poniedziałek, 8 stycznia 2018

"Trzy sztylety" Bartłomiej Grzankowski

Oto powieść dla wielbicieli Sapkowskiego (zwłaszcza Wiedźmina), dla tych, którzy lubią czytać o elfach i krasnoludach, o walce dobra ze złem, i to walce najlepiej pięknie błyskającej ostrzem miecza albo sztyletów.

Yuni, czyli Yunelly - mistrzyni Zakonu Czerwonych Płaszczy przybywa do miasta, gdzie dawniej pobierała nauki, wezwana przez swojego dawnego nauczyciela. W mieście nastroje są niezbyt radosne, wszędzie wkrada się agresywna polityka i bezpardonowa walka o władzę. Yuni czuje się tym mocno oszołomiona i najchętniej usunęłaby się gdzieś na bok, ale tak się nie da. Zostaje wciągnięta w sam środek intryg i rozgrywek politycznych, a gdy już siedzi tam w środku, nie umie utrzymać miecza w pochwie. Wywołuje małe zamieszanie, po czym umyka i się ukrywa, bo ze strony swoich przełożonych nie czeka jej nic lepszego niż uwięzienie, a może nawet śmierć.


Uwaga, zmieniamy scenerię. Odkurzamy sobie w pamięci opowiadania o wiedźminie i już siedzimy po uszy w klimacie dalszej części powieści. Mamy tu bowiem osobę dobrze władającą mieczem, która przyjmuje zlecenie na zabicie potwora nękającego mieszkańców wioski. Czym to pachnie? A jeszcze, gdy okazuje się, że wójt kombinuje, by nie zapłacić za wykonanie zlecenia, albo gdy w tle pojawiają się elfy i to jeszcze z mocno zszarganą opinią...  wiedźmin jak żywy. Nie będę ukrywać, nie spodobało mi się to sięganie po gotowe wzorce miejsc, postaci i sytuacji.  W pierwszej części powieści nie miałam takiego wrażenia.

Jest jeszcze i trzecia część, gdzie Yuni, która przestaje się ukrywać, trafia do miasta Rotz, pod skrzydła tamtejszego mistrza. Dostaje zadanie do wykonania wymagające nieco zdolności dedukcyjnych, ale i uczciwego machania mieczem (bądź, oczywiście, sztyletem).

Całości jakoś mnie nie porwała ani zbytnio nie zaciekawiła. Interesująca jest jedynie główna bohaterka, Yunelly. Kobieta doskonale wyszkolona w walce wręcz, uczciwa, bezpośrednia, która na naszych oczach zyskuje szerszy ogląd sytuacji. Z naiwnej  nowicjuszki staje się myślącą, waleczną kobietą, rycerzem z zasadami. Autor ustrzegł się stereotypów i nie wplótł żadnego wątku romansowego (a w każdym razie żadnego znaczącego), który by rozmywał siłę i konsekwencję tej postaci.

Jeśli chodzi o językową warstwę powieści, to niestety, czuć, że autor nie ma jeszcze wypracowanego warsztatu pisarskiego. Na szczęście czuć to tylko w drobiazgach, ot, gdzieś tam błąd "stelarz" zamiast "stelaż" (to akurat błąd ortograficzny, który przeoczyła korekta), albo potknięcia w stylu "Och, wypiję tylko lampkę wina" - w realiach średniowiecznych, w gospodzie czy karczmie były szklane kieliszki do wina? No nie wiem. Nie podoba mi się też wyrażenie "włożyła do buzi ostatni kawałek mięsa" - wiem, że nie jest niepoprawne, ale zdecydowanie "do ust" brzmi lepiej.

Reasumując: jest potencjał w Yuni, ale autor musi jeszcze popracować. Nad warsztatem i nad fabułą. Musi znaleźć własną ścieżkę.

Książkę przeczytałam dzięki współpracy Śląskich Blogerów Książkowych z wydawnictwem Dlaczemu.

"Trzy sztylety" Bartłomiej Grzankowski, Dlaczemu, Warszawa 2017.
Trzy sztylety [Bartłomiej Grzankowski]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE 

6 komentarzy:

  1. Może w kolejnej książce drobne potknięcia zostaną wyeliminowane :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli tylko autor chce się uczyć, to tak to właśnie wygląda. Stopniowe doskonalenie się. Tego mu życzę!

      Usuń
  2. O, widzę, że to dość nowe wydawnictwo i chyba pierwsza fantastyka w ich ofercie. Super, że nowe wydawnictwa się pojawiają i sięgają po fantastykę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma rok. Jak na wydawnictwo to bardzo mało :) Miałam styczność jeszcze z notesem - Kotesem od nich. BARDZO oryginalny notes :)

      Usuń
  3. Hej! Dzięki za te słowa! I za zwrócenie uwagi na rzeczy do poprawki. Wezmę je sobie do serca. :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń