Doprawdy nie spodziewałam się, że za tę nieco tajemniczą okładką kryje się wyjątkowa powieść. Myślałam, że przeczytam skandynawski kryminał w lekko nakreślonej retro scenerii - a tu kryminał, historia, religia, socjologia, natura, hoho!
Szkielet powieści jakby zwyczajny: w małej szwedzkiej wiosce Kengis ginie dziewczyna, rzekomo zaatakowana przez niedźwiedzia. Miejscowy pastor, Lars Levi Læstadius, ma jednak wątpliwości i zaczyna badać sprawę. Zbiera ślady i dowody, które wskazują, że to nie zwierzę. Pomaga mu w tym Jussi, sierota przygarnięty przez rodzinę pastora jako dziecko. Teraz już chłopak, Jussi, choć małomówny, przydaje się pastorowi, umie czytać, pisać i kojarzyć fakty. Byłby to więc szwedzki wiejski Sherlock Holmes i doktor Watson, gdyby nie parę dodatkowych okoliczności.