałaby nie wylecieć, jednak wiecie co? Przywiązałam się do tego literackiego miejsca, do domu nieco ponurego i zgrzybiałego, ale z genialnym klimatem.
      Tłumaczenia są niezłe, Bazylu, a odczułeś zmianę tłumacza?

      Usuń
    3. Wolałem Polaka, ale wbrew pozorom nie było tak źle jak się spodziewałem. Zresztą ja bez kompetencji by oceniać. :D

      Usuń
    4. Mam podobnie. Polak jakby z większym polotem pisał, zdaje mi się.

      Usuń
  2. Czekam, aż siostra skończy czytać, bo umowa rodzinna jest taka, że ona czyta Flawię pierwsza... (zgrzyta zębami)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdraszczam, jeszcze nie przeczytałaś. Ech :) Doceń, że więcej Flawi przed tobą! ;)

      Usuń