sobota, 27 stycznia 2018

"Sprawa zdenerwowanej wspólniczki" Erle Stanley Gardner


Gdy mam czytelniczy dół, to sięgam po Gardnera, bo on jak nikt potrafi przełamać mają niechęć do słowa pisanego. Gardner pisze kryminały, które właściwie są do siebie bardzo podobne. Oparte na tym samym schemacie, podobnie prowadzone i z tymi samymi elementami. Uwielbiam je czytać, bo dostaję dokładnie to , czego potrzebuję. "Sprawa zdenerwowanej wspólniczki" jest jak inne gardnerki: do Masona zgłasza się klientka z propozycją pracy, którą ten przyjmuje. Po pewnym czasie pada strzał i trup, a podejrzaną jest klientka, która oczywiście twierdzi, że jest niewinna. Dowody mówią inaczej, ale adwokat jej wierzy.

Sporo dzieje się na sali sądowej z nieśmiertelnymi zwrotami typu "zgłaszam sprzeciw". Jednak tak naprawdę interesujące jest zupełnie coś innego: plan zdradzanej żony, by odzyskać męża:

"- Kiedy mężczyzna opuszcza ciepło domowego ogniska, nadchodzi czas, gdy wraca do równowagi. Z jednej strony poczuwa się do odpowiedzialności za żonę, pamięta o latach spędzonych razem, a z drugiej jest zauroczony i podnieca go nowy podbój. Wtedy żona robił łzawą scenę, mówi o najlepszych latach życia, które mu oddała. Widzi ją skrzywdzoną, we łzach i z podkrążonymi oczami. Ona usiłuje go uwikłać w prawne komplikacje, a jego poczucie winy spycha go na pozycje obronne. Nic gorszego nie można zrobić. Zamiast podkreślić swój kobiecy urok, wytyka mu jego postępowanie i mówi o prawnych zobowiązaniach.
- Proszę dalej - zachęcał Mason.
- A potem idzie do adwokata. Adwokat mówi o podziale majątku, o alimentach. To dopełnia proces wyobcowania. Za każdym razem, gdy mąż słyszy o żonie, kojarzy ją z problemami finansowymi, nakazami sądowymi, rozprawami i całą resztą. A tamta jest samą radością życia. W tym momencie mężczyzna chce już odzyskać wolność tak bardzo, że jest gotów zapłacić każdą cenę. Żona staje się symbolem prawnych komplikacji oddzielających go od prawdziwej miłości do "najwspanialszej kobiety na świecie", która wykazuje "współczucie".
- Rozumiem - rzekł adwokat.
- Więc - kontynuowała - jak już mówiłam, chcę odwrócić role. Kiedy przyjdzie do domu, to ja otoczę go miłością i przyjaźnią, to ja będę śmiechem i radością. A gdy pójdzie do tamtej, będzie zmuszony rozmawiać o komplikacjach finansowych i prawnych. Kiedy pomyśli o mnie, przyjdą mu na myśl przyciemnione światła i uwodzicielski czar, a kiedy pomyśli o niej, kojarzyć mu się będzie z wierzytelnościami wstępowanie procesowym".[*]

 No i co, czy to nie brzmi sensownie?



"Sprawa zdenerwowanej wspólniczki" Erle Stanley Gardner, przełożył Bartłomiej Madejski, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2007. 

2 komentarze: