"Ten moment nad jeziorem Bellagio. To było jedno z najczystszych jego przeżyć. Wtedy właśnie poznał Zuzannę - dziwne zestawienie tych dwóch doznań teraz dopiero go uderzyło. Tamtego ranka stał na wysokim zboczu. Słońce, wyczuwalne zaledwie, wschodziło gdzieś za łańcuchem gór. W dole, głęboko, leżała woda gładka, jeszcze śpiąca, z wyspą pośrodku tak małą, że białe domki uwite w jej zieleni zdawały się dziecinnymi zabawkami. Już pierwsze smugi kolorów i różowe blaski zapalały się na jeziorze. W ciszy przesłoniętej mgłą, lekką jak oddech, po nocy krótkiej i wilgotnej wstawało niebo, jeszcze fiołkowe, ale już przebłyskujące czerwonymi pasami. Stał na skalistym zboczu, skupiał się, jakby ta godzina nasączona miękkim oparem wciągała cały świat w siebie, jakby swą niewymowną ciszą i pięknością oczyszczała ten blask i jego, wspartego o skałę. We mgle głos ptaka zadźwięczał znienacka, a potem sygnaturka z pobliskiego kościółka spadła tak nagle swą ranną melodią, jak kropla wody w głęboką, milczącą studnię. To było... - ile to lat temu było? pięć, sześć, może osiem?..."
---
"Sztuka umierania" Zenon Skierski, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1959, s.151
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz