Na sto procent czytałam to już wcześniej, na szczęście tak dawno, że zdążyłam zapomnieć. Dzięki zapominaniu mam kolejną w życiu frajdę z lektury powieści ulubionego autora.
Kir (nie Kirył, jak stoi na okładce!) Bułyczow z Wielkim Guslarem miał rewelacyjny pomysł. Zwyczajne rosyjskie miasteczko, mogłoby się zdawać, ale wciąż przytrafia się tam mieszkańcom coś niezwykłego. W "Rycerzach na rozdrożach" jest to zapadlisko, w którym, w starej piwnicy, odnaleziono tajemnicze księgi oraz zakurzone butle z niewiadomą zawartością. Znalezisko komisyjnie powędrowało do muzeum, urzędowo i z wszelkimi honorami. Tyle tylko, że w nocy ktoś się do muzeum włamał i świeżo znalezione eksponaty ukradł.
Dlaczego i po co? Chodzi o eliksir młodości. To oczywiście nieprawdopodobne, ale to przecież Guslar, tam może zdarzyć się wszystko. Eliksir istnieje, istnieją nawet ludzie, którzy wypróbowali już jego działanie i żyją od 300 lat. Teraz jednak o eliksirze dowiaduje się więcej osób i prawie każda z nich chce być młoda i kwitnąca - z różnych powodów.
Bułyczow okazuje się tu być niezłym psychologiem, świetnie analizuje wewnętrzne rozterki i wahania ludzi z Guslaru, ich pobudki, pragnienia i dążenia. Czy każdemu z nich ta młodość jest potrzebna, czy sobie z nią poradzi, czy udźwignie (tak, tak)? Kir nad każdą z postaci pochyla się oddzielnie, pokazując ją z każdych stron. Miałam wrażenie, że z ojcowską troską i czułością traktuje każdego bohatera. Zwłaszcza Korneliusza Udałowa, który zawsze najbardziej po tyłku dostaje, ot, taki pech.
Wielki Guslar jest dowodem na to, że zdrowy rozsądek i trzeźwe ziemskie myślenie może poradzić sobie z każdą niespodzianką pochodzącą spoza Ziemi.
Jeszcze się na koniec przyznam, że mnie Bułyczow zachwyca opisami. Trafiam na cudny fragment i myślę sobie, że on to naprawdę musiał kochać życie.
"Wieczór, użaliwszy się nad ludźmi wymęczonymi przez upał i nadzwyczajne wypadki, wygramolił się zza granatowego, prastarego lasu, spędził słońce nad horyzont i zaczął igrać krwawymi barwami zachodu. Kurz opalizował czerwienią, domy poróżowiały, rozzłociły się szyby". *
Śliczności.
* - "Rycerze na rozdrożach" Kirył Bułyczow, przełożył Tadeusz Gosk, Czytelnik, Warszawa 1979, s. 45.
Ech, teraz to zatęskniłem za Bułyczowem. Swego czasu zaczytywałem się głównie Guslarem. Pora chyba sobie Kira przypomnieć.
OdpowiedzUsuńA skąd ten Kirył?
A nie mam pojęcia. Kir Bułyczow to w ogóle pseudonim, Bułyczow to panieńskie nazwisko jego matki, a imię pożyczył od żony, miała na imię Kira. Naprawdę nazywał się Igor Możejko, pod prawdziwym nazwiskiem także pisał książki, ale nie fantastyczne. Miałam przyjemność czytać jedną - naprawdę niezła.
Usuń