czwartek, 25 marca 2010

"Fortele Jonatana Koota" Janusz Przymanowski

"Psssssy...
Bul - bul - bul - bul - bul.
Psssssy...
Bul - bul - bul - bul - bul.
Syczenie dobiegało spoza żywopłotu, a bulgotanie od rzeki." *

Można mnie obudzić w środku nocy i przytoczyć powyższe, a ja bezbłędnie rozpoznam, co to jest. Można mnie spić na umór i przytoczyć DOWOLNY fragment z tej książki, a ja rozpoznam, co to jest. Są po prostu takie książki, które kocham miłością bezwarunkową i bez zastrzeżeń, a "Fortele" do nich należą. Bezapelacyjnie. Czytałam to, jak miałam kilka lat, parę lat temu kupiłam własny egzemplarz, bo zatęskniłam znienacka. I mam, stoi sobie przyjaźnie na półce. Czasem poklepię z czułością po grzbiecie, czasem wezmę do ręki z zamiarem przeczytania fragmentu, przeważnie kończy się to pochłonięciem całości (zajmuje to godzinkę, bo duża czcionka, no i znam na pamięć niemalże), czasem tylko oglądam ilustracje autorstwa Danuty Przymanowskiej-Boniuk (zbieżność nazwisk to przypadek?).
No kocham i tyle, kota Jonatana, kowalika Eryka, żółwia Bikiego - tych wojowników o czystość środowiska naturalnego. Uwielbiam ich przygody. Podziwiam pomysłowość. Trzymam za nich kciuki. I w ogóle.
Na pewno będę tę książkę czytać synowi.
A jak uda mi się zdobyć film, to puszczać mu też będę (choć film darzę daleko mniejszym sentymentem).


---
* "Fortele Jonatana Koota", Janusz Przymanowski, Nasza Księgarnia, Warszawa 1981, ilustracje Danuta Przymanowska-Boniuk, s.5.

1 komentarz:

  1. Ja z Jonatanem wystartowałem chyba zbyt wcześnie, bo Bartek nie złapał bakcyla :)

    OdpowiedzUsuń