piątek, 13 maja 2011

"Noce deszczu i gwiazd" Maeve Binchy (idylla)


Kolejna polecanka Kasi.
 O autorce nie wiedziałam kompletnie nic, żadnej jej książki nie miałam wcześniej w rękach, a o czym to jest, co prawda przeczytałam u Kasi, ale zanim zaczęłam słuchać, to zdążyłam zapomnieć. I bardzo słusznie, bo miałam czystą głowę i mogłam bez przeszkód zagłębić się w niespiesznie rozwijaną opowieść o turystach, którzy przyjechali do Grecji z różnych zakątków świata.

Tak sobie myślę, że gdy sama wyjeżdżałam na wakacje, obojętnie gdzie, zawsze spotykałam całą masę ludzi. Przewijali się przed oczami, stali przede mną w kolejce do budki z lodami, mieszkali pokój obok w pensjonacie, siedzieli przy sąsiednim stoliku w restauracji. Mignęli i znikli.

A w powieści "Noce deszczu i gwiazd" ci przypadkowo spotykający się ludzie zostali nagle zatrzymani w pędzie. Na jednej z greckich wysp piątka młodych ludzi: Anglik, Niemka, Amerykanin i dwoje Irlandczyków są świadkami tradegii - w porcie płonie statek pełen wycieczkowiczów, ginie mnóstwo ludzi z załogi i turystów. Ta piątka obserwuje całe zdarzenie z tawerny położonej wysoko na zboczu góry. Widoczność doskonała, ale odległość zbyt duża, by biec na pomoc. Myślę, że to musi nieźle przetrzepać psychikę, być świadkiem śmierci tylu ludzi. Nie da się przejść nad tym do porządki dziennego, trzeba się zatrzymać, złapać oddech, mieć czas na smutek i na radość też - że to nie oni tam byli na tym statku.


I ta stopklatka powoduje radykalne zmiany w życiu każdego z nich. Ten się  odkochuje, tamten znów zakochuje. Ten zaczyna doceniać troskę rodziny, a tamta odrzuca wieloletnią miłość. Od uczuć i emocji aż buzuje w tej książce. I nie czytamy tylko o turystach, o nie. Mieszkańcy wyspy również biorą w tym wszystkim udział. A najbardziej starsza kobieta, która dawno temu przyjechała na wyspę z Irlandii i została tam, popełniając w życiu masę błędów i masę dobrych uczynków.
Nie ma co streszczać książki, chciałam tylko zaznaczyć,  że nie trzeba wyjeżdżać do Prowansji czy Toskanii, szukać starego domu do wyremontowania i zachwycać się urokami wiejskiego przaśnego życia (ha, znajomy schemat, czyż nie?). Można wielką duchową przemianą zostać trafionym w drodze, jak piłką rzuconą zza węgła. Od nas samych zależy, czy się otrząśniemy po trafieniu, szybko zapomnimy o piłce i pójdziemy dalej. Czy też zatrzymamy się, podniesiemy zabawkę i zastanowimy się, kto ją rzucił, skąd i dlaczego i może warto zajrzeć za ten węgieł...

Nie ukrywam, że moje pozytywne nastawienie do tej powieści wynikło stąd, że pięknie jest opisana Grecja, z niewymuszonym wdziękiem i prostotą. Niebo jest niebieskie, noce pełne gwiazd a ludzie w większości przyjaźni (niezależnie od tego, jak bardzo liczą na pieniądze wytargane od turystów). Sielanka, idylla, może i słodka, ale na szczęście nie przesłodzona. I gwoli jasności - tragedia na początku powieści jest tylko impulsem dla bohaterów do zatrzymania się, a dla nas pretekstem, by zanurzyć się w ich świat. Z głową.


2 komentarze:

  1. cieszę się, że ci się podobała książka. Lubię tę lektorkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Kasiu za polecenie książki :)

    OdpowiedzUsuń