Identycznie mam z Flawią de Luce. Pokochałam jak własną córkę, czytam od początku, zaś to, że w tym tomie (czyli w "Jak kominiarzy śmierć w proch zmieni") jest gorzej i Flawia zachowuje się jakoś gorzej, także to, co dzieje się wokół niej, wygląda jakoś gorzej - to nic innego jak kryzys. Przecież nie przestanę kochać!
Co tu jest gorsze? Flawia wyrwana z rodzinnego Buckshaw i umieszczona w Kanadzie wyraźnie czuje się nieswojo, a jej poczynania są mocno chaotyczne. Miejsce, w którym przebywa, z założenia grzeczne miejsce dla dziewcząt z surową i charyzmatyczną dyrektorką, także okazuje się mocno chaotyczne. Do tego dochodzi tajna organizacja (o której tuż przed podróżą do Kanady dowiaduje się Flawia, właściwie nie tylko dowiaduje, także przystępuje), z supertajnym hasłem rozpoznawczym, którym Flawia rzuca na prawo i lewo.
Well. Kryzys. Co bym jednak nie napisała, nie mogłabym NIE PRZECZYTAĆ tego tomu, taka już jestem uzależniona od Flawii, gdzie pojawiają się takie zdania:
"Ach, dlaczego musiałam opuścić kraj sześciopensówek, półkoronówek, półpensówek, dwuszylingówek, ćwierćpensówek i szylingów - kraj z porządnym systemem monetarnym, w którym wszystko miało sens?
Jak miałam przetrwać na tej pogańskiej ziemi, gdzie ziemniaki to pyry, gdzie wychodzi się na dwór, a nie na pole, gdzie zbiera się jagody zamiast borówek, a na śniadanie jada kaszę mannę zamiast grysiku?" *
Bierzcie więc i czytajcie, ale koniecznie od pierwszego tomu, czyli "Zatrute ciasteczko".
Drugi - "Badyl na katowski wór"
Trzeci - "Ucho od śledzia w śmietanie"
Czwarty - "Tych cieni oczy znieść nie mogą"
Piąty - "Gdzie się cis nad grobem schyla"
Szósty - "Obelisk kładzie się cieniem"
Za egzemplarz powieści dziękuję wydawnictwu Vesper!
---
* - "Jak kominiarzy śmierć w proch zmieni" Alan Bradley, przełożył Marek Król, Vesper, Czerwonak, 2017, s. 66.
Flawia, nawet w akcjach troszkę uwłaczających inteligencji czytelnika (młodocianego również, jeśli nie bardziej, bo my stare wygi, mamy już ten swój wyślizgany kołek do zamieszania rozumku :P ), to jednak ciągle Flawia. Mistrzyni ciętych ripost i ciekawych obserwacji. Każdy ma gorszy dzień, a cykl, tom, więc trzeba wybaczyć. Czekam z niecierpliwością na powrót w pielesze i konfrontację z siostrzyczkami. No i pani M i wierny D, ach! :D
OdpowiedzUsuńDogger. Ach. No wiadomo, jakże tu na niego nie czekać! Choć, jak na mój gust, zawsze jest go nieco za mało.
UsuńOch, jak mnie zdenerwował ten cytat, który wypisałaś, to pojechanie na oślep po gwarach polskich. Chociaż sam nie mam pojęcia, jak zrobiłbym to zdanie. Chociaż to i tak pikuś w porównaniu z dopisaniem w którymś z poprzednich tomów CAŁEGO streszczenia "Antka".
OdpowiedzUsuńTy masz nieco inne spojrzenie (i wgląd do oryginału), mnie ujęło pokazanie, jak bardzo Flawia czuje się nie na miejscu.
UsuńTen kawałek o przejrzystym systemie walutowym mnie rozwalił, fakt :) Oryginał, mam wrażenie, jest gorszy niż tłumaczenie, tłumacz chyba to i owo wyrównał, aczkolwiek jak sam autor nie wiedział, co chciał napisać, to i po polsku jest podobnie :)
UsuńCzekam na dziewiąty tom, tradycyjnie będzie w styczniu.
Ale po polsku w styczniu? Chyba nie...
UsuńNo skąd, po polsku to się pewnie za cztery lata doczekamy w tym tempie. Jeszcze po drodze ósmy trzeba przetłumaczyć.
UsuńA, bo mnie się numerki pomyliły. Teraz czekam na ósmy.
UsuńPowinno się skończyć na siedmiu, jak było w pierwotnych planach, mielibyśmy już z głowy.
UsuńO, to zdecydowanie jesteś lepiej poinformowany niż ja, ile miało być tomów :)
UsuńPoczytałem sobie kiedyś stronę autora. Siedem to liczba doskonała i tego się Bradley powinien trzymać :)
UsuńTo ja tylko dodam, że też śmiałem się przy tym nieskomplikowanym systemie monetarnym (przyznam szczerze, że do dziś przeze mnie nieogarniętym), ale przy kolejnym zdaniu zgrzytnęło :) Jakby Flawia przejechała z Krakowa do Wielkopolski :P
Usuń:) Żeby się utrzymać w klimacie, tłumacz powinien zamiast szylingów i pensów dać przelicznik rubla na złote z Kongresówki :P
UsuńROTFL! Albo z marek na górale, a potem na te po denominacji. No nie wstrzelił się pyrami w klimat, nie wstrzelił :(
UsuńDla takich marudnych czytelników to się w ogóle nie opłaca wysilać, i tak im się nie spodoba :D
UsuńCzepiamy się, ale przyznać trzeba, że oryginał (z tego co słyszałem), to jednak wyzwanie i sam fakt, jak trudno wydawnictwu znaleźć kolejnych (!) translatorów też o czymś świadczy :P Podsumowując, ja jestem zadowolony, bo wolę troszkę chybione partie, niż brak wydania po polsku w ogóle :)
UsuńWyzwanie, owszem, szczególnie że chyba czasem sam autor się gubi w swoich metaforach :P
UsuńNo to jak autor się gubi, to proszę nie bić tłumacza! :)
UsuńAle autor gubił się w innych miejscach niż ten kawałek o pyrach :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń