Od razu pośpiesznie się zastrzegę, że znawcą literatury fantasy nie jestem, czytam ją od niedawna i żadnej analizy specjalnej nie zrobię, bo nie umiem. Po prostu wzięłam książkę do ręki (wyrwawszy ją wcześniej z lepkich rąk i macek* bazgrających mi na niej dedykacje różnej maści), obejrzałam, przeczytałam to, co jest napisane z tyłu okładki: że to o pięknym mieście, o srebrzystych ludziach pełnych wewnętrznej magii; dobro, radość i same takie miłe rzeczy wylewały się z tej okładki, a ostatnie zdanie szast prast przekreśliło całość No jak to? - myślę sobie - Jakże tak przekreślać tak dobrze zapowiadającą się milutką książkę? Muszę sprawdzić!
No i bardzo dobrze, że tak to przekreślono, nie może być za słodko, za miło. O wiele bardziej interesująca jest obserwacja, jak para głównych bohaterów (on i ona) przebijają się przez narastające trudności jak górnik przez ścianę w kopalni. Ona twarda, inteligentna, trochę złośliwa i w środku bardzo wrażliwa. On podobny, choć może mniej złośliwy. Pasują do siebie, nie? Są małżeństwem, choć dowiadują się o tym w połowie książki mniej więcej. Zawikłane, zamotlane, przez to świetnie mi się czytało, bo pędziłam do przodu z szybkością przyświetlną, chcąc rozwikłać zawikłane.
Koniec zadowala, szczęśliwy happy end (to malutki minusik, daleko tu do Malazu, gdzie główni bohaterowie ginęli jak popadnie) plus małe zaskoczenie. Całość na piątkę z plusem. Teraz zachęcam męża do czytania.
---
* - Lepkie ręce i macki należały do grupki przyjaciół obecnych na przyjęciu, na którym to książkę dostałam. Najpierw książkę podpisywała ofiarodawczyni, czyli jej tłumaczka, Aleksandra Jagiełowicz, którą mam zaszczyt znać osobiście, a potem pozazdrościły jej inne osoby i tym sposobem mam dokumentnie zadedykowaną książkę :)
bardzo lubię tę książkę. Głównie za świeży pomysł i niebanalną postać głównej bohaterki. Sanderson miał wyjątkowo udany debiut.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że udany. A potem poszedł za ciosem :)
Usuń