środa, 20 czerwca 2018

"Toń" Marta Kisiel - luźne spostrzeżenia, wcale nie recenzja

Nie wiem, czy wiecie, ale w dyskusjach na Facebooku dzieją się czasami różne dziwne rzeczy. Otóż redaktor książki świeżo popełnionej przez ałtorkę twierdzi, że w żadnej recenzji (z tych, które miał okazję czytać) nie znalazł tego, co powinno się w nich znaleźć. Stresuje tym niesamowicie tych, którzy książkę przeczytali, ale nie zdążyli o niej jeszcze napisać. Nie wiem, czy powinnam rzucać personalnie nickami, ale co tam, najwyżej po prostu zajrzycie do Królowej Matki i sprawdzicie, czy już coś napisała, czy nie (oraz czy redaktor znalazł w niej to, co chciał znaleźć).

Mnie też trochę ten redaktor zastopował w pisaniu, bo zaczęłam się gorączkowo zastanawiać, czego ludzie tam nie napisali, ale po minucie olśniło mnie, że nie mam szans się dowiedzieć, bo przeczytałam tylko dwie recenzje (u Janka i Sardegny), resztę zostawiając sobie na potem. Do pisania o książce zmobilizowało widziane gdzieś określenie "miła książeczka". Zdziwiłam się, bo mnie takie określenie wydaje się mocno nietrafione, ale ok, każdy ma prawo do swojej opinii. Wyłuszczę tu swoją.



"Toń" jest opowieścią o trzech pannach Stern: Klarze i jej bratanicach, Eleonorze i Justynie. Pochodzą z Wrocławia, dwie z nich tu mieszkają, trzecia przybywa sporadycznie. Siostry Stern są niezwykłe, wychowane w niezwykle surowej atmosferze zakazów i nakazów, mocno pokancerowane wewnętrznie, nauczyły się radzić sobie z życiem, każda na swój sposób. Eleonora uwikłała się dobrowolnie w siatkę przyzwyczajeń i nawyków oraz szarego koloru. Justyna wybrała ucieczkę z rodzinnego miasta, krzykliwe kolory, farbowane włosy i czerpanie z życia garściami. 
Klara... właściwie nie mogę napisać zbyt wiele o Klarze, nie ujawniając jednocześnie, kim ona jest. Ponieważ chciałabym, byście poczuli się równie zaskoczeni, jak ja, gdy się dowiedziałam, ostrzegam, że zdradzam, kim jest. 

Klara jest jedną z dwóch postaci w książce, która mocno mnie zainteresowała wcale nie dlatego, że jest psychopompem (to ktoś, kto potrafi podróżować w czasie, a do tego jeszcze potrafi pociągnąć za sobą innych, nie mylić z psychopomponem*).  Klara jest człowiekiem bardzo mocno doświadczonym przez los. Osierocona w dzieciństwie, trafiła pod opiekę brata, który wykorzystał ją w ohydny sposób (zmuszając do podróży w czasie wbrew jej woli i wpędzając w poczucie winy) i skrzywił psychikę tak bardzo, że to skrzywienie Klara przyniosła na swoje bratanice. I to jest tragiczne, bo gdy sobie uświadomiłam, o czym czytam, to aż mnie ścięło. Traumy Klary, traumy Eleonory, wreszcie i Justyny, bo nawet ta tryskające energią i seksapilem kobieta ma głębokie zadry - o rety, tak dużo tego. Dlatego tak mnie zdziwiło określenie "miła książeczka", bo te pokłady rozpaczy widoczne w podskórnej tkance powieści, miłe dla mnie nie są.

Nie myślcie sobie jednak, że to ponura książka, a gdzieżby! "Toń" jest zachwycająco różnorodna i dynamiczna. Klara przenosi się w czasie, ruszają za nią jej siostrzenice, pomagają im w tym panowie: dobrotliwy Karolek oraz interesujący zegarmistrz, a także pani Matylda, którą już chyba kiedyś poznałam w innej książce. Jest jeszcze Ramzes, arcyciekawa postać antykwariusza, specjalisty od zadań niemożliwych. Ramzes jest twardy, zimny i skuteczny. Spodobała mi się koncepcja podróży w czasie realizowana przez zatapianie, czyli w głąb, a nie (jak wszędzie) w tył i przód. Dodatkowym smaczkiem jest powód takich wędrówek, czyli tajemnice starego Wrocławia, złoto i brylanty czy tam bursztyny. Rozwiązywanie zagadek różnego rodzaju przez bohaterki jest nieprofesjonalne, ale pełne zapału i determinacji - i mnie się to podoba. Gra i buczy, trzyma się kupy. 

Osobnym tematem są znajomi przewijający się na kartach powieści: Jan Mądrzywołek i Jan Oko. O tym, że będzie tam Janek z Tramwaju nr 4 wiedziałam wcześniej, w końcu znałam kulisy pewnego zakładu. Pojawienie się Janka Oko było zaskoczeniem. Przeczytałam o nich i pomyślałam, że szkoda, bo obaj giną śmiercią tragiczną. Potem stwierdziłam, że muszę się obaj bardzo cieszyć (ja bym się cieszyła, gdybym się znalazła w książce). Następnie przyszła zazdrość. Wiem, to niskie uczucie. Przyznam się (muszę to z siebie wyrzucić, bo mnie gniecie): zazdrościłam im strasznie!  Mężnie zdławiłam jednak w sobie to uczucie, bo zdałam sobie sprawę, że obydwaj sobie na to uczciwie zasłużyli. Gratulacje dla nich!

Kończę te moje chaotyczne nieco wywody, stwierdzając, że moim zdaniem Marta Kisiel coraz lepiej pisze. Nie traci nic ze swojej energii, wciąż prezentuje radosny słowotok (bez obaw, tylko w ustach swoich bohaterów, a i to nie wszystkich), a jednak jest jakby poważniejsza. 
Aha, pisałam, że Klara jest jedną z dwóch postaci, a nie napisałam o drugiej. To oczywiście Ramzes, o którym już nic nie napiszę, bo to jednak trzeba samemu o nim przeczytać. Rzekłam. 

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu Uroboros. 

Inne recenzje tej książki:
Tramwaj numer 4
Książki Sardegny
Qbuś pożera książki
Prowincjonalna nauczycielka
Krakowskie czytanie 
Unserious.pl 
Z pasją o dobrych książkach
oraz Karazydwa  ;)


 * - psychopompon to oczywiście psychopomp, tylko w pierwszym czytaniu tak mi się przeczytało  i już zostało, wszędzie mi potem te pomponiki latały, nieregulaminowo, ale nic już nie mogłam poradzić. Jak znajdę, jak wygląda psychopompon, to pokażę. Szyszko, ratuj. 







O, już widać. Proszę państwa, oto psychopompon, widoczny na czapce. Nie ufałabym mu ani na grosz. Mam też psychopompona w wersji oddzielonej od czapki. 



Bookinspired Stuff
Oto on. Na pierwszym planie oczywiście Ałtorka, w tle pałęta się Krakers i Licho w bamboszkach. Psychopompon ma cudowny kolor fuksji. To wszystko narysowała Szyszka, więcej jej rysunków jest na
Bookinspired Stuff.

"Toń" Marta Kisiel, Uroboros, Warszawa 2018.  Toń [Marta Kisiel]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE Toń [Marta Kisiel]  - KLIKAJ I SłUCHAJ ONLINE

36 komentarzy:

  1. Powtórzę z fejsbuka, że potężnie mnie irytuje to traktowanie Toń jako miluchnej książeczki z dowcipami. Nie wiem, co ci ludzie czytali, ale na pewno nie tę powieść. A jeśli tę, to prześlizgiwali się wzrokiem po najwazniejszych partiach w poszukiwaniu kolejnego ciętego tekstu Dżusi. Bo stosunki rodzinne Sternów są rozpaczliwe i ta rozpacz się czytelnikowi udziela. I nic mi nie sprawiło takiej satysfakcji, jak szturm Dżusi na rodziców z okrzykiem na ustach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I w ogóle to chwała Ci, że to zauważyłaś i o tym napisałaś, wracasz mi wiarę w czytającą ludzkość :)

      Usuń
    2. Wiesz, zauważyłam, bo jestem połączeniem Eleonory i Dżusi :)
      To nie jest do końca wymiana zdań na bloga, ale swego czasu byłam bardzo poukładana i cichutka, niewychylająca się, a potem opuściłam dom rodzinny i jakby trochę odetchnęłam. Przemyślenia dziewczyn były... no, może nie znajome, ale bliskie.

      Usuń
    3. Ja mam taką prywatną teorię, że pewne elementy się dostrzega, jeśli poruszają w tobie coś osobistego. Jeśli nie, to faktycznie czytasz od dowcipu do dowcipu i jak masz ich za mało, to zaczyna się marudzenie.

      Usuń
  2. Zestresowały mnie pierwsze słowa Twojej recenzji. Dobrze, że nie wiedziałam przed, bo pewnie do dzisiaj nic bym nie napisała...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie! Mnie trochę zajęło otrząśnięcie się z tego! :) Na szczęście mam tak cudne miejsce do pisania, że nie zwracam uwagi na przeciwności :)

      Usuń
  3. Zupełnie nie wiem, co się w recenzji powinno znajdować, a co nie, ale te konkretnie luźne spostrzeżenia brzmią bardzo intrygująco. Aż bym przeczytała, chociaż nadal mam traumę po Dożywociu, więc się waham.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. A co Cię tak straumatyzowało w Dożywociu, jeśli wolno zapytać?

      Usuń
    2. Nie wahaj się! To znaczy jeśli oczywiście masz gdzieś pod ręką "Toń", warto zajrzeć i przeczytać chociaż początek i zobaczyć, czy "zaiskrzy".
      U mnie to jest trochę inaczej, kibicuję Marcie od samego początku jej literackiej drogi, więc dla mnie czytanie jej kolejnych książek jest chciane i wyczekiwane.

      Usuń
    3. Z ogromnym opóźnieniem (ale ostatnio rzadko zaglądam na blogi) odpowiadam. Byłam bardzo entuzjastycznie nastawiona do Dożywocia, bo czytałam mnóstwo pozytywnych recenzji, no i w ogóle, treść wydawała się taka "pode mnie". Dobrnęłam prawie do końca lektury, ale do samego nie dałam rady. Nie podobało mi się bardzo, ale cały czas miałam nadzieję, że a nuż... Całość oparta na jednym pomyśle, wałkowanym w kółko: zasmarkany aniołek w bamboszach i alleluja. Fabuły właściwie brak, same fantazyjnie zaplatane zdania to za mało, a portrety bohaterek cechowały się zbyt dużą dla mnie dawką szyderstwa (kpinę bardzo lubię, ale to nie było to).
      Podkreślam, ze to moja subiektywna opinia i wszystkim innym może się podobać ;)
      A jak spotkam Toń w bibliotece to spróbuję. I Małe licho chętnie bym zobaczyła - więc nie skreślam :)

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nic nas nie uratuje przed psychopomponami... ;)
    Świetny tekst! Praktycznie toczka w toczkę to, co chciałam napisać, teraz się będę musiała postarać. To chyba jest najcudowniejsze w "Toni" - budzi tyle emocji,tak cudownie tworzy więź między ludźmi, jakby zszywała nas czerwoną nitką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A już skończyłaś czytanie czy jeszcze nie?
      Dzięki za miłe słowa, chyba takie luźne przemyślenia wychodzą mi najlepiej :)

      Usuń
  6. skończyłam, musi się trochę przegryźć :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To wstyd że Marta Kisiel mówi czytelnikom jak mają oceniać jej książkę i co w niej "znaleźć"! Mówi tutaj nie osobiście, tylko za pomocą redaktora. Ale jednak. Poczułam niesmak i więcej po jej ksiązki nie sięgnę choć byłam fanką i wszystkie kupowałam. Nie chcę napisać recenzji i być potem obśmiewaną przez Pana Chojnackiego.


    http://czytankanadobranoc.blogspot.com/2018/05/przedpremierowo-ton-marta-kisiel.html.

    "Zastanowiło mnie jakim cudem, niespełna 16 lat temu, czyli w czasach prawie nam współczesnych, gdzie komputery stały w prawie każdym domu i nawet żule spod budki z piwem mieli telefony komórkowe, nikt się nie zorientował że zginęła dwójka dorosłych ludzi. Jakim cudem w kamienicy, gdzie mieszkała największa plotkara Radomia, nikt się nie zainteresował losem trójki mieszkających samotnie dzieci? W końcu Klara, kiedy spadła na nią rola opiekuna, też była jeszcze dzieckiem. Gdzie była wtedy opieka społeczna? I dlaczego, będąc praktycznie w tym samym wieku, Eleonora i Dżusi tak drżały ze strachu na sam widok swojej ciotki?" pyta blogerka?

    "Zapomniałaś" podać linka do recenzji w której wyszczególniono kilka z licznych błędów merytorycznych! Redaktor pilnuje by ludziska nie czytali o wpadkach?? A blogerów którzy zauważą obśmiejemy?

    Pani była kiedyś na targach z takim głuchym dzieciakiem? Kojarzę Panią. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A z kim mam przyjemność, bo podpisu brak?

      Usuń
    2. Przyjemność?? Agnes nie przesadzajmy z kurtuazją :( Są granice, które zostały tu przekroczone. Moim zdaniem kosz, a anonim niech wróci, jak już znajdzie swoje dobre wychowanie. Choć może być ciężko.
      PS. Ad rem - "plotkara Radomia"? To na pewno tekst o "Toni"?

      Usuń
    3. Ja tam jestem jednostką samorządną i niezależną i przemawiam wyłącznie we własnym imieniu, więc Autorki proszę nie włączać w moją działalność polegającą na tłumieniu niezależnych opinii o książce i narzucaniu jedynie słusznych interpretacji.
      A co do telefonów komórkowych, to akcja książki nie rozgrywa się 16 lat od 2018 roku.

      Usuń
    4. Wcześniej nie miałam czasu, żeby odnieść się do komentarza, dziś mam odrobinę więcej, więc spróbuję.
      Mylisz się, sądząc, że autorka cokolwiek narzuca. Redaktor owszem, mówił, co mówił, wcale się tego nie wypiera, ale interpretowanie tego jako NARZUCANIE jest także pomyłką.
      Nie zapomniałam podać żadnego linka z tych, co chciałam, więcej nie czytałam. Masz jakieś? Wpisz u siebie. W przytoczonym przez Ciebie fragmencie mowa o Radomiu, jakim cudem? Warto sprawdzać co się wrzuca.

      Tak, mam głuche dziecko, dzieciaka, jak napisałaś. Na targi nie zabieram, bo za głośno i za tłoczno dla takiego dzieciaka. Ale skoro mnie kojarzysz, to może następnym razem podejdziesz, przywitasz się i porozmawiamy? Może nawet przedstawisz się imieniem, bo tu najwyraźniej zapomniałaś.

      Usuń
    5. niezły sposób na reklamę bloga: przyjdź, strzel focha, że recenzja jest zła i zostaw w komentarzu link do swojej. I jeszcze miej pretensje, że nikt nie wielbi twojego tekstu - no po prostu zwykły nabijacz wejść. Ciekawe, że pani wędruje tylko po poczytnych blogach. I jeszcze obraż praę razy piszących, wtedy jest gwarancja, że fani tego bloga przylezą do ciebie. A statystyki pyk pyk.

      Usuń
  8. Ten redaktor to zdecydowanie zbyt wszędobylski. Skąd on na to czas ma? No skąd? I czemu się nie podzieli? ;)

    Pożeracz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie je, nie pije, a chodzi i bi.., znaczy, narzuca. Eee, nie do rymu. Nie je i kuca, a potem ... Od razu lepiej :D

      Usuń
    2. Pasuje. Nie je, nie pije, a chodzi i bije (pianę) :P

      Usuń
    3. Ja bym bardziej przychyliła się do Bazylowego, acz trochę zmodyfikowanego, ;)
      "Nie je, nie pije, w internetach żyje, ponoć nie kuca, a jednak narzuca" ; )

      Usuń
    4. Z głośnym stęknięciem. Uff.

      Usuń
    5. I, wnoszę po sobie, strzałem z kolan. To niebezpieczny człowiek jest! :P

      Usuń
    6. Oj, kto taki niebezpieczny? Bo to lepiej unikać :P

      Usuń
    7. Łón, łón, we własny łosobie! :D

      Usuń
    8. Który łón? "Wariacki kraj, język idiotyczny, na przykład: u nich ja to jest ‚mła’, ale ja dla niego to nie jestem ‚mła’ tylko ‚wu’, ale on dla siebie jest ‚mła’, ale dla mnie on to jest ‚lui’. Bądź tu mądry kto jest kto?”

      Usuń