sobota, 10 września 2016

„Kłopoty rodu Pożyczalskich” Mary Norton


„Kłopoty rodu Pożyczalskich” to powieść nagradzana i wyróżniania na wszelkie sposoby . Klasyka – mówią. Bywa czasem tak, że samo słowo „klasyka” nas odstrasza. Myślimy sobie „ach, to pewnie jakaś staroć, wolę nowocześniejsze rzeczy”, cóż, sama tak kiedyś myślałam. Cóż za błędne podejście!

Przeczytałam Pożyczalskich i się zachwyciłam. To taka opowieść, którą sama bym chciała wymyślić i opowiadać swoim dzieciom na dobranoc. Przyznam się, że opowiadałam historie, które były nieco podkolorowaną wersją rzeczywistości – bo przecież o tym, co znamy, mówi nam się najlepiej. Zdaje mi się, że Mary Norton szła tą właśnie drogą, tyle że ona miała genialny pomysł, by bohaterami powieści oprócz zwyczajnych ludzi uczynić także ludzi, tylko mniejszych.


Pożyczalscy mają kilkanaście centymetrów wzrostu, mieszkają w domu tuż obok ludzi, ale najbardziej na świecie obawiają się, by nikt ich nie zobaczył. Dlatego na swoje wyprawy do świata olbrzymów wybierają pory, kiedy domownicy śpią albo ich nie ma w pobliżu. Po co mali ludzie w ogóle wyprawiają się do tak niebezpiecznego świata? Po wszystko, co im jest potrzebne: jedzenie, ubrania, meble i całe wyposażenie mieszkania. Zabierają bez skrupułów to, co im się wydaje przydatne i co są w stanie unieść: szpilki, agrafki, zabawki, nici, puszki, figury szachowe, biżuterię, piórka i naparstki. Wiadomo, że dla nich diament czy kawałek szkiełka wygląda tak samo, ale dla ludzi to spora różnica. Dlatego właśnie ci duzi są dla małych tak niebezpieczni, bo są w stanie ich całkowicie zniszczyć. I dlatego rodzina Pożyczalskich drętwieje z przerażenia, gdy okazuje się, że jeden z członków rodu został ZAUWAŻONY. Czy to będzie oznaczać ich koniec, kres wygodnego życia w cieple i dostatku? Przyznam, że mocno ściskałam kciuki za powodzenie losów Strączka, Dominiki i ich córki Arietty.

Jednak obok wciągającej warstwy fabularnej w tej książce jest coś jeszcze, ulotne i trudno uchwytne. To szczerość, żadnego lukrowania, żadnego moralizowania. Opowieść toczy się, jakby żyła własnym życiem; jakby nikt za nią nie stał i nie zmieniał biegu wydarzeń, czy to w celu wyciśnięcia łzy czytelnikowi, czy zmiany tempa akcji. Tak bezgraniczne roztopienie się autora w książce rzadko się zdarza. Jestem tym zauroczona.

Nie bójcie się klasyki, koniecznie sięgnijcie po Pożyczalskich, i koniecznie z ilustracjami Emilii Dziubak. Są przepiękne, to małe dzieła sztuki. Wystarczy zerknąć na okładkę, gdzie malutka Arietta z wdziękiem leśnego elfa siedzi na krawędzi kielicha z lemoniadą i moczy drobne stópki. Jedna z najpiękniejszych okładek, jakie widziałam w życiu.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości księgarni internetowej BookMaster.pl - dziękuję!

„Kłopoty rodu Pożyczalskich” Mary Norton, przełożyła Maria Wisłowska, ilustrowała Emilia Dziubak, Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2012.

3 komentarze:

  1. Utknęliśmy w połowie drugiego tomu. Z przyczyn, których już nie pamiętam. I choć widziałem kolejne części, to jakoś tak ... Po kolejnej wypłacie do uzupełnienia, a potem przeczytania i obejrzenia (Emilia!) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jako wartość dodana do świetnego tekstu, bo wbrew pozorom ramotki trzymają się dobrze. Na przykład strasznie się cieszę, że Dwie Siostry poszły za ciosem i wydają ciąg dalszy cyklu Vestly nie poprzestając na już istniejących tłumaczeniach pierwszych dwóch tomów. A można było pójść na łatwiznę i zostawić czytelników tylko z dwoma odświeżonymi (ilustracje pani Oklejak) książkami autorki :)

      Usuń