niedziela, 7 sierpnia 2011
"Kot, który mówił po indyczemu" L.J. Braun - mąż ocalał
Złapałam się za to, żeby po prostu poleżeć sobie z książką i czymś zabić czas oraz irytację. Tak, irytację, taką domową, zwykłą, typu "znowu rozrzucasz wszędzie brudne skarpetki", dodatkowo podkręconą odpowiedzią "a ty znowu się o wszystko czepiasz i narzekasz". Mam wrażenie, że każda mężatka mnie zrozumie, bo mimo niewątpliwej i nieustającej miłości do towarzysza życia są takie momenty, że by się go najchętniej zamordowało, a potem kazało wynosić się gdzieś daleko, żeby się na oczy nie pokazywał przez tydzień.
Toteż wzięłam sobie książkę do ręki, leżałam i czytałam. A z całej powieści zapamiętałam tylko tytuł - choć minął zaledwie tydzień od przeczytania do napisania recenzji (to znaczy tych paru słów, zaraz tam recenzji). Na szczęście irytacja przeszła, właściwie to nawet ważniejsze niż pamięć o tej właśnie książce.
Mąż ocalał.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oj, rozumiem. Właściwa książka może okazać się wtedy lekiem na całe zło. Szkoda, że Tobie trafiła się taka nijaka...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dobrze wiedzieć iż ta książka nie zachwyca, więc na przyszłość będę się jej wystrzegać.
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam? A droga do raju daleka. Też uciekam w książki i dlatego mam tyle porozpoczynanych, bo nastrój nie ten. Kryminały rzadko mi się trafiają, z "kociej serii" raptem jeden. Też bez satysfakcji i uleciał z pamięci.:)
OdpowiedzUsuńZ tej serii czytam już 22 książkę i osobiście jestem zachwycona! Książki są zabawne, nieprzeciętne, a humor błyskotliwy. Niech moja opinia zrównoważy tę pierwszą negatywną, a po przeczytaniu, sami oceńcie :) Ze swojej strony naprawdę polecam. Pozdrawiam, Katarzyna
OdpowiedzUsuń