Gdzieś widziałam ilustracje i zachwycił mnie pomysł, by bohaterem książki dla dzieci uczynić gulik*. Wystarczy domalować kredą ręce, nogi i czerwoną kurteczkę z kapturem - i już mamy Samotnego Jędrusia.
Książeczkę zakupiłam więc synkowi i razem zabraliśmy się do czytania. Rychło okazało się, że nie trafiłam w przedział wiekowy, to raczej nie jest książka dla trzylatka. Dla czterolatka też raczej nie, pięciolatek... miałabym wątpliwości. Na sześciolatku sprawdzę, jak tylko będę miała możliwość.
Moim zdaniem opowieść o Jędrusiu jest długa i nudna, ze zdaniami nadmiernie rozbudowanymi, które na użytek Krzysia skracałam. Z bohaterami słabo określonymi, którzy pojawiają się jakoś tak bez wyraźnego powodu i znikają tak samo. Historia nijaka i nieokreślona.
Z wyjątkiem rysunków, te są boskie. Kreda na asfalcie, naturalne spękania chodnika, liście i kamienie, pokrywy studzienek kanalizacyjnych, gazowych. Piórka i cienie na asfalcie. Fantastyczna wyobraźnia.
Dodatkowo w książce zamieszczono spis miejsc w Krakowie, gdzie Jędruś bywał, a raczej gdzie go rysowano, można go odwiedzić czy też poszukać, a może narysować?
* - czyli studzienkę kanalizacyjną, a dokładniej pokrywę od tej studzienki.
"Samotny Jędruś" Wojciech Widłak, ilustracje Joanna Rusinek, Czerwony Konik 2011.
Też omijacie pokrywy studzienek? :D
OdpowiedzUsuńWiesz co, wcześniej też raczej omijaliśmy. Przynajmniej ja, mając w pamięci Hanię Banię w futrze :P
UsuńZnam Wojciecha Widłaka z Krakowa, ale ten jest kompozytorem, więc chyba to dwie różne osoby :)
OdpowiedzUsuń