piątek, 7 sierpnia 2015

"Gigantyczna broda, która była złem" Stephen Collins


Czasem tak się zdarza, że w ręce wpadnie literacka perełka. Całkiem nieoczekiwanie. I cieszy jak diabli.  "Gigantyczna broda..." cieszy podwójnie, bo rzadko kiedy udaje mi się trafić na tak udane połączenie słowa i obrazu.

Powieść zaczyna się obrazem miasta: ulic, domów, ogródków i ludzi. Ludzie skupieni i gładko ogoleni, ulice czyste, żywopłoty równiutko przycięte. Główny bohater, Dave,  po pracy siada przy oknie i szkicuje tę zadowoloną z siebie rzeczywistość. Lubi to. Chyba odreagowuje nudną pracę, w której prezentuje liczby, słupki i wykresy. Znamienne: korpospecjalizacja zaszła już tak daleko, że szeregowi pracownicy nie wiedzą, czym tak naprawdę zajmuje się ich firma.
Żródło


Uporządkowane  i poukładane życie całego miasta jest bardzo wyraźnie podszyte lękiem. Obawą przed TAM. TUTAJ to miasto, TAM jest ocean. Groźny, głęboki, chaotyczny. Czysta entropia. Te równiutkie uliczki i drzewa pod sznurek to próba uczynienia z TUTAJ miejsca, gdzie entropia nie ma wstępu.
Źródło

I nagle zdarza się coś, co burzy ten ustalony porządek rzeczy. Broda. Zarost. (Przypominam, że mieszkańcy są gładko ogoleni - nikt nie ma zarostu). Ale żeby tam zwykła broda! Broda olbrzym, broda gigant, broda, której ścinanie nic nie daje, która odrasta w błyskawicznym tempie, która staje się tak gęsta, że łamią się na niej nożyczki. Do tej pory wszystko mieści się w granicach prawdopodobieństwa. Jednak kiedy broda, rosnąc, wypycha okno, wypełza na ulicę i zajmuje coraz większą przestrzeń - tu już zaczyna się metafizyka i alegoria.

Broda jest kawałkiem entropii, tak znienawidzonej przez mieszkańców miasta. Wróg publiczny numer jeden. Co można z nią zrobić, zachowując się jednocześnie tak, jak na człowieka przystało (żeby nie ogniem i nie mieczem)? Ot, dylemat. Zaskakująco rozwiązany.


Koniec tej opowieści nie jest wcale smutny. Brody już nie ma, ale coś po sobie zostawiła. Nic fizycznego: ślad w duszach, muśnięcie w głowach. Nic fizycznego, ale na ogólnym wizerunku miasta widać, że tu była broda, kiedyś i przez pewien czas.

Powieść graficzna filozoficzna - najwyższych lotów. 


"Gigantyczna broda, która była złem" Stephen Collins, tłumaczenie Grzegorz Ciecieląg, Wydawnictwo Komiksowe 2015.

4 komentarze:

  1. jednak unikałbym tego typu uogólnień - "rzadko kiedy zdarza się tak udane połączenie słowa i obrazu"

    tak na marginesie polecam sięgnąć po "Polinę"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja. Powinnam napisać "rzadko kiedy udaje mi się trafić na tak udane połączenie słowa i obrazu".

      O "Polinie" słyszałam, ale zwróciłam większej uwagi. Przy okazji przyjrzę się bliżej. Dziękuję.

      Usuń
  2. Wow... to jest coś takiego, co chciałabym mieć w swojej biblioteczce! :)

    OdpowiedzUsuń