Wrzuciłam do schowka po przeczytaniu recenzji Bazyla i miałam farta, że Olimpia, która pracuje w bibliotece, zajrzała do schowka. Na któreś spotkanie wzięła, pożyczyła mi i dzięki temu mogłam przeczytać. To opowieść o kawałku Rosji, którą poznał autor, czyli o Wyspach Sołowieckich na Morzu Białym. Albo też myśli, że poznał, bo właściwie na samym początku uprzedza, że Rosji poznać się nie da. No i teraz nie wiem, poznał, nie poznał...? Drażnią na początku rusycyzmy, nie tylko jako słowa, ale i szyk zdania. Na szczęście, w miarę czytania i wciągania się w naturalny rytm powieści, staje się to naturalne i zwykłe. Jeśli zaś chodzi o treść... Dziwnie się czyta o naszych sąsiadach, właściwie o małym wycinku "sąsiedztwa", gdzie wciąż króluje nędza, ludzie żyją z zapomóg i/albo kłusownictwa, państwo zapomina o biedocie, bo im tak wygodnie, a jednocześnie kupę pieniędzy wywala się w błoto, bo tak stanowi jedna pieczątka kogoś z góry. Dziwnie się czyta o rejsie, gdzie trzeba od czasu do czasu kryć się na brzegach, wyspach, bo rejs jest niedozwolony, a jeśli do tego dodać, iż na pokładzie jest człowiek obcego pochodzenia, to już więzienie pewne. Dziwnie się czyta o człowieku, który tam mieszka, żyje i jakoś mu się tam podoba (skoro uparcie tam siedzi), bo mnie osobiście błota, mgły i lody Sołowki przyprawiają o dreszcze.
Mnie "Wilczy notes" i "Wołoka" zaczarowały. Uważam, że są lepsze niż kolejne książki Mariusza Wilka.
OdpowiedzUsuńMnie ta książka przygnębiła opowieścią o ludziach bez celu w życiu, którego ból znieczulają alkoholem. O świecie zapomnianym przez rządzących krajem.
OdpowiedzUsuńNauczycielko, innych książek Wilka nie miałam okazji czytać. Nie wykluczam, że sięgnę.
OdpowiedzUsuńClevera - otóż to, też wydłubałaś ten nastrój...