poniedziałek, 16 lutego 2009

Oddałam pożyczone i przeczytane "Wieki światła" Iana MacLeoda

Jednocześnie - uwaga, uwaga! - odmówiłam pożyczenia tomu drugiego, mimo iż oceniłam książkę na czwórkę.
Dlaczego? Ano dlatego, że wiek dziewiętnasty mało mnie interesuje, nawet jeśli jest przesunięty nieco w lewo i skos, czyli z domieszką magii. Do tego klimaty rozpoczynającej się właśnie walki ludu roboczego ze zgniłą arystokracją są mdłe, a trzon opowieści ni z gruszki, niz pietruszki tkwi w fascynacji robotnika i proletariusza pięknością, która wg norm społecznych jest wyrzutkiem i odmieńcem.
Oglądaliście "Wielkie nadzieje"? Nie? Ja też nie, ale już zajawka puszczana całkiem niedawno w tv nakreślała obrazek: on naiwny i zakochany, ona zimna i okrutna.

Tu tak samo. Tylko nic z tego nie wynika, brak puenty, świat się nie zawalił, tylko łupnął i osiadł niżej, wszystko się kręci po staremu. To już było, bez magii, bez odmieńców, bez udziwnień. Po serii "Uczta wyobraźni" spodziewałam się więcej.

Edit: Zapomniałam wyjaśnić, czemu czwórka. Otóż za niewątpliwy kunszt pisarski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz