poniedziałek, 26 sierpnia 2013
"Ksenocyd" Orson Scott Card - tak dobrze żarło i zdechło
Byłam zachwycona "Mówcą umarłych" - tam to się działo. Ludzie, prosiaczki, królowa kopca, descolada, Ender, jego siostra...
A "Ksenocyd" jest drętwy, przegadany i nudny.
Wciąż jesteśmy na Lusitanii, planecie, gdzie mieszka obecnie Ender z żoną Novinhą, planecie, przeciwko której Kongres wysłał flotę z zabójczym Małym Doktorem (nie mam pojęcia, co to jest, przecież chyba nie bomba). Planecie, gdzie zgodnie istnieją obok siebie trzy rasy rozumne. A może i cztery. Właściwie to nawet jakby pięć.
Oprócz tego jesteśmy też na planecie Droga, żywcem przeniesionej z mandaryńskich Chin, gdzie wszyscy kłaniają się wszystkim, a ci, którzy zdradzają objawy nerwicy natręctw, czczeni są jako bogosłyszący.
W jakim celu Card umieścił jedno obok drugiego, nie wiem. Po co przywołał z niebytu Valentine i Petera, również nie wiem. Co jeszcze Card zrobił? Skłócił porządnie rodzinę Ribeirów, uśmiercił księdza, spalił trochę lasów na Lusitanii, dał radę descoladzie i pozwolił w spokoju budować statki królowej kopca.
Prawdę mówiąc, mało mnie to wszystko obeszło.
"Kseonocyd" Orson Scott Card, tłumaczył Piotr W. Cholewa, czytał Roch Siemianowski, Biblioteka Akustyczna.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Uwielbiam tytuły Twoich notek i same notki oczywiście też, potrafisz, jak mało kto, w kilku zdaniach zawrzeć sedno:-D
OdpowiedzUsuńDziękuję. Będę się jeszcze bardziej starać :)
UsuńJak dla mnie "Ksenocyd" to jeszcze miodzio (a mełłam i mełłam, chyba ze trzy tygodnie!) "Dzieci umysłu" - to dopiero wyzwanie! Może z Rochem Siemianowskim dasz radę, bez niego raczej nie próbuj!:P
OdpowiedzUsuńMiodzio? Dla mnie tak było na początku, bo wciąż czekałam, żeby coś się WYDARZYŁO. Ale nic ciekawego się nie wydarzyło, dodatkowo wyjechałam na wieś i przerzuciłam się na czytnik zamiast audiobooka, to już w ogóle zjazd w dół był.
UsuńZa resztę Carda się nie biorę przez najbliższe parę lat.
Określenia "miodzio" użyłam tylko dla uwypuklenia niewyobrażalnej masakryczności części kolejnej:) Nie pamiętam, czy czytałaś "Endera na wygnaniu" - ja nie próbowałam, ale większość tych, którzy się odważyli, twierdzi że jest zupełnie przyzwoity. Może więc - za te parę lat - spróbuj właśnie tego? (a ja przyczaję się w kąciku i poczekam, czy dasz radę!:P)
UsuńNie, lecę od początku, od "Gry...", pomijając jakiś dziwny tom o numerze zero (http://www.biblionetka.pl/bookSerie.aspx?id=2504)
UsuńAle trafiły mi się kiedyś "Pierwsze spotkania...". Były niezłe.
Ten tom zerowy, to tak naprawdę krótkie opowiadanie - w moim wydaniu "Gry Endera" podstępnie zamieścili je na samym początku, więc przeczytałam nie wiedząc, co czynię. Dało radę.
UsuńTen Ender na wygnaniu został napisany później, ale jeśli chodzi o wydarzenia, pasuje podobno w dziurę pomiędzy czymś a czymś (Grą a Mówcą? Mówcą a Ksenocydem?)
Pierwszych spotkań nie znam. Niezłe, mówisz? Hm, i tak chyba jeśli znów mnie najdzie na Carda, spróbuję przetestować Alvina.
Alvina czytałam, tom pierwszy i drugi, testuj. Cykl spory, więc jak się spodoba, to masz trochę czytania.
UsuńCałkowicie podzielam Twoje zdanie. Nie rozumiem, czemu Card takie cuda nie z tej ziemi powymyślał, zwłaszcza ten numer z Peterem i Valentine wydaje mi się zupełnie pozbawiony sensu. Po "Grze.." i "Mówcy..." poczułam się rozczarowana. No i dodałabym jeszcze maksymalnie antypatyczną Novinhę, przebijającą samą z siebie z poprzedniego tomu.
OdpowiedzUsuńAle jeśli pojawi się audiobook kolejnego tomu, to i tak nie odpuszczę. Słuchanie głosu Rocha Siemianowskiego jest zbyt przyjemne, bym odpuściła.
Och, ja tu widzę wielbicielkę pana Rocha! Podajmy sobie dłonie, bo ja go wielbię :) Tak na marginesie, świetnie czyta Marininę, jeśli lubisz kryminały, to polecam.
UsuńWracając do Petera i Valentine, to ja sens widzę, albo mi się wydaje, że widzę - otóż, na czymś trzeba będzie zbudować następne tomy. Biedny Ender już ledwo zipie, tak jest wyeksploatowany, trzeba kogoś innego wyżyłować :)
Hej, momarta, czy "Dzieci umysłu" to o nich właśnie?
Brawo, brawo! Widzę tu spory potencjał twórczy!:) Gdybyś chciała machnąć jakiś cykl powieściowy, reguły masz opanowane.
UsuńPeter i Valentine, brr! Aż mi się słabo zrobiłam, jak sobie przypomniałam:)
Potencjał twórczy mam, pewnie dlatego piszę bloga. Na krótkie notki starcza w sam raz :D
UsuńOd kilku miesięcy usiłuję przebrnąć przez 'Ksenocyd' i nawet Roch nie jest w stanie mi tego ułatwić :) ale ogólnie wrażenia mam podobne, zobaczymy czy po ogarnięciu całości coś się zmieni, choć Twoja recenzja nie napawa mnie optymizmem :(
OdpowiedzUsuńA musisz doczytać? Bo jak nie musisz, to się nie męcz - tak uważam...
UsuńJa również przyłączam się do głosów pochwalnych- tytuł notki cudny, choć pewnie pan Card by się nie zgodził;)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o pana Carda, pewnie bardzo być może :)
UsuńDziękuję :)
Bosze. O jak mnie irytuje taka pewność siebie powiązana z niekompetencą. Jakby się ze zrozumieniem przeczytało (a nie posłuchalo w autobusie) Grę Endera, to by sie wiedziało, co to Mały Doktor. A nawet, jak się nie czyta ze zrozumieniem, to mozna wygooglować. No, ale tu potrzeba trochę kompetencji, a nie zgubnej pewności siebie. Nie można wierzyć w opinie tak leniwej osoby, która najpierw słucha ksiażkę, a później nawet nie chce jej się sprawdzic oczywistych faktów, których nie zna, a powinna
OdpowiedzUsuńTak, nie sprawdziłam, bo mi się nie chciało. Ale nawet znajomość faktu, że Mały Doktor to broń (pole niszczące), nie zmienia nic w moim odbiorze książki.
UsuńDziękuję za komentarz, pozdrawiam.