środa, 3 kwietnia 2019

"Wyspa" Sigríður Hagalín Björnsdóttir - audiobook


Nigdy nie marzyłam, by wyjechać na Islandię. Wydaje mi się, że to smutny i samotny kawałek skały zimnym oceanie i nic mnie tam nie ciągnie. Po wysłuchaniu "Wyspy" nie ciągnie mnie jeszcze bardziej. Bałabym się. W powieści przedstawiono bowiem sytuację, gdy Islandia staje się kompletnie odcięta od świata. Informacyjnie i fizycznie.

Nie ma łączności satelitarnej, telefonicznej, internetowej. Nie przylatują samoloty, nie przypływają statki. Z obiektami oddalającymi się od wyspy (łodzie, samoloty) traci się kontakt, a one same nigdy nie wracają. Islandia jest w bańce i nie wiadomo, co poza tą bańką jest.
To katastrofa na miarę apokalipsy, tyle że autorka zupełnie nie zajęła się powodami tej katastrofy (dając tym samym ogromne pole do popisu dla wyobraźni), skupiając się na tym, co wynikło z takiej totalnej izolacji.



Destrukcja, upadek, klęska. To jest destrukcja całego społeczeństwa razem z rządem, poddanego próbie ponad miarę. Bo wiecie, brak komunikacji to nie tylko głuche telefony i brak google w przeglądarce, to także brak produktów importowanych z całego świata: żywności, leków, paliwa itp. W powieści jest interesujący fragment przedstawiający wyliczenia ilości mieszkańców Islandii na przestrzeni dziejów, a także rozważania, jak import pozwala na zwiększenie liczby ludności. Z tego fragmentu wynika jasno, że ludzi jest na wyspie za dużo, by ich wszystkich wyżywić.

I tu następuje najciekawsze: Islandia, a konkretnie rząd (który się nie rozpadł, a jedynie przeformował) postanawia jakoś sobie z tym poradzić. Jakoś najprościej: strząsając z siebie nadmiarowych obywateli. Nie, gdzieżby tam, żadne tam masowe egzekucje, tu rozegrano to zręcznie i podle, najpierw podsycając nastroje nacjonalistyczne wśród Islandczyków, a potem - rzekomo odpowiadając na potrzeby  i wołanie narodu - wysiedlając z Islandii wszystkich obcokrajowców, turystów, a nawet obywateli islandzkich, ale pochodzących spoza wyspy.

Obserwacja, jak do tego dochodzi, że cywilizowane państwo umiera moralnie, jest bolesna. Tym bardziej, że można dostrzec bardzo wyraźne przesłanie: można było na to nie pozwolić, można było się sprzeciwić i wtedy może nie byłoby tak źle...

Tak mógł zrobić Hjalti, islandzki dziennikarz, związany najpierw z Hiszpanką, a potem z najwyższą rangą osobą w rządzie, czyli panią premier, Białą Damą polityki. Hjalti asekurancko nie robi nic, nie protestuje, gdy na posiedzeniach rządu i zebraniach pojawiają się coraz drapieżniejsze pomysły na kierowanie krajem. Ta bierność mści się potem, gdy próbuje uratować dawną partnerkę, Marię, przed zgubą. Biała Dama rzuca mu szyderczo w twarz, że stał bezczynnie, gdy podejmowane były ważne decyzje. On, jego znajomi, przyjaciele. Brak sprzeciwu oznacza zgodę. Ugotowano ich powoli  jak żaby w wodnej kąpieli.

Można z tej powieści sporo wyciągnąć, jeśli chodzi o postępowanie w obliczu niesprawiedliwości. Można zastanowić się nad kondycją społeczeństwa, albo nad tym, jacy ludzie nami kierują.  Dużo można.

W książce dzieje się dużo więcej, niż przedstawiłam, ale to już rzeczy, które znam z innych książek postapokaliptycznych: głód, rozboje, gwałty, walka o życie. Natomiast taka szeroka perspektywa trafia mi się po raz pierwszy i na niej się skupiłam.

Doskonała książka, ot co.

Czyta Andrzej Ferenc, czyta doskonale.

Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik, kategoria marcowa "motyw katastroficzny".

"Wyspa" Sigríður Hagalín Björnsdóttir, przekład Jacek Godek, czyta Andrzej Ferenc, Wydawnictwo Literackie, 2017. 
Wyspa [Sigríður Hagalín Björnsdóttir]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

4 komentarze:

  1. Ja akurat "Wyspę" czytałem, ale też zrobiła na mnie wrażenie, choć w sieci pojawiają się dość skrajne opinie. Dla mnie to naprawdę ciekawy tytuł! A Islandia, wraz z paroma innymi miejscami ze Skandynawii, jest na mojej podróżniczej liście. 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, to życzę, żebyś tam pojechał! I wrócił... ;)

      Usuń
  2. Bardzo mnie zaciekawiłaś! Lubię takie klimaty. Właśnie postapokalipsa, jakakolwiek by nie była interesuje mnie bardzo, w tym sensie, że ciekawi mnie obraz człowieka w obliczu i po zagładzie, a właściwie w obliczu czegoś co następuje potem, a
    cojest tą prawdziwą zagładą, którą człowiek gotuje sobie sam. Musze przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też interesują książki postapokaliptyczne, tyle że większość z nich (z chlubnymi wyjątkami) są wariacjami na temat, jak można rozwalić świat na drobne kawałki i przy okazji skłócić ludzi, każąc im walczyć o przetrwanie. Tu akcent położony jest w nieco innym miejscu i to mi się podoba.

      Usuń