sobota, 29 sierpnia 2015

"Terror" Dan Simmons. Wszyscy zginęli.


Dan Simmons umie pisać i to naprawdę dobrze - piszę to tak tytułem wstępu, jak ktoś nie ma ochoty na czytanie notki, może sobie odpuścić i przejść od razu do czytania książki.

Autor w "Terrorze" wziął na warsztat wyprawę badawczą z 1845 roku. Wyprawa ta miała na celu znalezienie drogi morskiej z jednego punktu na kuli ziemskiej do drugiego punktu.  Że spłycam? Ależ w gruncie rzeczy to do tego się sprowadzało. Tak samo zdobywanie biegunów: chodziło o to, żeby w pewien punkt wbić tyczkę z flagą, najlepiej przed wszystkimi innymi.

Wyprawa statków "Terror" i "Erebus" owiana była tajemnicą. Wypłynęli i zaginęli. Co się z nimi stało? Ze statkami i z załogą? Dan Simmons próbuje na to pytanie odpowiedzieć. Z posłowia (napisanego przez dr hab. Grzegorza Rachlewicza) dowiedziałam się, że przy pisaniu porządnie i rzetelnie podparł się najnowszymi odkryciami i niepodważalnymi faktami. To zaś, czego nie wiedział - wymyślił. Tym sposobem książka zupełnie naturalnie rozdzieliła się na dwie warstwy, wzajemnie się przenikające.

Pierwsza z nich to opowieść o żegludze wśród lodów, pełna dat, nazwisk i szczegółów. Nie twierdzę, że jestem podbiegunowym ekspertem, ale parę książek już czytałam o tych lodowych krainach - i muszę przyznać, że autor bardzo dobrze oddał realia tej wyprawy. Zimno, które zabija, głód, który zabija... chciałam tu rzucić jakimś przerażającym faktem z życia na lodzie, ale to nie tak. Trzeba przeczytać książkę, żeby to poczuć.

Druga płaszczyzna to warstwa nadprzyrodzona. Ludzie z obu statków wciąż mają do czynienia z groźną bestią. Myślałam na początku, że to strach tak wyolbrzymił białego niedźwiedzia. Simmons pewnie chciał, żeby czytelnik tak myślał (tak, ja też się dałam złapać), ale stopniowo pokazuje coraz więcej, sięga do prastarych wierzeń Eskimosów (dziś nazywanych Innuitami) i usiłuje nas przekonać, że to zły duch w cielesnej, namacalnej powłoce. Takie to było dziwne dla mnie, że czytałam z zapartym tchem, choć nie wierzyłam w to, co czytam.

Czy książka odpowiada na pytanie, co się stało z ludźmi ze statków? Właściwie to tak. Wszyscy zginęli. Czy wiadomo, w jaki sposób? Z zimna, głodu, od samobójczej kuli czy zjedzeni przez kamratów? Sprytnie autor pozostawił otwarte wszystkie te furtki. Do tego wymyślił wielką bramę, którą przeszedł jeden z bohaterów powieści, komandor Crozier, bramę równie efektowną, co nieprawdopodobną. Świetne zagranie.

Podobała mi się struktura powieści. Co i rusz narratorem jest ktoś inny z załogi statku. Dzięki temu można poznać punkt widzenia  i oficerów, i zwykłych majtków. Ich marzenia i pragnienia, różne, jak różni są ludzie. "Terror" nabrał dzięki temu głębi. Widzę tu pewne podobieństwo do opowieści  Księdza czy Uczonego czy Żołnierza z "Hyperiona".

Na tle wspaniałej, porywającej powieści jakże blado wypadło posłowie. Nudne i przegadane. Czytajcie je na początku, żeby potem było tylko lepiej. A na koniec (wisienka!) zostawcie sobie zdjęcia i ilustracje. Zwróćcie uwagę na notatkę z 25 kwietnia 1848 roku, podpisaną przez Croziera i Fitzjamesa. Jakby duchy odezwały się do mnie z głębi przeszłości. Przejmujące.

Bardzo dziękuję za książkę wydawnictwu Vesper!

P.S. Zaznaczyłam sobie cudny cytat, ale zamieścił go już zacofany w lekturze, więc dam może inny. Smakowity.
"- Czytałem tego amerykańskiego autora - powiedział Bridgens.
- Jakiego amerykańskiego autora?
- Tego, który podsunął biednemu Dickiemu Aylmore'owi pomysł na niezwykłą dekorację i przez którego Dickie zebrał potem baty. Nazywa się Poe, jeśli mnie pamięć nie myli. Pisze bardzo dziwne, melancholijne i ponure rzeczy, powiedziałbym, że miejscami wręcz makabryczne. W gruncie rzeczy niezbyt dobre, ale bardzo amerykańskie, jeśli wiesz, co mam na myśli. Nie czytałem jednak tego opowiadania, które sprowadziło na nas tyle nieszczęść".*

---
* -  "Terror"  Dan Simmons, przełożył Janusz Ochab, Wydawnictwo Vesper, Czerwonak, 2015, s. 313.


9 komentarzy:

  1. Poe - bardzo amerykański i niezbyt dobry - święte słowa :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam kiedyś na spotkaniu antykwarycznym poświęconym właśnie Poe - chociaż nie przepadam za nim. Szkoda, że wtedy nie znałam tego cytatu :)

      Usuń
    2. Pewnie wielbiciele by Cię zjedli:) Chociaż zastanawiam się, na ile moja niechęć wynika z jakości czytanego tłumaczenia, takiego z końca XIX wieku.

      Usuń
    3. Nie zjedli wtedy, choć się nie kryłam, więc chyba nic mi nie grozi :)

      Usuń
  2. No ja o Poem nie dam powiedzieć złego słowa :v
    A o książce słyszałam same superlatywy, ostatnio nawet u Sardegny na blogu. Poza tym strasznie jestem ciekawa i stylu autora, i samej historii. To musi być naprawdę niesamowite!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz. Coś w tym musi być, skoro tak wszyscy zachwalają :) Talent, ot co.

      Usuń
  3. Dzięki za przesyłkę. Jutro zaczynam :)

    OdpowiedzUsuń