Książka przeczytana w oczekiwaniu na film (druga część "Diuny"), albowiem czekam i czekam, trzeba się jakoś wprowadzić w nastrój. Co prawda w filmie nie będzie (chyba) nic z "Mesjasza", ale to nic nie szkodzi.
Paul Atryda jest już mocno zmęczony sytuacją, w której się znalazł, boskością, uwielbieniem i wszechobecnymi intrygami. Sytuacji nie poprawia zmartwychwstały Duncan Idaho (to nie do końca zmartwychwstanie, upraszczam), ludzie domagający się jego, Paula, genów oraz nagła ślepota, która według zasad Fremenów powinna wykluczyć go z ich wspólnoty.
Muad'Dib, jak Lucky Luke, odchodzi w stronę zachodzącego słońca, zostawiając planecie swoich następców. Ciąg dalszy, jak wiemy, nastąpi.
"Mesjasz Diuny" Frank Herbert, tłumaczenie Marek Marszał, Rebis, 2007.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz