Ja tam ich kocham, tych panów, przyznam się od razu i głośno. Za "Poniedziałek", "Ślimaka" i za "Piknik". Za rosyjską duszę, za głowę w chmurach i upartą wiarę w człowieka.
"Przenicowany świat" odsłuchałam, chcąc sobie to tylko odświeżyć przed "Żukiem w mrowisku", ale podczas słuchania okazało się, że bardzo niewiele z poprzedniego czytania pamiętam. Bardzo dobrze, bo z rosnącym zaciekawieniem obserwowałam losy Maksyma Rościsławskiego.
Maksym, pracujący jako zwiadowca planetarny, ląduje przymusowo na planecie Saraksz. Zrazu nie przejmuje się tym, wiedząc, że wystarczy wysłać sygnał do bazy, a zjawi się ratunek. Wyrusza więc na mały (w zamierzeniu) rekonesans po okolicy. A wtedy jego statek nagle wybucha i rozpada się na kawałki. Jest to już pewna niedogodność, ale Maksym się tym nie martwi, bo w międzyczasie udaje mu się odkryć, że planeta jest zamieszkana przez istoty rozumne. Ba, ale co znaczy "rozumne"? Maksym mierzy wszystko swoją miarą, uważa, że wystarczy dotrzeć do kogoś, poprosić o udostępnienie kanału łączności, ewentualnie samemu skonstruować nadajnik, wysłać sygnał i już. Myli się. Trafia bowiem na planetę, gdzie nie pomaga się bezinteresownie, gdzie panuje ściśle określona hierarchia, gdzie wciąż trwa stan wojenny... taki normalny, zwyczajny totalitarym i zamordyzm. Dla przybysza z przyszłości - uczciwego, dobrego - to sytuacja, której kompletnie nie rozumie. Toteż najpierw Maks próbuje zrozumieć, ale zaczyna z nastawieniem, że to, co mu się mówi, jest prawdą. Błędnym, oczywiście. Ale co zrobić, on tego nie wie, więc wstępuje do gwardii, z ochotą poddaje się szkoleniu, jest wiecznie uśmiechnięty, skory do pomagania innych, super. Aż wreszcie zdarza się coś, co ściera mu ten wieczny uśmiech z twarzy - zostaje wyznaczony do wykonania egzekucji. Tego już za wiele dla Maksyma, otrząsa się jakby z zamroczenia i zaczyna działać. Całą swoją energię, wiedzę i inteligencję koncentruje na tym, by naprawić ten świat, gdzie trafił. Świat dziwny, dziki, przeżarty korupcją, nienawiścią, walką. Zepsuty do szpiku kości świat.
Chłopak opuszcza wojsko, gdzie służył, w dramatycznych okolicznościach. Trafia do podziemia, do opozycji (znajomo brzmiące terminy, nieprawdaż?), potem przedostaje się do sąsiedniego kraju, cały czas aktywny, waleczny, uparty. Walczy, by obalić dziwnych, anonimowych, okrutnych władców. Walczy, aby ludzie przestali być przez tę władzę trzymani w szachu. Nie ustępuje, mówiąc: "Chcę walczyć z tyranią, głodem, chaosem, korupcją i kłamstwem...".
A kiedy już zdaje mu się, że osiągnął cel, zderza się jak z taranem z osobą, która otwiera mu oczy na to, czego wcześniej nie widział, nie wiedział, nie domyślał się. Która uświadamia mu, że obalenie tyranii to dopiero początek, że dopiero teraz czeka go naprawdę ciężka praca, by ten zepsuty świat naprawić.
Streściłam bardzo ładnie, ale nie obawiajcie się, że już wszystko wiecie, bo wszystko można odnaleźć dopiero w książce.
Co do wrażeń zaś: Strugaccy mają dar pisania tak, że zagarniają czytelnika z duszą i sercem. Przenosiłam się na czas słuchania na planetę Saraksz. Podpowiadałam Maksymowi, co ma robić (nie słuchał), smuciłam się, gdy wszystko szło na opak. Wkurzałam na system, na tępe łby żołdaków, na wredne i przegniłe umysły władców. A gdy książka się skończyła, odczułam coś w rodzaju pustki. Ech, ci Strugaccy. Mistrzowie.
Ocena: 5,5/6.
:) ja czytałam własnie Żuka w mrowisku, ale już chyba za wiele z niego nie pamiętam. Na szczęście mogę sobie przypomnieć:)
OdpowiedzUsuńŻuka niebawem zrecenzuję, to sobie przypomnisz :)
OdpowiedzUsuńA ja się przyznam, że nie czytałam NIGDY w życiu Strugackich. Jednakowoż mnie zachęciłaś.
OdpowiedzUsuńMnóstwo jest ludzi, bardzo oczytanych, którzy po fantastykę rzadko sięgają. A szkoda, bo można w tym gatunku znaleźć obłędnie dobre książki.
OdpowiedzUsuńAle ja lubię fantastykę:) Tylko jakos mi wymienieni autorzy nigdy w ręce się nie rzucili...
OdpowiedzUsuńNo teraz trzeba porównać z wersją filmową.
OdpowiedzUsuńKoala, widziałeś ten film? Bo ja nie. Ale z fotosów na filmwebie to hmm... Maksyn taki jasnowłosy cherubinek, dziwne...
OdpowiedzUsuńJa tych panów czytałam tylko Piknik i w pewnym momencie się zacięłam i nie mogłam już dalej, coż może czas spróbować jeszcze raz? Może właśnie od tej książki, bo piszesz o niej ciekawie...
OdpowiedzUsuńBardzo interesujące, ekscytujące i w ogóle, a przy tym świetnie przemyślane i napisane. Co prawda naiwność Maksyma jest przesunięta do granic kretyństwa, całe szczęście, że bohater ulepszony cieleśnie, bo do Nagrody Darwina byłby znakomitym kandydatem. I jeszcze dużo bym napisał, ale będę zwięzły jak autorzy, którzy podróże, przygody i wojaczkę bohatera mieszczą w jednym akapicie, dzisiaj by się to nie zdarzyło, ze trzy książki z tego by były. Warstwa fantastyczno-socjologiczna-antyutopijna jest przy tym tak ze trzy razy lepsza niż u takiego na przykład Zajdla...
OdpowiedzUsuńNaiwność Maksyma jest z gatunku takich, gdzie ptaszę wychowane w cieplutkim miękkim gniazdku - głupieje, jak wypadnie i mrówka w zadek ugryzie, bo w głowie się nie mieści.
UsuńJak już się pomieści i przemiele, to naiwność pryska...
Kocham Strugackich ! Nie ma lepszych książek niż te, które oni stworzyli...
OdpowiedzUsuńSą. Ale nie za dużo :)
Usuń