sobota, 24 maja 2014
"Niewidczni Akademicy" Terry Pratchett - wątłe barki Myślaka
Fanom Pratchetta nie trzeba jakoś specjalnie rekomendować jego książek. A niefanom trzeba? Pewnie! Bo Pratchetta warto czytać! Tylko niekoniecznie akurat ten tom - bo jak zaczynać przygodę ze Światem Dysku, to nie od tego tomu, tylko gdzieś od początku.
"Niewidoczni Akademicy" to trzydziesty trzeci tom serii. Pod względem pratchettopodobania się plasuje się gdzieś w dolnej strefie stanów średnich. To pewnie dlatego, że piłka nożna nie jest moją ulubioną dyscypliną sportową. A właśnie ten sport bierze autor pod lupę i rozbiera na czynniki pierwsze. Kopanie, faulowanie i dryblowanie, kibicowanie i takie tam bzdety. Przyznam się szczerze, że nigdy nie pojęłam do końca idei spalonego, to znaczy wiem, co to jest, ale nie mam tego we krwi, tylko muszę z niejakim wysiłkiem sobie to przypomnieć, lekko zwizualizować i dopiero wtedy mam to jakoś ogarnięte. Nie, stanowczo, kibic ze mnie żaden. Pewnie dlatego jakoś mnie ten temat nie poruszył do głębi.
Jest jeszcze drugi wątek - Kopciuszka zamienionego w Księżniczkę w wersji Top Model. No też jakoś nie moje klimaty. Trzeci wątek to historia straszliwego stwora, który wcale nie jest straszliwy, a i stworem jest jakoś nie bardzo. Zamotane? Jak zwykle u Pratchetta :)
Sytuację i książkę nieco ratuje Myślak Stibbons, który na wątłych barkach dźwiga sporo i najwyraźniej mu się to podoba; oraz lord Vetinari, zawsze tak samo chłodny, zabójczo precyzyjny i beznamiętny. Działa na mnie kojąco fakt, że Vetinari jest zawsze taki sam.
Tak narzekam i kręcę nosem, a czy mi się źle czytało? Gdzież tam, dobrze się czytało, Pratchett to Pratchett.
"Niewidczni Akademicy" Terry Pratchett, przełożył Piotr W. Cholewa, Prószyński Media, 2013.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O, a mi akurat ta książka Pratchetta bardzo przypadła do gustu, mimo, że jakąś zapaloną fanką piłki nożnej nie jestem. ;)
OdpowiedzUsuńBo Pratchett taki jest, uwodzi samym sobą :)
UsuńKtóra to już książka ze "Świata Dysku"... Trudno zliczyć, nie podpierając się odpowiednimi źródłami ;) Ja zacząłem od początku, bo tak mi nakazywała moja polityka czytelnicza, i przeczytałem pędem dwie pierwsze części. Potem przerwałem, ale będę chciał kontynuować. Na Pratchetta zawsze znajdzie się odrobina czasu, nawet jeśli miałbym nadrabiać to uniwersum przez dziesięć lat :)
OdpowiedzUsuńTeż tak zaczynałam, po czym odkryłam u znajomych całą półkę tego autora, pożyczałam po kilka i czytałam. Teraz jestem w miarę na bieżąco.
UsuńO, ze spalonym mam tak samo (mimo wieloletnich wysiłków męża). Z Pratchettem zresztą też.
OdpowiedzUsuńEch. Tylko facet mógł wymyślić jakiś spalony ;)
Usuń