piątek, 30 listopada 2012

"Amandine" Marlena de Blasi - ym, hym, hm.



1. Fabuła

Młodziutka polska arystokratka zachodzi w ciążę, a jej matka wywozi niemowlę do klasztoru we Francji, zapewniając maleństwu dostatek i absolutny brak rodziny. Dziecię smutne i słodkie chowa się w klasztorze przez 10 lat, po czym jedzie do rodziny opiekunki, wpadając w środek wojny (Francja właśnie poddała się Niemcom). Jedzie tak jakieś cztery lata. Babcia dziewczynki umiera podczas okupacji, ostatnim tchem przekazując córce wiadomość, że jej dziecko nie umarło, a ta podejmuje poszukiwania, przy okazji przygarniając osierocone dzieci (czwórkę).
 
2. Kwestie, hm, dziwne i wątpliwe:

2.1. Dziewczynka z opiekunką wędrują po Francji przez cztery lata, prawie nie spotykając Niemców, a do tego żadna (prawie, jedną pomijam, spoiler) krzywda im się nie dzieje. Nikt na nie napadł, nie obrabował, nie zgwałcił, a ruch oporu nieba im przychylał. Święte ludzie ci Francuzi.

2.2. Młoda dziewczyna rodzi dziecko i kompletnie, kompletnie się nim nie interesuje, przyjmując na wiarę wszystkie wyjaśnienia serwowane jej przez mamusię, że dziecko chore, że umarło, że to, że tamto. Nawet nie wie, gdzie grób. Ratunku i litości.

2.3. Osiedlona we Francji Polka poznawszy sierotę od pierwszego wejrzenia wie, że dziecko ma w sobie coś z Polki i w dodatku arystokratki. Ciekawe skąd.


3. Osoby:

3.1. Amandine - za śliczna, za słodka, za chora, za bardzo prześladowana, za bardzo dotknięta nieszczęściami, za poważna, za dorosła, za, za za. Ble.

3.2. Jej matka - bezwolna mimoza. Ble.

3.3. Jej babka - twarda jak stal. No, jedna porządna postać.

3.4. Opiekunka - bez życia własnego.

3.5. Ruch oporu - bohaterowie jak aniołowie.

3.6. Zakonnice dwie - skłamałam, że jedna porządna postać, bo jeszcze dwie zakonnice, oczywiście czarne charaktery, są interesujące.


Ogólem - ckliwa historia, obfitująca w łzy, pożegnania, rozstania, powroty oraz te "w ostatniej chwili", "cudem" czy "ostatnim tchem". Idę wyrzucić ze schowka inne jej powieści, o ile je mam.

 Lektorka, Marta Klubowicz, na początku mi przeszkadzała swoją twarzą, bo ją widziałam przed oczami. To nie jej wina, absolutnie, po prostu fabuła taka sobie, to myśli leciały to tu, to tam i padło na lektorkę. Potem przestała mi przeszkadzać, bo się przyzwyczaiłam, za to zaczęło mi się podobać, jak ona wymawia francuskie zwroty. Ślicznie. Dykcja bez zarzutu.




"Amandine" Marlena de Blasi, tłumaczyła Katarzyna Malita, Świat Książki, 2011.

Amandine [Marlena de]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

14 komentarzy:

  1. O rany, ja pasuję:/ teraz się nie dziwię, że tak długo Ci przy niej zeszło :D
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaa. Polska arystokratka? Znakiem tego reminiscencja pobytu pani De Blasi nad Wisłą. Ta to wszędzie sobie inspirację znajdzie do tych bzdetów, które produkuje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Księżna Czartoryska, tak jest. Była nad Wisłą? No no.

      Usuń
    2. A jakże, nawet prowadzi bloga specjalnie dla "drogich polskich przyjaciół" :)

      Usuń
  3. Próbowałam czytać tej autorki coś z Wenecją w tytule. Skusiła mnie ta Wenecja, a tam romansidło, mdłe i odrzucające. Szukałam tej Wenecji, szukałam i nie doszukawszy się lekturę porzuciłam w połowie (co na prawdę rzadko mi się zdarza).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przeczytałam to z Wenecją i więcej po książki autorki nie sięgnę. Czuję się urażona i zrażona tym, że autorka uważa, że czytelnik nie myśli samodzielnie i można mu wepchnąć największe kity.

      Usuń
    2. O, no właśnie, słyszałam, że Wenecja, że Toskania, że to, że tamto...
      Ech, nie warto sięgać.

      Usuń
  4. O, też tak muszę pisać recenzje! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ani ja, ani siostra nic o tej książce nie powiemy, ale naszej mamie się podobała :) Nieco mniej wprawdzie niż Harry Potter, ale jednak :)Może to inna grupa wiekowa, po prostu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że jest ktoś, komu się to spodobało - czyli książka nie została napisana na darmo.

      Usuń
  6. Ad. 2.3., pozwolę sobie podpowiedzieć: jak to, jak rozpoznała, błękitna krew przecież! To może się objawia podobnie jak wampirzość Edwardów, błyszczy taka arystokratka w słońcu, albo coś. Agnes, czytelniczko małej wiary, w ostatnim tchem wypowiadane zdania wątpisz :)
    Urocza, wypunktowana bezlitośnie recenzja nieznanej mi książki, zapamiętałam, już raczej się nie zapoznam.
    Chociaż wiadomo, jak posucha czytelnicza to i ulotki się czyta, mdłe romansidła też dają radę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiłaś w sedno, już naprawdę nic nie miałam do słuchania, nic a nic!

      Usuń