wtorek, 16 sierpnia 2011
"Gdzie dawniej śpiewał ptak" Kate Wilhelm (o przyszłości i klonowaniu)
Kornwalia o niej pisała, a ja zawstydziłam się trochę, że jej nie znam i czym prędzej wzięłam się do czytania. Zawstydziłam się, bo książka wyszła w Polsce dawno temu i z racji mojej dawnej fascynacji (czyt.: wariactwa i fisia, polegającego na namiętnym połykaniu wszystkiego, co tylko udało się wydłubać w okolicznych bibliotekach, a co miało w nazwie s-f) powinnam była ją znać. A tu nie.
Była sobie Ziemia, ludzie żyli na niej szczęśliwie - pracowali, uczyli się, zakładali rodziny, chodzili na spacery i patrzyli w gwiazdy. I nagle coś się popsuło, nastała era mroku (tylko nie bierzcie tego dosłownie) - brak żywności, problemy z produkcją, no i... coraz mniejszy przyrost naturalny, zarówno u ludzi, jak i zwierząt. Popsuło się, ot co.
Istniała jednak pewna rodzina, która dostrzegła w porę symptomy katastrofy i postanowiła, kolokwialnie mówiąc, nie dać się zeżreć z butami. Do sprawy członkowie rodziny podeszli nad wyraz profesjonalnie: odizolowali się, zaopatrzyli we wszystko, co niezbędne, by przeżyć, a przede wszystkim - rozpoczęli badania. Nad płodnością, nad klonowaniem ludzi i zwierząt, nad wszystkim, co by zapewniło przetrwanie rodzaju ludzkiego na Ziemi.
Udało się, życie przetrwało, ale aż chciałoby się westchnąć "co to za życie?". Dziwne bowiem rzeczy dzieją się z ludźmi, hm, nie ludźmi, tylko klonami, ale zaraz, przecież klony to też ludzie; no i proszę, jak semantyka zawodzi. Kwestia klonowania jest trudna, nie do przewidzenia są zmiany, jakie mogą nastąpić w wyniku klonowania. Bohaterowie książki (i czytelnicy) przekonują się o tym wielokrotnie, czas akcji rozciągnięty jest na wiele, wiele pokoleń. Zmiany w strukturze społeczeństwa (podział na "my" i "oni"), zmiany w psychice klonów, zmiany w psychice ludzi - wszystko to bardzo ciekawe. Czy nas to czeka? Nie wiadomo, bo znane jest stanowisko odnośnie klonowania ludzi - rozumiem, bo dylematów związanych z tym tyle, że aż głowa boli. Ale czy tak będzie zawsze? Co, jeśli staniemy przed perspektywą zagłady, a klonowanie ludzi będzie jednym ze sposobów przetrwania, czy coś się zmieni, czy też w imię zasad ludzkość bez słowa skargi przepadnie w mrokach niepamięci?
Proszę, jak dobrze było sobie to poczytać, rozruszały się szare komórki. Polecam.
"Gdzie dawniej śpiewał ptak" Kate Wilhelm, tłum. Jolanta Kozak, Czytelnik 1981
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZawsze utrzymywałam, że nie lubię s-f, że nic mnie w tym nie pociąga, że wolę inny rodzaj literatury. Zdałam sobie jednak sprawę z tego, że ja po prostu nie mam prawa tak mówić, z jednego poważnego powodu: ja nigdy science-fiction nie czytałam. I wstyd mi za to bardzo, bo przecież jak najbardziej można krytykować, ale jeśli wroga się zna. Nie mam zamiaru nastawiać się pesymistycznie na lekturę z tego gatunku i postanowiłam w najbliższym czasie sięgnąć po klasykę i przekonać się na własnej skórze- wtedy bez ograniczeń będę się wypowiadać ;) Na pewno podzielę się przemyśleniami.
OdpowiedzUsuńPS. Odpowiadając na Twój komentarz u mnie:
Zachęcam Cię bardzo do lektury "Rzymu". Jeśli lubisz zagłębiać się w jego historię ta pokoleniowa saga, w której bohaterzy tak naprawdę stanowią jedynie tło do historii wiecznego miasta, powinna przypaść Ci do gustu. Zresztą niezmiernie ciekawa jestem Twojej opinii :)
A polowanie na książkę "W ogóle i w szczególe", pani Fadiman również rozpoczęłam ;)
O, zaskoczył mnie rok wydania tej książki. Dziwnie jakoś tak, bo w zasadzie lubię s-f, ale nigdy nie czytałam STAREGO s-f, np. takiego, jakie przedstawia ta książka. To kolejna książka, którą muszę dodać do listy: DO PRZECZYTANIA. Boję się, że wkrótce lista ta będzie większa, niż: PRZECZYTANE... :)
OdpowiedzUsuńAla - nie uwierzysz, ale miałam dokładnie tak samo z gatunkiem fantasy (nie mylić z fantastyką, bo to coś innego!). Mówiłam, nie lubię, co mi tam jakieś smoki, magia czy inne banialuki, to nie dla mnie. A potem jeden kolega po prostu pożyczył mi książkę, przeczytałam i stwierdziłam, że to naprawdę całkiem niezłe, potem były następne - teraz mam już spore rozeznanie w tym gatunku, a to zaledwie w ciągu kilku lat :)
OdpowiedzUsuń"Rzym" kiedyś, prędzej czy później, dopadnę. Liczę na moje kochane biblionetkowiczki, które mają sporo i chętnie się dzielą (zresztą jak i ja) :)
----
Limonko, niby nic, a tu już rzeczywiście trzydzieści lat minęło... W tym przypadku, śmiem twierdzić, czas nie nadwyrężył książki.
Sprawdziłam katalog gdańskich bibliotek i okazało się, że w dwóch z trzech, w których jestem aktualnie zapisana, ta książka jest dostępna. Już wiem, co przyniosę do domu w przyszłym tygodniu... ;)))) dobrze tak krążyć po blogach i odnajdywać perełki. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńRany, jak miło widzieć, że kogoś aż tak zachęciłam, że poszedł, książkę znalazł i od razu przeczytał :))) Jaki to łańcuszek się wytworzył, bo ja zaczęłam od innej książki, w której był kanon s-f, na pierwszy ogień poszła akurat Wilhelm, potem Ty przeczytałaś, teraz widzę, że limonka po nią sięgnie. Fajnie, to jest właśnie siła blogowania, zwłaszcza w przypadku książek starszych.
OdpowiedzUsuńA co strachu przed fantastyką, to myślę, że zawsze trzeba pamiętać o tym podziale s-f i fantasy. Często kobiety odnajdują się lepiej właśnie z tymi smokami, elfami itp., ale u mnie jednak prym wiedzie s-f. Jakoś tak trafiam, że rzadko która z tego gatunku mnie rozczarowała.
Serdecznie pozdrawiam!
Bardzo Ci dziękuję, Kornwalio! Zaprawdę, warto było :)
OdpowiedzUsuń