niedziela, 28 lipca 2013

Co u Krzysia i Marianki?

Mnóstwo.
Marianka uczestniczyła w imprezie uroczystego otwarcia drogi na Owieczkach.

Próbowała też naprawić samochód. Najpierw sprawdziła, czy świeca samochodowa da się wkręcić w pępek. Da się, tak trochę.

Krzyś i Marianka (na zdjęciu z Maćkiem) piekli kiełbaski na ognisku. 

Potem jedli porzeczki.

Bawili się w piasku. 

Byli na zawodach strażackich. Na zdjęciu drużyna z Owieczek.

 A tu gorący kibic.


Krzyś podlewał trawę.


 A Marianka odwiedzała, któryś już raz, IFiPS w Kajetanach. Tym razem Poradnię Rehabilitacyjną. Według pani Basi jest fantastycznym dzieckiem, głośnym, chętnym do zabawy i nauki. Bardzo dobrze to rokuje na przyszłość.

Pominęłam odwiedziny u rodziny, wczorajszą wycieczkę do Lichenia, wystawę rękodzieła w Klonowej, koncert w kościele w Brzeźniu (z Tytusem Wojnowiczeem w roli prawie głównej), wyprawę na jagody (komary żrą) i inne takie atrakcje. Się dzieje :)

Idę robić imieninowy tort dla Krzysia.

środa, 17 lipca 2013

"Trucizna" Andrzej Pilipiuk


Siódmy tom  przygód Jakuba Wędrowycza przeczytałam...
No, po prostu przeczytałam.

Krzyś obejrzał obrazki - pozdrawiamy ich twórcę, Andrzeja Łaskiego. Pozdrawiamy też autora oraz jego żonę Katarzynę.

Jak już jestem przy pozdrowieniach, to pozdrawiam wszystkie polonistki i namawiam, żeby we wczesnym dzieci nauczyły dzieci odróżniać apokalipsę od apopleksji. Pozdrawiam też całą swoją rodzinę, mamę, siostry, szwagrów, siostrzenice i siostrzeńców (no co, trzeba czymś zapełnić miejsce przy okładce książki, nie?). O, i babcię. Babcię pozdrawiam bardzo mocno.

"Trucizna" Andrzej Pilipiuk, Fabryka Słów, Lublin 2012.

niedziela, 14 lipca 2013

"Grona gniewu" John Steinbeck - ależ to mocna książka...


Rodzina Joadów zostaje wyrzucona (susza, nieurodzaj, przemoc ekonomiczna, kredyty, banki i bankructwo) z gospodarstwa w Oklahomie. Sprzedają, co się da, resztę pakują na zakupioną ciężarówkę i wyruszają w drogę, przez pół kraju, do Kalifornii. Tam, w żyznej i zielonej krainie podobno szukają pracowników do zbioru brzoskwiń, winogron i bawełny. Joadowie liczą na dobrą pracę, zarobki i ogólnie lepsze życie niż w Oklahomie, nieopodal miasteczka Salisbury, gdzie burze piaskowe zasypują uprawy i wyjaławiają ziemię.

Na ciężarówkę pakują się więc: Tom Joad i jego żona (do licha, nie zarejestrowałam w pamięci jej imienia, mówiono na nią tylko "matka"), ich dzieci: pierworodny Noah, następnie Tom, Al, Rose of Sharon, świeżo zamężna i zaciążona, Ruthie i Winfield. Starsze pokolenie reprezentuje dziadek i babcia. Jest jeszcze Connie, mąż Rode of Sharon oraz były pastor Jim Casy. Ach, jeszcze stryj John, brat Toma.

Towarzyszyłam im podczas wędrówki, patrzyłam, jak rodzina się wykrusza, jak walczą o przetrwanie wśród masy takich jak oni, jak pracują za nędzne grosze, jak próbują żyć, po prostu żyć. Ale... po prostu żyć im się nie udaje. Sytuacja w Ameryce jest tragiczna, co autor przybliża nam w przerwach pomiędzy  snuciem opowieści o Joadach.

"Pola obrodziły hojnie, a drogami wędrowali przymierający głodem biedacy. Spichrze były pełne, a dzieci nędzarzy chorowały na krzywicę i ciałka ich z niedożywienia obsypane były krostami. Wielkie spółki nie zdawały sobie sprawy, jak wąska jest granica między głodem a gniewem".[1]

Trudno mi pisać o tej książce, naprawdę. Tyle w niej prawdy, gniewu, nędzy, ale i radości, więzi rodzinnych, miłości, wszystkiego, WSZYSTKIEGO, aż dech zapiera. I serce się ściska. Kawał wielkiej, porządnej prozy. Klasyka. Absolutnie warta przeczytania. Jeśli ktoś jeszcze nie zna "Gron gniewu", to zachęcam i polecam mocno.


"- Nie boi się mama, że nie będzie tak pięknie, jakeśmy się spodziewali?
- Nie - odparła szybko. - Nie boję się. Nie wolno się bać. I ja nie mogę się bać. To tak, jakby człowiek chciał przeżyć za wiele od razu. Przed nami jest tysiąc rodzajów życia, ale przeżyjemy tylko jedno. A przewidywać i mędrkować, co nas czeka - nie, to nie dla mnie. Ty możesz żyć przyszłością, jesteś jeszcze taki młody, ale moje życie to jak ta droga, którą jedziemy. I myślę tylko o tym, kiedy zaczniecie wołać o wieprzowe żeberka. - Rysy jej stwardniały. - Tyle tylko mogę - nic więcej. Na więcej mnie nie stać. Gdybym zrobiła coś ponadto, cała rodzina by się rozpadła. Oni wszyscy przecież liczą, że myślę o tym, co trzeba". [2]


"- Jednej rzeczy uczę się teraz. Uczę się co dzień. Kiedy człowiek ma jakiś kłopot, kiedy jest w potrzebie albo go coś boli, pomogą mu tylko ludzie ubodzy. Tylko biedak potrafi wspomóc człowieka".[3]

P.S. Tak mi ta książka utkwiła w głowie, że po przeczytaniu wyciągnęłam atlas i sprawdzałam trasę, jaką jechali Joadowie, gdzie się zatrzymywali, gdzie obozowali, gdzie pracowali...

Grona gniewu [John Steinbeck]  - KLIKAJ I SłUCHAJ ONLINE
 ---
[1]  "Grona gniewu" John Steinbeck, przełożył Alfred Liebfeld, Prószyński i S-ka. Warszawa 2012, s. 420
[2] Tamże, s.184
[3] Tamże, s.557

środa, 10 lipca 2013

"Tim i Miki w Krainie Psikusów" Dominik Szcześniak, Piotr Nowacki, Sebastian Skrobol


Komiks dla dzieci, rozdawany za darmo na Festiwalu Komiksowa Warszawa. Nie byłam, więc zaopatrzyłam się w inny sposób, a mianowicie w sklepie gildii za 1 grosz. Piszą z uśmiechem, że jednego grosza nie muszę przelewać. Świetnie. Piszą też jednocześnie, że minimalna kwota zamówienia przy wysyłce to złotych dwanaście (o ile dobrze pamiętam), co się okazało dopiero przy zamówieniu, bo ani na podstronie "koszty wysyłki" ani "regulamin" takiej informacji nie ma. Ot, kamyczek do ogródka gildii. Mniej świetna była dla mnie ta kwota minimalna, bo na siłę musiałam dobierać coś z ich oferty.

Tim i Miki to dzieciaki, które odkrywają w kącie pod parapetem przejście do tajemniczej krainy. Krainy Psikusów. Wybierają się tam szukając rodziców, którzy nagle zniknęli (wszyscy rodzice, ale horror). Spotykają ich tam rozmaite przygody, piraci, buziakowce i lord Valdemar. Uroczy miszmasz.

Krzysiowi się podobało, do tego wizja dzieci zostawionych samotnie w przedszkolu silnie utkwiła mu w pamięci. Ja natomiast mam pewne ale.

Po pierwsze, wyrażenia takie "roztargniuch", "potwornie potworzaści" czy "groźniasta" - jakoś mi nie leżą. Miało być radosne słowotwórstwo w stylu Baranowskiego, ale to nie jest to.
Po drugie, zmienna wielkość czcionki w dymkach jest straszliwie upierdliwa. Całkiem niedawno czytałam synowi Diplodoka i tam było równo. A tu nie, jak jedno słowo w dymku, to wielką czcionką, a jak bohater ma więcej do powiedzenia, to nadziubdziane maczkiem. Litości! Rodzic nie jastrząb, czasem wzrok ma już sterany, czasem czyta dziecięciu przed snem, światło nie wali po oczach, tylko jest jakaś nocna lampka, trudniej się czyta w takich warunkach, autorzy, weźcie to pod uwagę!
Po trzecie, piszemy "wniebogłosy", a nie "w niebogłosy", uznałam, że to literówka, bo pojedyncza wpadka. Nie wiem, na której to stronie, bo strony nie są numerowane, po czwarte.

Da się czytać i oglądać też, ale do ryjówek Samojlika to daleko.


"Tim i Miki w Krainie Psikusów". Scenariusz: Dominik Szcześniak, rysunki:  Piotr Nowacki, kolor: Sebastian Skrobol. Wydawcy: Polskie Stowarzyszenie Komiksowe oraz timof i cisi wspólnicy, Warszawa 2013.

sobota, 6 lipca 2013

"Sprawa opanowanej złodziejki" E.S. Gardner


"Około siódmej trzydzieści Mason siedział w koktajlbarze hotelu, w którym rezydował [...]" - szczerze się zdziwiłam, jak to przeczytałam, to Mason, wzięty i z pewnością zamożny adwokat, nie miał własnego mieszkania? Chyba że mieszkanie w hotelu było wygodniejsze?...

"My, sędziowie przysięgli, wyznaczeni do sprawy, uznaliśmy, że [oskarżona] jest winna/niewinna [nie mogę tego zdradzić] zarzucanej jej zbrodni. Jednocześnie sędziowie przysięgli proponują, aby prokurator okręgowy bezzwłocznie aresztował [kogoś innego] i przeprowadził dochodzenie, lecz w sposób bardziej inteligentny niż w przypadku tej sprawy." - hehe, śliczny przytyk w kierunku prokuratora okręgowego, jego zastępca bowiem, Larry Sampson, robi z siebie na sali sądowej idiotę.

Fabuła jest dość skomplikowana, zaczyna się od prawie-że-przyłapania w sklepie złodziejki, starej pani, Sarah Breel. Jej bratanica, Virginia Trent, umiera ze wstydu. Ale to tylko przygrywka, bo dopiero potem zaczyna się dziać! Brat pani Breel, George Trent, zajmuje się zawodowo diamentami, ma też pewne alkoholowe ciągotki i co jakiś czas idzie w tango. Właśnie poszedł, a jego siostra odkryła, że zniknęły cenne brylanty, które oddała Trentowi pani Ione Bedford za pośrednictwem Austina Cullensa.

Gdzie ich szukać? Kto zabił Trenta? Kto zabił Cullensa? Czyje naprawdę były brylanty i kim jest Pete Chennery? Och, tyle pytań, ale od czego jest Mason, nieprawdaż. :)

Przełożył Paweł Kruk. Tom 12. cyklu o Masonie.

czwartek, 4 lipca 2013

Lato!

Lato, wakacje, słońce, lasy i pola, łąki, czerwone porzeczki i czereśnie, komary wieczorem i rosa rankiem, kwitnące lipy i szum pszczół, świeży chleb z masłem na śniadanie i kawa z mlekiem. Oto, co jest moim i dzieci, Krzysia i Marianki, udziałem od początku tygodnia.

I tak jeszcze przez cały miesiąc. :) Będzie mnie tu mniej.

Żadnej książki do czytania nie zabrałam, tylko jednego kindla. To niesamowita oszczędność miejsca w bagażu, szok!

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i życzymy wszystkim świetnego wypoczynku!