W 2019 roku pan Bochus wydał czwarty tom cyklu o Christianie Abellu, "Miasto duchów", a ja po przeczytaniu pisałam na blogu, że byłabym zachwycona jeszcze jedną opowieścią z tego okresu. Trzeba było trochę poczekać, bo w międzyczasie pojawili się dwaj "Wachmistrzowie", ale zapewniam, że absolutnie było warto.
Czas akcji "Doliny gniewu" to marzec 1945 roku, okres bardzo dynamiczny w dziejach Polski, a także Wolnego Miasta Gdańsk. W marcu to miasto bardzo ucierpiało od bombardowań i ostrzału artyleryjskiego, kto mógł, to z Gdańska uciekał. Jednak nie Abell - on postąpił dokładnie odwrotnie, z w miarę bezpiecznej Holandii, gdzie mieszkał z rodziną, przyleciał do Gdańska, by ratować teścia. Samobójcza misja! Słyszycie teraz krasnoluda Gimliego, pykającego fajeczkę i rzeczowo stwierdzającego "To pewna śmierć! Na co czekamy?", prawda?
Misja ratunkowa radcy zaczyna się dobrze, ale gdy do miasta wkraczają Rosjanie, już nie jest różowo. Oficer NKWD stawia Christianowi ultimatum: albo znajdzie ukryte przez Niemców dokumenty, albo wiadomocostaniesięzteściem. Te papiery to nie byle jakie papiery, to kartoteki dzieci ukradzionych polskim rodzinom przez nazistów i wywiezionych do Niemiec z nowymi tożsamościami. Teraz Abell ma na głosie: enkawudzistów żądających efektów, umierającego teścia, niedobitków Volkssturmy oraz nieszczęśliwych rodziców wywiezionego dziecka.
Dzieje się dużo, jak zwykle z w książkach Bochusa. Jak zwykle przemycił też mnóstwo wiedzy na temat tego, co działo się w Gdańsku i okolicach tuż przed końcem wojny.
Chapeau bas, panie Krzysztofie! Godne zakończenie serii.
"Dolina gniewu" Krzysztof Bochus, Skarpa Warszawska, 2023.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz