Seria "Uczta Wyobraźni" ma to do siebie, że drukuje nietuzinkowe książki. Nie wszystkie mi się podobają, ale wszystkie są w jakiś sposób nowatorskie. A “Światło”? No własnie nie wiem na pewno. Niby nowe, ciekawe, ale wciąż podczas czytania miałam uczucie, że to już było, żektoś już miał taki styl, że widziałam podobne koncepcje... ale gdzie, u kogo? Nie pamiętam ani w ząb.
O czym to jest?
O trzech osobach, którym towarzyszymy. Michael Kearney to ktoś z naszego czasu, uczony na progu wyjątkowego odkrycia. Nękany przez demona z przyszłości, a może z głębin swojego umysłu, miota się jak szalony, uciekając, zabijając i znowu uciekając.
Seria Mau Genlicher jest już w roku 2400, to złożona osoba, dosłownie, bo z człowieka i ze statku kosmicznego. Ona również jest rozedrgana wewnętrznie (między innymi przez wspomnienia z dzieciństwa) i również ucieka przez wszechświat, szukając czegoś, co pomoże jej w ułożeniu sobie życia.
Ed Chianese to włóczęga, były pilot i coś w rodzaju narkomana (tyle że narkotykiem jest VR), który uciekając przed dłużnikami trafia do cyrku i przepowiada przyszłość, zakładając sobie akwarium na głowę - tyle że podczas tego wieszczenia śni o dzieciństwie, jak Mau.
Ich losy łączą się w końcu, może nie w czasie, może nie w przestrzeni, ale na pewno jakoś się łączą. Prawdopodobnie poprzez istotę, która towarzyszyła w ten czy inny sposób każdemu z nich. Być może coś z tego wynika, ale nie jestem o tym przekonana. Ładnie świeci w tle Trakt Kefahuchiego, fizyka robi wygibasy, wymiary mnożą się i krzyżują, są wojny, są obce cywilizacje, technika, nanotechnika, mnemotechnika... Jest wszystko. Nie wiem tylko, po co.
Próbka stylu autora:
"To było EMC. Nie trzeba było diagramów sygnatur ani niby książek. Znała ich. Znała ich sylwetki. Nawet nazwy. Grupa K-statków - zatykając pasma łącznościowe fałszywymi komunikatami, rozrzucając wabiki we wszystkich kierunkach - zeszła w ścieżkę grawitacyjną Czerwonej Linii po trasie o maksymalnej nieprzewidywalności, która, ustalana na podstawie stawianych co chwila hipotez, była widoczna w sensorium “Białej Kotki” jako neon, rekurencyjnymi zawijasami pętlący po galaktycznej nocy". *
Piękne, poetyczne, zawikłane na poziomie pseudofizyki kwantowej. Z całą pewnością autor ma wyjątkowo bogatą wyobraźnię, tylko zabrakło mi w tym wszystkim jakieś nici przewodniej, czegoś, czego mogłabym się uczepić, co by mnie przeciągnęło po tych światach i galaktykach bez tracenia celu z oczu. A tak to się trochę pomiotałam podczas czytania, razem z bohaterami i nic mi z tego nie przyszło.
Ocena: 3,5/6.
---
* "Światło", M. John Harrison, tłum. Wojciech M. Próchniewicz, Wydawnictwo Mag, Warszawa 2010, s. 146.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz