Koniec z chodzeniem na jagody i borówki, robieniem ogniska dla syna, dekorowaniem tortu białymi porzeczkami, koniec z obżeraniem się pomidorami do nieprzytomności, robieniem marmolady z papierówek, obieraniem ogórków na pikle w curry, czytaniem książek i pisaniem o nich, robieniem zakupów i odwiedzaniem rodzinki, kopaniem kartofli dziabką (ciekawe ludzi miało to w ręce) i drapaniem bąbli po komarach.
Ech, to ci urlop!
Przeczytałam trzynaście książek, dwie z nich dostałam od męża w prezencie, dwie uratowałam przed zatraceniem, jedną kupiliśmy Krzysiowi na imieniny, a w ogóle w zeszycie czeka kilkanaście recenzji na to, aż je zechcę wklepać na bloga.
Czego sobie życzę. Już niebawem. :)
P.S. Spalił mi się radioodtwarzacz w samochodzie i nie mogę słuchać audiobooków w drodze do/z pracy. Straszne.
Ach! Jak błogo i sielsko brzmi charakterystyka Twojego urlopu. Chętnie pożyłabym tak jakiś czas :D.
OdpowiedzUsuńCzekam na przepisanie tego, co na razie jest tylko w zeszycie :).
Jeśli dziabka to taka motyka z trzema zębami, to ja to miałem w ręce i nawet kopałem tym ziemniaki. Ale jakoś inaczej się to nazywało...:P Witaj w szarej rzeczywistości:)
OdpowiedzUsuńRozmarzyłam się obrazem urlopu, mnie dopiero czeka.
OdpowiedzUsuńWitaj więc znów w blogowym świecie i czekamy na twoje recenzje.
Sielsko anielsko :)
OdpowiedzUsuńPoproszę o przepis na te pikle w curry (curry uwielbiam pasjami!), najlepiej na maila ;)
ksiazkowo - muszę tylko wydostać przepis od siostry, ja tylko ogórki obierałam :)
OdpowiedzUsuńSpalony odtwarzacz - to straszne- też bym nie mogła odżałować.Przyzwyczaiłam się do audiobooków, choć oczywiście wolę w papierze. Ale w podróż to nawet wygodniej (w mp3 można spakować parę książek, a do walizki drugie parę :). Urlop - rzeczywiście sielsko-anielski. Mój jeszcze przede mną :) Ale, już za rok.. kolejny
OdpowiedzUsuń