Fabuła:
Majka i Tomek, rodzeństwo, udają się na wakacje do babci, nieco naburmuszeni, bo przepadł im obiecany wspólny rodzinny wyjazd, a wieś wydaje im się nudna. Starania babci, żeby jakoś urozmaicić im pobyt, nie na wiele się zdają, przynajmniej w przypadku Tomka. Chłopak siedzi z nosem w telefonie i tłucze w jakieś gierki, och, jakie to typowe.Nagle coś się wydarza (musi się wydarzyć, nikt nie czytałby książki, gdzie młodzież w wakacje siedzi z nosem w telefonie czy tablecie), dzieci trafiają na strych, gdzie znajdują tajemniczą walizkę, a w niej... ach, prawdziwe skarby, jak dla mnie: stare szpargały i lampa naftowa. Ale to tylko początek niezwykłych wydarzeń, bo oto Tomek i Majka spotykają Ignacego Łukasiewicza! Jak to możliwe? Wielki wynalazca podróżuje w czasie?
Właśnie tak. A razem z nim rodzeństwo, pomagając Łukasiewiczowi w starciu z groźnymi wysłannikami Rockefellera. Zakręcone? Oczywiście, takie ma być.
Wrażenia:
Zwykle młodzi bohaterowie, jeśli się nudzą na wakacjach, to trafiają na jakąś farmę smoków lub do krainy z faunami i mówiącymi bobrami.Z podróżowaniem w czasie do naszej, polskiej przeszłości, dotychczas spotkałam się tylko raz, w "Zaginionych perłach księżnej Daisy" - to jednak bardziej była rozbudowana nowela niż powieść.
Tutaj dzieci nie ograniczają się do oglądania świata sprzed stu pięćdziesięciu lat. Łukasiewicz dzieli się z nimi swoimi problemami, prosi o pomoc, razem przenoszą się do tych miejsc, które polskiemu wynalazcy były szczególnie bliskie.
Na przykład szpital powszechny we Lwowie, gdzie 31 lipca 1853 roku po raz pierwszy przeprowadzono zabieg przy lampach naftowych. Dla pana Ignacego było niezwykle ważne, że jego wynalazki przynoszą realne korzyści.
Dzieci odwiedziły też aptekę, którą prowadził Łukasiewicz, gdzie, jak sam mówił:
"[...] odkrywałem, że nafta niezbyt się nadaje do produkcji lekarstw, co wielu uważało za pewnik, natomiast ja podejrzewałem, że prędzej da się wydrzeć jej sekrety i zamienić w paliwo do lamp..." [1]Piękne jest także podkreślanie patriotyzmu wynalazcy.
"Pisaliśmy i drukowaliśmy różne prace, ulotki, próbowaliśmy zorganizować powstanie. Byłem młody, zaangażowany, miałem nadzieję, że nasze działania wyzwolą kraj spod buta zaborcy..."[2]
Wiecie, co jest najlepsze w tej książce? Że można dowiedzieć się tak dużo o polskim wynalazcy w tak przystępnej formie, idealnej dla dzieci i młodzieży. A Łukasiewicz to postać dziś już nieco zapomniana, prawda? Trzeba więc go przypominać! Świetnie, że Romek Pawlak to zrobił.
Książka ma więc niewątpliwe walory edukacyjne (użyłam tego słowa, choć jest wyeksploatowane, 90% durnych zabawek dla dzieci nosi to dumne miano), więc polecam rodzicom ciekawych świata dzieciaków. Do tego trafiła bezpośrednio w mój gust z trzech powodów:
- po pierwsze, uwielbiam czytać o znajdowaniu starych papierzysk, bardzo silnie na mnie działają pamiątki z przeszłości,
- po drugie, cieszę się, gdy ktoś pisze o patriotyzmie bez patetyzmu,
- po trzecie, lubię lampy naftowe, zaczęłam lubić po przeczytaniu "Lamp naftowych" i już mi tak zostało.
Na koniec słówko o ilustracjach: ciekawe, ale ich autor to trochę roztrzepany jest, raz Majka ma na ręce bransoletkę, raz nie; Tomek zaś na zmianę to zyskuje, to traci zegarek...
Jeszcze jedno: jest strona dla dzieci: Być jak Ignacy. Zajrzyjcie, kto ciekaw.
Za książkę bardzo dziękuję autorowi i wydawcy, czyli Rebisowi!
---
[1] "Być jak Ignacy" Romek Pawlak, Rebis, Poznań 2016, s. 99
[2] Tamże, s. 165
Romek Pawlak (alias Romuald)... Dostałaś książkę to dlatego ją chwalisz? Mnie Romek Pawlak (a i Andrzej Pilipuk, Adam Przechrzta) zniechęcili do poznawania ich książek poprzez swoją działalność na czacie. Zapraszam na mój blog, na poznanie szczegółów.
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny.
UsuńMylisz się, nie chwalę książek za to, że je dostaję, tylko za zupełnie inne rzeczy.
Pozdrawiam.