sobota, 12 maja 2012

"Niebo ze stali" Robert M. Wegner - no nic, tylko się tłuką i tłuką


Czekałam na to z niecierpliwością, aż przebierałam nogami, bo pierwszy i drugi tom podobały mi się bardzo. Kupiłam "Niebo" jak tylko się ukazało, nieco ubolewając nad decyzją wydawnictwa Powergraph, by tom trzeci wydać tylko w twardej oprawie. Dwa pierwsze mam w miękkiej, jak to będzie wyglądało na półce? No trudno, w końcu bardziej liczy się treść.

Główne wątki w "Niebie ze stali" są dwa. Pierwszy to wielka wędrówka całego narodu do pewnego miejsca. Drugi zaś to walka tegoż narodu z drugim narodem, zastanym na owym miejscu. Ok, są jeszcze pomniejsze, jak dziwne miejsce pod niebem ze stali, gdzie można ześwirować, jeśli się nie ma rudego dowódcy, czy też wątek dwóch dziewczyn wojowniczek, które przekwalifikowały się i zostały szpiegami.
Nooo... jest też wątek dziewczynki męczenniczki, za który się o mało na autora nie obraziłam, bo kto to widział tak męczyć dziecko, serca trzeba nie mieć!

Powracając do meritum, pół tomu zajmuje opis trasy,  którą przebywa naród Wozaków - na wozach, oczywiście. To nie takie w kij dmuchał przedsięwzięcie, potrzebne są drogi, mosty, tunele, no i ochrona. Ochronę zapewnia oddział Górskiej Straży pod dowództwem porucznika Kennetha, znanego nam już, między innymi z tego, że o swoich ludzi dba, a dowódców szanuje nad wyraz (tylko nie zawsze dowódcy o tym wiedzą). Czyta się o tym znakomicie. Ale każda podróż się kiedyś kończy, Wozacy docierają na płaskowyż, gdzie zamierzają osiąść i właściwie mogliby odetchnąć z ulgą, gdyby nie jeden drobiażdżek. O ten teren trzeba się bić z narodem koczowników, którzy dawno temu wygnali Wozaków z płaskowyżu. Koczownicy przypominają Tatarów, co to na koniu rodzą, śpią, jedzą, bawią, a zapewne i ten tego. Przybysze natomiast mają trudniej, bo religia zakazuje im dosiadać koni, mogą tylko je zaprzęgać, co na płaskich, równinnych terenach znacząco obniża ich szanse.  Tak więc mamy bitwę. Jedną, drugą, trzecią...

Absolutnie nie potrafiłabym być strategiem czy innym taktykiem od wojny, bo to nudne. A na dłuższą metę to po prostu potwornie nudne - tak orzekłam, gdy musiałam czytać i czytać i czytać o wielkiej bitwie na równinie między Wozakami i koczownikami. Szarpią się, rąbią, podpalają, kłują i dźgają, giną w męczarniach, konie kwiczą... Nuda, panie, nuda. Albo przerosło to moją wytrzymałość. Albo dobiła mnie umęczona dziewczynka. Tak czy siak, musiałam na chwilę książkę odłożyć w okolicach sześćsetnej strony. Hm, właśnie przyszło mi do głowy, że to może być też oznaka nader silnego oddziaływania na czytelnika, nie wytrzymałam emocjonalnie, no!

Bo wiecie, książka bardzo, ale to bardzo mi się podobała i z niecierpliwością będę wyglądać kolejnych części.

"Niebo ze stali" Robert M. Wegner, Wydawnictwo Powergraph, Warszawa 2012

Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Niebo ze stali. Opowieści z meekhańskiego pogranicza [Robert M. Wegner]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

30 dni z ksiażkami - Dzień 26 - Książka, którą chciałabyś przeczytać, a jeszcze nie jest napisana


Chciałabym przeczytać dalszą część, a właściwie części cyklu Niecni Dżentelmeni, bo pierwsza i druga nadzwyczaj mi się podobała.

Była mowa siedmiu częściach, ale autorowi, o ile sobie dobrze przypominam (czytałam na jego stronie), wena zdechła i jakoś nie umiała wrócić. Życzę mu wszystkiego najlepszego, niech pisze!

Linki do recenzji części pierwszej i drugiej.

piątek, 11 maja 2012

30 dni z książkami - Dzień 25 - Ulubiona autobiografia/biografia


Znów sięgnę do mało znanego gatunku, czyli komiksu (z cichą nadzieją na rozpropagowanie tegoż). Marjane Satrapi "Historia dzieciństwa" oraz "Historia powrotu".

Mała dziewczynka na tle rewolucji w Iranie, a potem już większa, już nie dziewczynka, tylko dziewczyna, na emigracji w Europie. Przejmujące, prawdziwe, a wszystko czarno-białą, oszczędną, wyrazistą kreską.

Polecam!

czwartek, 10 maja 2012

30 dni z książkami -Dzień 24 - Książka, która okazała się jednym wielkim oszustwem


Jest taka jedna.
Zgnębiła mnie, oszukała, sponiewierała, oczarowała i przeraziła.
Ufnie czytałam o losach bohatera, a potem się dowiedziałam, że mnie niecnie oszukał. I to jest właśnie to, co mnie najbardziej ukłuło. 

Mowa o "Zaułku łgarza" Roberta McLiama Wilsona. Polecam.

środa, 9 maja 2012

30 dni z książkami - Dzień 23 - Ulubiony romans


Nie jestem zbytnio oblatana w romansach, toteż znów zajrzałam do bazy biblionetki, co ja tam mam z romansów ocenione. No i jest. Robert James Weller "Co się wydarzyło w Madison County". Och.

Natknęłam się na to, a właściwie na fragment, w jakimś czasopiśmie, zamieszczane było w odcinkach, więc zainteresowana zaczęłam szukać kolejnych części. Nie wszystkie udało mi się przeczytać, ale podobało mi się bardzo, więc znalazłam i przeczytałam książkę. Och, jak ja się wzruszałam przy tym. I smuciłam, i cieszyłam, i rozmyślałam.

A potem trafiłam na film, obejrzałam i zupełnie odleciałam. Przepiękny, ze wspaniałymi aktorami, znakomicie zagrany. Scena z Meryl Streep w samochodzie, w deszczu, z ręką na klamce - zapadła mi w pamięć i zapewne  tam już zostanie.

"Kapliczki i krzyże przydrożne w Polsce" Tomasz Czerwiński - znakomita książka


Cóż za piękna seria! Mówię o tej, w której wydano powyższy tytuł, czyli "Ocalić od zapomnienia" wydawnictwa MUZA. Dopiero jak skończyłam "Kapliczki", zdałam sobie sprawę, że wcześniej kupiłam też mamie "Tradycje polskiego stołu" Barbary Ogrodowskiej. Oddałam, zanim zdążyłam choćby przejrzeć, nic więc dziwnego, że nie zapisało się w mojej pamięci, ale co się odwlecze, to nie uciecze.
Ta książka też jest dla mamy, ale postanowiłam przeczytać, zanim oddam i absolutnie tego nie żałuję, bo jestem mądrzejsza w kwestii kapliczek i krzyży.

Dlaczego to w ogóle kupiłam, po co? Otóż kapliczki to taka mała pasja mojej mamy. Lubi je oglądać, lubi o nich opowiadać, zbiera zdjęcia w specjalnym albumie (sama jej te zdjęcia robiłam). Ma fotki wszystkich kapliczek i krzyży z mojej rodzinnej miejscowości, czasem nawet w kilku odsłonach - przed renowacją, po renowacji, przed malowaniem i po, nie zniszczone i już nadgryzione zębem czasu. Ma też zdjęcia kapliczek spoza swojego "rejonu", szczególnie ciekawe, unikatowe czy też darzone sentymentem.
Nawet udostępniała swoje zbiory na potrzeby wystawy w "Izbie Regionalnej" - takim minimuzeum. Pokazywała mi potem pamiątkę z tej wystawy, zdjęcia swoje, cudze, gdzieniegdzie zżymała się na błędy w podpisach...

No i jak tu nie kupić mamie takie książki? Zwłaszcza że to nie żaden album, tylko kompendium wiedzy. wszystko o kapliczkach i krzyżach, jak powstawały, w jakich miejscach, z jakich powodów, dlaczego niknęły z polskiego krajobrazu. Jakie są formy kapliczek, jakie w nich figury, jacy patroni, wszystko to bogato ilustrowane zdjęciami i rysunkami (szkicami), a gdy zdjęcia nie ma, autor nam szczegółowo jakieś ciekawe obiekty opisuje.
Dowiedziałam się na przykład o krzyżach pokutnych - kamienne świadectwa żalu za grzech zabójstwa, często z wyrzeźbionym narzędziem mordu. Dowiedziałam się, że Chrystusa Frasobliwego w zależności od regionu nazywano przeróżnie: Płaczebóg, Cierpiotka, Miłosierdzie czy Święty Piątek. Dowiedziałam się, że kapliczki stawiano, by uchronić się od epidemii bądź na jej pamiątkę. Że wśród figur można spotkać wielu świętych. Albo że niezwykle rzadko można zobaczyć kapliczkę poświęconą tylko Dzieciątku Jezus. Dowiedziałam się, że... i tak mogłabym jeszcze wymieniać i wymieniać. Jedno jest pewne - od teraz zacznę inaczej patrzyć ba napotkane krzyże i kapliczki, bardziej uważnie, bardziej świadomie.

Mam wrażenie, że mama chętnie by porozmawiała z autorem, choćby na temat stosunku hitlerowców do kapliczek - o tym właśnie ostatnio rozmawiałyśmy, a autor tę kwestię jakoś pominął, przeskoczywszy od roku 1896 do 1945.
"8 czerwca 1863 Muraniew wydał dekret zakazujący stawiania nowych krzyży przydrożnych i odnawiania starych z wyjątkiem cmentarzy. Obostrzenia te zniósł dopiero ukaz carski z 14 marca 1896 roku.[...] Krzyży i kapliczek nie oszczędzała również władza ludowa po 1945 roku". *

Nie mogę nie wspomnieć o pięknym wydaniu: twarda oprawa, znakomity papier, dużo fotografii, wszystkie starannie podpisane, żadnych literówek. Dla zainteresowanych tematem pozycja, myślę, obowiązkowa.

---
* "Kapliczki i krzyże przydrożne w Polsce" Tomasz Czerwiński, seria "Ocalić od zapomnienia", Sport i Turystyka - MUZA SA, Warszawa 2012, s. 46-47.

wtorek, 8 maja 2012

30 dni z książkami - Dzień 22 - Ulubiona seria wydawnicza


Zdecydowanie seria "Mity" Znaku, szkoda, że tylko sześć tomów, bo miało być więcej.  Składa się z:

- "Krótka historia mitu" Karen Armstrong,
- "Penelopiada" Margaret Atwood,
- "Angus od snów" Alexander McCAll Smith,
- "Anna In w grobowcach świata" Olga Tokarczuk,
- "Hełm grozy" Wiktor Pielewin,
- "Brzemię" Jeanette Winterson.

Przejrzałam szumne zapowiedzi na skrzydełkach i pojawiają się jeszcze nazwiska takie jak: A.S. Byatt, Salman Rushdie, Zadie Smith, Natsuo Kirino, Ali Smith, Donna Tartt, Dubravka Ugrešić, a Anka w tej notatce pisze jeszcze o Jacku Dukaju i Pawle Huelle. I co? I nico, zdechło, jak mi napisał Jacek Dukaj, śmiercią naturalną.
Tutaj zaś znalazłam informację, co prawda z drugiej ręki, ale zawsze, od wydawnictwa, że nie wykluczają wznowienia, ale wiadomo, jak to jest...
Ubolewam, naprawdę.

Dla zainteresowanych polecam też stronę http://www.themyths.co.uk/

poniedziałek, 7 maja 2012

30 dni z książkami - Dzień 21 - Książka, która przyniosła ci wielką przyjemność, ale wstydzisz się przyznać, że ją czytałaś

Nie wstydzę się czytanych lektur, więc tu żadnego tytułu nie będzie.

Długi weekend uważam za zakończony, a szkoda

Bo bardzo mile go spędziłam. Dzieci zażyły świeżego powietrza, ja przeczytałam dwie książki, odpoczęłam, zrobiłam trochę zdjęć, nauczyłam się robić kotleciki ryżowe, spotkałam się z koleżanką ze szkoły podstawowej, widziałam burzę piaskową oraz gradobicie. Słuchałam małych dzięciołów w dziupli, dwa razy ugryzła mnie czerwona mrówka, posiedziałam kwadrans przy ognisku, oglądałam świeżo wykiełkowane rzodkiewki, zrobiłam przegląd starych rodzinnych zdjęć, oglądałam ślady dzików na kartoflisku i białe zadki uciekających saren.
Super.

Edit:
Ryżowe kotleciki robione były wg przepisu, który moja siostra dostała, a właściwie usłyszała i nie jest pewna, czy wszystko dobrze zapamiętała. Poza tym trochę go przerobiłyśmy.

1,5 szklanki ryżu trzeba ugotować na bardzo miękko, wręcz rozkleić, po wystudzeniu wbić dwa jajka, posolić, popieprzyć, dodać (chyba dla koloru) nieco koncentratu pomidorowego. Wszystko ładnie wyrobić, formować kotleciki, panierować jak schabowe i piec na złoty kolor. Nam te kotleciki nieco się rozlatywały, bo połowa naszego ryżu była z poprzedniego dnia, pięknie ugotowana na sypko, nie rozklejona. I zrezygnowałyśmy z przecieru, bo siostra nie lubi, poza tym i tak nie miałyśmy pod ręką przecieru.
Co nie zmienia faktu, że wyszły znakomite i znikły jak sen jaki złoty.

środa, 2 maja 2012

30 dni z książkami - Dzień 20 - Książka, którą byś poleciła osobie o wąskich horyzontach myślowych

Ale po co, żeby jej te horyzonty rozszerzyć? Ale jakże mnie oceniać czyjeś horyzonty, może one szerokie, a tylko mnie wydają się wąskie?
Więc zwyczajnie zapytałabym daną osobę o upodobania, preferencje, a potem coś bym dobrała. O. Na przykład "Regulamin tłoczni win" Irvinga.

P.S. Mam dłuugi weekend, wy też? Siedzę u mamy na wsi i cieszę się okolicznościami przyrody, czego i wam życzę.