wtorek, 21 lutego 2012

"Sprawa samotnej dziedziczki" E.S. Gardner


Tak naprawdę to piszę te notki o przeczytanych lekturach dla siebie. Albowiem pamięć mam znakomitą, tyle że dość krótką - a tak to sięgnę sobie po latach i zobaczę, co na temat tej czy innej książki zapisałam.

W przypadku Gardnera zwykle chodzi o skreślenie fabuły w kilku zdaniach, bo nie zawsze po samym tytule można ją sobie przypomnieć. Tutaj, jak  na zawołanie, zarys fabuły już jest, gotowy, jakby specjalnie dla mnie! Proszę:
"Zagadkowy anons w rubryce towarzyskiej staje się początkiem podejrzanej sprawy, która ląduje na biurku Perry'ego Masona. Sprawa dotyczy niejakiej Marilyn Marlow, której matka odziedziczyła fortunę po zamożnym pracodawcy. Wkrótce po śmierci testatora, matka Marilyn ginie w wypadku, a majątek przechodzi w ręce dziewczyny. Niestety, najbliżsi krewni zmarłego zrobią wszystko, żeby obalić testament i zostawić Marilyn na lodzie. ten, komu uda się przekonać Rose Keeling, świadka podpisania testamentu, wygra wszystko. Marilyn zamieszcza w gazecie tajemniczy anons. Zamierza znaleźć dla Rose idealnego kandydata, który zawróci jej w głowie, a jednocześnie pomoże Marilyn odzyskać jej fortunę. Gdy Rose zostaje zamordowana, Perry Mason wyrusza na poszukiwanie tego, kto zabrał ją na ostatnią randkę..."[1].

Podkreślenie w tekście pochodzi ode mnie, bo ta właśnie kwestia zwróciła moją uwagę. Oto co mówi na ten temat sama Marilyn:
"Dlatego szukałam człowieka określonego rodzaju. Chciałam znaleźć takiego, który zakochałby się we mnie, a jednocześnie zgodziłby się na romans z Rose Keeling. Wtedy ona zdradzałaby mu wszystkie swoje sekrety, a ja znałabym całą prawdę. Nie mogłam pozwolić sobie na takiego, który zakochałby się w Rose, a mnie wystawił do wiatru. Dlatego zanim by się poznali, chciałam, żeby... żeby najpierw zakochał się we mnie"[2].

Czy to nie głupi pomysł? Manipulacja ludźmi i ich uczuciami nie jest oczywiście niemożliwe, ale do tego trzeba po pierwsze zdolności, po drugie wprawy, o czym zaświadczyć mogą markiza de Merteuil oraz wicehrabia de Valmont. Ale taka młoda dziewczyna jak Marilyn? No nie wiem i jestem pełna wątpliwości. Jednakowoż reszta intrygi bez zarzutu, a Mason oczywiście jak zwykle bezkonkurencyjny. Oraz piękne, klimatyczne zdjęcie na okładce - dworzec kolejowy malowany światłem. Tak, tu skuchy nie ma, to jedno z miejsc, gdzie toczy się akcja. Dobry wybór na okładkę.

---
[1] "Sprawa samotnej dziedziczki" E.S. Gardner, przełożyła Anna Kloczkowska, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2007, s. 4
[2] Tamże, s. 50-51.
Zdjęcie na okładce: Bas Slabbers
Tom 31 cyklu.

4 komentarze:

  1. Myślę, że mogę Ci zaufać w kwestii wyboru powieści detektywistycznych. I znowu Amerykanin i znów trochę starsze powieści. Pan Gardner z tego co czytałam zmarł w 1970 roku. Rex Stout to był strzał w dziesiątkę, zobaczę jak będzie z panem Erlem Stanleyem Gardnerem ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Julko, jeśli chodzi o Masona, wybieraj te z początku cyklu.
    cały cykl

    OdpowiedzUsuń