W ramach wyzwania czytelniczego sięgnęłam po "Wybawienie". Oczekiwałam czegoś w stylu "Przeminęło z wiatrem", plantacje, niewolnicy, rasizm, niesprawiedliwość i tak dalej - no bo amerykańskie południe. Nie nie, to zupełnie nie to. Dostałam kawał porządnej, mocnej historii, pełnej emocjonujących momentów.
Czwórka przyjaciół wybiera się na spływ rzeką, Jeden z nich to prowodyr, to on namawia pozostałych. Lewis, bo tak ma na imię, jest gorącym orędownikiem kultu przetrwania, kultu siły. Zawzięcie ćwiczy, doskonaląc swoje ciało. Trenuje łucznictwo, namawiając do tego przyjaciela Eda. Ba, buduje nawet w ogrodzie schron przeciwatomowy! Jego dewizą jest przeżyć, przetrwać, dzięki sobie, własnym siłom, własnej determinacji. Nic dziwnego więc, że wyjazd w dziką głuszę jest dla niego nie lada gratką, okazją do zaprezentowania swoich umiejętności, chociaż przede wszystkim dla czwórki przyjaciół ma to być miła odskocznia od miejskiego, nudnego życia.
I była, na początku.
Potem mamy brutalny napad i wszystko się zmienia. To już nie bajka, to twarda walka o przetrwanie, odrzucenie wpojonych przez cywilizację wartości, zostaje tylko instynkt, instynkt życia. Ale o dziwo, to nie Lewis wiedzie tu prym, ale Ed. Cichy, miły, zwyczajny facet z konieczności przeobraża się w zawziętego, bezwzględnego mężczyznę. I tak najbardziej to właśnie o tę przemianę tu idzie, o to, czego jesteśmy w stanie dokonać, gdy ktoś zagraża nam, naszej rodzinie, przyjaciołom. Jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć? Jak szybko możemy otrzepać z siebie cywilizacyjny kurz i wyciągnąć z zanadrza maczugę? Czy łatwo nam to przychodzi? I czy to doświadczenie pozostanie bez śladu w naszej psychice?
Wiele pytań, odpowiedzi znajdziecie w książce.
.
P.S. Na podstawie książki nakręcono film "Uwolnienie". Nie widziałam, ale jeśli będę miała okazję, chętnie obejrzę.
Bonus: słynna scena z filmu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz