poniedziałek, 25 maja 2015

[Thorgal] "Barbarzyńca" Rosiński, Van Hamme - OCH, ON GINIE!


Mieli trafić do domu, a zawędrowali do ładowni statku, jako niewolnicy zakuci w kajdany. Kto? Rodzina łucznika oraz jego świeżo poznani znajomi.

Thorgal i Atlanta (czyli gość z Atlantydy, tak, tej zaginionej) Tiago mają służyć jako zwierzyna łowna dla arystokratycznych nastolatków. Oczywiście łucznik wywija się od niemal pewnej śmierci (to facet nie do zatłuczenia, mówię wam), co więcej, sam zaczyna rozdawać karty, choć przeciwnicy mają przewagę liczebną, są uzbrojeni i mają ochroniarzy za plecami. Aż mi się scena z "Gladiatora" przypomniała, kiedy to rydwany miały roznieść w proch i pył piechurów z Maximusem na czele, a tu role się odwróciły i ci zmotoryzowani dostali po zadku. Z Thorgalem  było tak samo.

Żyją więc, ale Tiago celnie zauważa:
"Jakiż żałosny jest ten twój świat, Thorgalu, tutaj najgorszym wrogiem człowieka jest sam człowiek" [s.22]
Gubernator ma na oku  Thorgala, bo chce wykorzystać jego zdolności i talent strzelecki, ale oczywiście, jako pan i władca, zapewnia sobie współpracę poprzez uwięzienie rodziny łucznika. A synalek gubernatora, głupi i okrutny szczeniak, znęca się nad rudowłosą siostrą Tiago - Ileną. I oni zwą Wikingów barbarzyńcami! Ależ głupi ci Rzymianie...

Thorgal z synalkiem gubernatora jadą na turniej do imperatora. Już mi się zdawało, że wszystko się dobrze skończy (imperator nie taki głupi), ale nie.

Synalek  okazuje się trucicielem, a zbyt ufny Wiking jego ofiarą.

I leżą na skale jego zwłoki. 


Smuteczek.

Chlip.

"Barbarzyńca", tom 27. serii Thorgal, scenariusz Jean Van Hamme, rysunki Grzegorz Rosiński, przekład z francuskiego Wojciech Birek, Egmont Polska, 2004.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz